Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy się obudziłem, nie pamiętałem ani okładek książek, ani tytułów. Z wyjątkiem jednej: była niegruba i wyglądała dość niepozornie. Leżała z boku i miałem wrażenie, że - gdyby w końcu udzielono jej głosu - wolałaby raczej stanąć w mojej obronie, niż przyłączyć się do oskarżeń. Na szaro-niebieskim tle widniał napis: ,,Niedowiarstwo moje". I jeszcze nazwisko autorki: Józefa Hennelowa.
Ten tytuł nawiązuje, oczywiście, do Ewangelii. “Jezus rzekł mu: »Jeśli możesz wierzyć, wszystko możliwe jest wierzącemu«. A [on] zawołał natychmiast ze łzami: »Wierzę, Panie. Wspomóż niedowiarstwo moje«" (Mk 9, 23-24). Pisze Józefa Hennelowa: “Każdy z nas wie, jak bardzo wiara jego wymaga wspomożenia (...). I jest to najważniejsza sprawa naszego życia, jakiekolwiek by było".
O tym właśnie jest ta książka. O “najważniejszej sprawie naszego życia", o wierze - tej kruchej i tej mocnej, przeżywanej tu i teraz, w domu i w pracy, w ,,Tygodniku" i w parlamencie, oraz w kościele. O szukaniu Jego światła i próbach odpowiadania na Jego wolę - choć czasem bywa to bardzo niewygodne. Dla Autorki - i dla tych, którzy są blisko.
Wstrząsają szczerością teksty zamieszczone w rozdziale ,,Confiteor": ,,Rachunek sumienia", ,,Winy Kościoła, winy moje", ,,Człowiek, któremu nie pomogłam"... Hennelowa jest przenikliwa - do bólu. Kiedy na przykład próbuje odpowiedzieć na pytanie ,,czym jest dla mnie życie duchowe?", nie ucieka w żadne budujące rozważania ascetyczne, ale pisze wprost - o starości. O problemach z chodzeniem i pamięcią. I o tym, że “tylu z nas musi przeżywać jeremiaszową »brzydkość spustoszenia« w sensie najbardziej dosłownym: w sobie i dokoła siebie, gdy nikt już nie ma na nas ochoty". Oto “życie duchowe" ludzi starych. “Nie ma na to żadnej rady poza tą jedną: przyjąć fakt, ale prosić Boga, żebyśmy mogli nie robić z tego problemu".
Są w tym tomie przejmujące świadectwa o ludziach, którzy dążyli do świętości. Są zapiski poczynione na marginesie duchowych lektur. I refleksje o Kościele, czasem krytyczne, ale zawsze przeniknięte miłością. To jakiś straszliwy grzech zaniedbania, że Kościół w Polsce nie pozwala świeckim głosić homilii ani rekolekcji. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby poprowadzenie takich rekolekcji powierzyć Józefie Hennelowej. Wręcz przeciwnie: po lekturze “Niedowiarstwa..." jestem pewien, że byłoby to świadectwo najwyższej próby.
***
Bohater opowieści zapisanej przez św. Marka - ów człowiek proszący o “wspomożenie" - błagał o ratunek: o uzdrowienie opętanego. I miał nadzieję, że zostanie wysłuchany. I o tym również mówi ta książka: o nadziei - na ocalenie, na zbawienie.
Czytam ją (po raz kolejny) w Wielkim Tygodniu. Razem z Autorką medytuję nad stacjami Drogi Krzyżowej. Gdy “ciemności spowiły ziemię, zmartwychwstała nadzieja nie do zniszczenia. Nad Twoją męką i śmiercią, i nad całym ludzkim cierpieniem i śmiercią pomnożonymi przez nieprzeliczalne miliony Twoich stworzeń". Medytuję też nad tajemnicą Zmartwychwstania, przywołaną tutaj we wspomnieniu pogrzebu, podczas którego “zamiast żałobnych zawodzeń" śpiewano radosne Alleluja.
Religijność wyłaniająca się z tego tomu ma charakter wyraźnie paschalny. Może najmocniej widać to w wielkopiątkowej medytacji o obu łotrach. “Wolno chyba pozostać przy spodziewaniu, że [i przed drugim łotrem] otworzyła się pośmiertna droga pokuty, na końcu której były tamte, otwarte nareszcie, wrota do Domu Ojca. Pomyśleć o obu jako o łotrach zbawionych...".
Tak, ta książka powinna, moim zdaniem, znaleźć się w bibliotekach więziennych. I wszędzie tam, gdzie ludziom zagląda w oczy beznadzieja.
***
Autor Ewangelii według św. Marka powiada, że człowiek, który przyszedł do Jezusa, był ojcem opętanego. Prosił o jego uzdrowienie, bo go kochał. I o tym wreszcie jest książeczka Hennelowej: o miłości. Do najbliższych, do Kościoła, do ludzi jako takich, a przez nich: do Boga. Bo przecież “wszystko, co uczyniliście...".
To dlatego, zdaniem Autorki, “dyspozycją dziennikarza, prócz gruntownej wiedzy o człowieku i o świecie, jest współczucie". To dlatego jeszcze dziś wyrzuca Ona sobie, że za mało uczyniła wtedy, kiedy zasiadała w Sejmie (,,Trzeba było trupem paść, ale dziesięć razy więcej spotykać się z ludźmi i choćby każde takie spotkanie miało kończyć się przeżyciem awantury przez nich przeciwko mnie podniesionej, przychodzić znowu"). To dlatego też, kiedy mówi o domu - swoim domu, ciepłym i bezpiecznym - podkreśla, że trzeba zeń wyjść, “żeby służyć". Bo “nie o twierdzę chodzi, lecz o służbę" (podkreślenia moje - JP).
JÓZEFA HENNELOWA “Niedowiarstwo moje", Znak, Kraków 2002.