Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zgodnie z tą oficjalną zdalnie lub hybrydowo pracują od 19 października szkoły ponadpodstawowe i wyższe. Zanim ta decyzja weszła w życie, już ponad 5 proc. placówek zostało częściowo lub całkiem zamkniętych przez sanepidy. Nawet te robiące wrażenie – bo oznaczające ponad tysiącprocentowe wzrosty względem pierwszej połowy września – statystyki nie mówią jednak wszystkiego o skali epidemicznych spustoszeń. Oficjalne dane nie obejmują wszak coraz większej liczby dzieci i nauczycieli na kwarantannach: tych oficjalnych i podjętych dobrowolnie. Nawet jeśli rząd nie podejmie wkrótce coraz bardziej oczywistej decyzji o przejściu w tryb online wszystkich placówek – czego domaga się m.in. ZNP – polskie szkoły opustoszeją wkrótce i bez zgody ministra.
SZKOŁA WOBEC EPIDEMII - CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM
Tymczasem po ośmiu miesiącach od wiosennego lockdownu resort edukacji (przemianowany teraz na Ministerstwo Edukacji i Nauki; ozdrowiały z koronawirusa Przemysław Czarnek dostał w poniedziałek ministerialną nominację) nieśmiało otwiera oczy na rzeczywistość. Wcześniej doktryna była jasna: choćby świat się palił i walił, realizujemy pełen program nauczania. W papierach wszak wszystko musi się zgadzać – choćby każdy już dostrzegał, że realizacja podstawy programowej w nowych realiach to fikcja.
Teraz premier zapowiada odchudzenie programu. Nie wiemy co prawda, kiedy to się stanie (prace trwają), ani wedle jakiego klucza odbędzie się to przycinanie (nie brak obaw, że wedle ideologicznego). Na razie jednak odnotujmy pierwszą trzeźwą, choć mocno spóźnioną decyzję edukacyjnych władz. ©℗
CZYTAJ TAKŻE
EDUKACJA WSPÓŁISTNIEJĄCA: Przywykła do eksperymentów polska szkoła takiego jeszcze nie przeżyła. Boją się go wszyscy: epidemiolodzy, rodzice, nauczyciele, dyrektorzy. Spokojny jest tylko minister >>>