Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na półmetku synodu dla Amazonii informacje o tym, co dzieje się w sali obrad, stają się coraz bardziej monotonne i przewidywalne. Przygotowywane przez biuro prasowe i rozsyłane do dziennikarzy dwa razy dziennie biuletyny to suche streszczenia przemówień, wyzbyte emocji, nieoddające atmosfery auli, wyliczające wciąż te same problemy.
Bariera informacyjna
Nie pomaga też brak informacji o autorach poszczególnych wypowiedzi. Nie dowiemy się na przykład, kto zgłosił propozycję, by synod amazoński zarzucił temat święcenia viri probati czy diakonatu kobiet, a decyzje w tych kwestiach pozostawił kolejnemu, zwyczajnemu synodowi, na którym obecni będą reprezentanci „reszty świata”, a nie tylko jednego regionu. Albo kto podsunął pomysł, by kobiety dopuścić do posługi lektoratu i akolitatu, ale już nie diakonatu (czyli de facto pozwolić im czytać Słowo Boże podczas mszy i udzielać komunii – czyli robić to, co i tak robią już od dawna). Albo żeby obecne obrady zakończyć powołaniem kolejnego biskupiego ciała, które zajmie się „implementowaniem synodalnej drogi” w Amazonii. Nie wiemy, z jaką reakcją te pomysły „anonimowych ojców synodu” się spotkały, nie wiemy, czy i jakie zyskały poparcie.
W ubiegłym roku, na synodzie o młodzieży, niektórzy biskupi sami udostępniali teksty swych wystąpień. Teraz nikt się nie odważył. Może ten „zły czas” w Watykanie wziął się z powodów całkiem pozasynodalnych? Po wycieku do prasy zastrzeżonych informacji ze śledztwa na temat finansowych nadużyć w kurii oraz – spowodowanej tym – dymisji długoletniego szefa watykańskiej żandarmerii Domenica Gianiego, wyczuwa się lęk przed mediami, a kontakty z dziennikarzami mogą zostać uznane za podejrzane.
Ale równie dobrze powściągliwość w kontaktach z mediami może być spowodowana – paradoksalnie – zalecaną od dawna przez papieża parezją, swobodą wypowiedzi. Również uczestników synodu Franciszek namawia do wyrażania własnego zdania, nawet jeśli jest niezgodne z jego opiniami. Być może to właśnie dzieje się za zamkniętymi drzwiami synodu: biskupi mówią, co myślą, bez obawy, że ich słowa wydostaną się na zewnątrz.
Za poprzednich pontyfikatów dziennikarze dostawali pełne teksty wystąpień ojców synodu, ale ziało z nich nudą i sami uczestnicy przyznawali, że podczas obrad mogli spokojnie czytać brewiarz. Obecna bariera informacyjna, bardzo szczelna, może świadczyć po prostu o wysokiej temperaturze dyskusji.
Różowy delfin
Z powodu tejże bariery w tym tygodniu medialnych tematów trzeba było szukać poza synodalną aulą.
Jednym z nich była kwestia finansowania synodu. Wśród najważniejszych jego sponsorów jest REPAM – kościelna sieć organizacji, która dzięki funduszom Rady Biskupów Ameryki Łacińskiej (CELAM) oraz Caritasu wspiera materialnie rdzenną ludność Amazonii, a także występuje w obronie ich praw i godności. W czwartek media konserwatywne z Brazylii i USA podały, że jedna z organizacji wchodzących w skład REPAM otrzymała 2 mln dolarów od Fundacji Forda, dwie inne dostały granty o nieznanej wysokości. Tymczasem Fundacja Forda znana jest ze wspierania ruchów proaborcyjnych.
Czytaj także: O. Mariusz Kasper Kaproń: Nowa droga zacznie się w Amazonii
Innym, równie gorąco komentowanym wydarzeniem (a właściwie ich serią) były modlitwy, jakie przedstawiciele plemion amazońskich Indian od początku synodu organizują w rzymskich kościołach (także w Bazylice św. Piotra czy ogrodach watykańskich). Mówiąc dokładniej – chodzi o egzotyczne rekwizyty, które tym nabożeństwom towarzyszą: posążki kobiet w ciąży, rzeźba delfina, kule wypełnione wodą.
Zdaniem jednych – to symbole pogańskie, dowód politeizmu, zachęta do synkretyzmu. Według innych, którzy natychmiast stanęli w obronie figurek, ciężarne kobiety to na pewno Maryja nawiedzająca św. Elżbietę, a rzeźba delfina – chrześcijański symbol ryby. Paolo Ruffini, prefekt dykasterii komunikacji, zapytany o to na konferencji prasowej, przyznał z rozbrajającą szczerością, że to ani Matka Boża, ani św. Elżbieta, ani znak Jezusa, tylko – po prostu – indiańskie symbole życia i płodności. Czy ich obecność w kościołach zbudowanych na fundamentach pogańskich świątyń, pełnych dzieł sztuki nawiązujących do scen z mitologii, jest naprawdę aż tak gorsząca?
W czwartkowe popołudnie papież przyjął na specjalnej, prywatnej i spontanicznie zorganizowanej audiencji czterdziestu przedstawicieli amazońskich Indian – zarówno uczestników synodu, jak i organizatorów różnego rodzaju „imprez towarzyszących” (religijnych, ekologicznych, kulturalnych). Mówił o Ewangelii, którą Kościół głosił najpierw w świecie Rzymian i Greków, potem wśród Słowian, narodów Azji czy Ameryki. „Dobra Nowina Jezusa przychodzi do ludzi poprzez ich własną kulturę” – tłumaczył Franciszek.
Goście znad Amazonii doceniają szacunek, jakim papież darzy ich i ich tradycje. „Gdy Europejczycy najechali nasze ziemie, nie prosili o zgodę ani matki natury, ani ludzi, którzy tam mieszkali – mówiła dzień wcześniej Anitalia Pijachi z Kolumbii. – Przymuszali nas siłą do przyjęcia krzyża i Biblii. Dopiero ten papież, podczas swej wizyty w Peru, w 2018 roku, zapytał amazońskich Indian, w jaki sposób Kościół może im towarzyszyć”. Rada starszych jej plemienia uznała synod za próbę wspólnego poszukiwania odpowiedzi na papieskie pytanie.
Polecamy: specjalny serwis "TP" poświęcony Synodowi dla Amazonii