Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przywódcy BRICS – organizacji grupującej Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i Republikę Południowej Afryki – postanowili na szczycie w Johannesburgu, że od stycznia 2024 r. wstęp do ich elitarnego dotąd towarzystwa będą miały także: Iran, Egipt, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie (to ukłon wobec krajów Bliskiego Wschodu), Etiopia i Argentyna. To pierwsze rozszerzenie organizacji od 2010 r., gdy Chiny doprosiły RPA, a BRIC zmienił nazwę na BRICS. „Wymyślili” ją ekonomiści z banku Goldman Sachs, którzy w 2001 r. pisząc o krajach, które – poza Zachodem – będą miały największy wpływ na stan rzeczy w świecie, wskazali alfabetycznie właśnie Brazylię, Rosję, Indie i Chiny.
Szóstka nowych członków może uważać się za wybrańców, bo o przyjęcie do klubu prosiły trzy tuziny państw, w tym Indonezja, Nigeria, Algieria, Kongo, Gabon czy Kazachstan. Rozszerzenie organizacji cieszy Chiny i Rosję, które przedstawiają BRICS jako alternatywę wobec Zachodu. Ale Indie, Brazylia i RPA, a także nowo przyjęci członkowie (z wyjątkiem Iranu) nie chcą wojny z Zachodem – a jedynie nie musieć wybierać między nim a jego wrogami.
W czasach zimnej wojny walczył o to Ruch Państw Niezaangażowanych, który pod przewodem Indii, Indonezji, Jugosławii, Ghany i Egiptu głosił, że sam będzie wybierać sobie przyjaciół i nie da się wciągnąć w cudze awantury. BRICS chętnie odwołuje się do tamtej idei. Mówi, że jest głosem globalnego, ubogiego Południa. Nie szuka jednak „trzeciej drogi”, lecz pod wodzą najsilniejszych – Chin i Rosji – pragnie sprzeciwić się Zachodowi i położyć kres jego dominacji. O tym, jak wielu w świecie te zachodnie porządki pragnęłoby zmienić, świadczą liczba i różnorodność ubiegających się o przyjęcie do BRICS. ©℗