Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Fakty - to znaczy rozkład głosów oddanych w wyborach z 2007 r. - mówią coś innego. Dość powiedzieć, że w biednej mazurskiej Gołdapi czy w przeżywającym postprzemysłową rewolucję Wałbrzychu na PiS padło 20 proc. głosów, podczas gdy w Wilanowie - 25 proc. Dla pełniejszego obrazu dodajmy, że w Gołdapi Platforma zebrała ponad połowę głosów.
Co to ma wspólnego z celem konferencji "Polska inteligencja a życie publiczne", zorganizowanej przez PiS w miniony weekend na warszawskiej Akademii Muzycznej i mającej w intencji organizatorów pomóc w przekonaniu właśnie inteligencji do formacji Jarosława Kaczyńskiego? Bardzo wiele. Jeśli coś zraża część inteligencji do PiS (bo przecież nie całą: PiS popiera szereg prominentnych postaci ze świata inteligenckiego), to tym czymś nie musi być sama diagnoza rzeczywistości, którą proponuje Jarosław Kaczyński. Barierą utrudniającą dialog - o przekonywaniu już nie mówiąc - Jarosława Kaczyńskiego z tymi, którzy nie zaliczają się do zwolenników PiS, jest brak szacunku dla odbiorcy i dla jego rozumu. Mówiąc inaczej: protekcjonalny i paternalistyczny styl przewodniczącego PiS, który formułuje następujący przekaz: ja widzę Polskę tak i tak, a jeśli nie podzielacie mojej opinii, to albo daliście się zmanipulować i omotać, albo jesteście ofiarami presji (mediów, konkurencji itd.). Czyli: nie jesteście na tyle bystrzy, by wyrobić sobie samodzielny pogląd.
Jeśli ktoś do mnie przychodzi i mówi: "Jesteś zmanipulowany, dopiero ja otworzę ci oczy i powiem, jak jest naprawdę" - to o czym mamy rozmawiać?