Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najpierw rząd pokazał budżet na rok 2024, z którego wynika, że deficyt finansów publicznych znacząco wzrośnie, a na dodatek coraz więcej pieniędzy rządzący chcą wydawać z pomocą funduszy celowych, zatem poza budżetem i kontrolą parlamentu. Potem do gry wszedł Narodowy Bank Polski z pierwszą od 40 miesięcy obniżką stóp procentowych, w dodatku aż o 0,75 punktu procentowego – na rynkach oczekiwano, że polski bank centralny, który już nawet nie udaje, że chce zachować pozory apolityczności, przed wyborami odważy się zejść co najwyżej o 0,25 p.p.
Na efekty obu tych wiadomości nie trzeba było długo czekać. W pierwszym tygodniu września nasza waluta słabła w oczach. Złoty stracił do dolara 17 groszy. W stosunku do franka szwajcarskiego potaniał o 16 groszy, a do euro – o 15.
Przecena polskiej waluty oznacza, że dziś inwestorzy się jej pozbywają. Przez kilka pierwszych miesięcy tego roku obserwowaliśmy tymczasem trend odwrotny. Złoty umacniał się wraz z przekonaniem rynków, że Polska będzie w kolejnych latach jednym z ważniejszych celów inwestycyjnych dla wielkich firm, które po pandemii i w zawierusze spowodowanej wybuchem wojny w Ukrainie skracają łańcuchy dostaw, przenosząc fabryki bliżej docelowych rynków.
Gwałtowność zeszłotygodniowej przeceny można częściowo tłumaczyć tym, że niektóre fundusze inwestycyjne po tak dużej obniżce stóp procentowych musiały pozbyć się złotego, bo tak nakazują im regulaminy inwestycyjne (w identyczny sposób zachowują się także po spadku ratingu poniżej zapisanych poziomów). Nie zmienia to jednak faktu, że stan polskiej gospodarki rodzi coraz więcej znaków zapytania. Kolejne odczyty PKB pokazują, że jest gorzej, niż zakładały w prognozach rząd i GUS. Inflacja spada, ale głównie za sprawą zamierającej konsumpcji, i nadal należy do wyższych w Europie.
RPP obniża stopy procentowe i nie chce pamiętać o inflacji
Rząd tymczasem w przyszłym roku zamierza znacząco zwiększyć zadłużenie i wydatki. Na koniec 2022 r. dług sektora instytucji rządowych i samorządowych (czyli liczony według unijnej metodologii obejmującej wszystkie wydatki publiczne) wynosił ok. 1,51 bln zł.
W tym roku dobijemy z długiem do niemal 1,7 bln, a w przyszłym roku zwiększymy go o kolejne 340 mld zł – aż do 2 bilionów. Rząd zakłada, że relacja długu do PKB wzrośnie tylko do 54 proc. – o ile oczywiście produkt krajowy nie spłata mu figla i nie spadnie poniżej oczekiwań. ©℗