Solidarność i pieniądze

Zachodni politycy przekonali Słowaków, czytaj: złamali ich opór. Choć Słowacja jest najbiedniejszym krajem strefy euro, będzie musiała wnieść proporcjonalnie największy wkład do europejskiego "funduszu ratunkowego".

18.10.2011

Czyta się kilka minut

Niewielka Słowacja ściągnęła na siebie w ubiegłym tygodniu uwagę europejskich i światowych polityków, a także globalnych rynków finansowych. Przyczyną tego było głosowanie w słowackim parlamencie nad rozszerzeniem europejskiego funduszu pomocowego (EFSF). Przy pierwszym podejściu zakończyło się niepowodzeniem - i upadkiem słowackiego rządu. W drugim, powtórzonym głosowaniu, Smer - największa partia opozycyjna byłego premiera Roberta Fico - poparła rozszerzenie EFSF i wniosek przeszedł. Ale najpierw Fico załatwił to, co chciał, czyli przedterminowe wybory; odbędą się w marcu przyszłego roku.

W ten sposób Słowacja, jako jedyny z 17 krajów strefy euro, powiedziała głośno i wyraźnie "nie" europejskiej strategii w walce z kryzysem - aby chwilę później nie tyle zmienić zdanie, co ugiąć się pod ogromnym naciskiem pozostałych 16 krajów. Ich parlamenty już wcześniej poparły EFSF. Słowacja była ostatnia. Gdyby pozostała przy swoim sprzeciwie, w kłopocie znalazłaby się nie tylko podwieszona do euro-kroplówki Grecja, ale cała strefa euro.

Dlaczego Słowacy sprzeciwili się "reszcie Europy"?

"Ratujmy słowackiego podatnika"

Cała ta awantura kosztowała Słowaków sporo: nie tylko rząd, ale i utratę zaufania na europejskiej scenie politycznej. Wcześniej bowiem, w lipcu, Bratysława zgodziła się - jak inne kraje strefy euro - na podwyższenie "funduszu ratunkowego" z 440 mld do 780 mld euro. Ponieważ na fundusz (albo raczej: na gwarancje kredytów, które EFSF będzie udzielać zagrożonym krajom, a może też bankom) składają się poszczególne kraje, oznaczało to, że rośnie też udział Słowacji.

Kiedy jednak przyszło teraz do głosowania, okazało się, że w parlamencie w Bratysławie nie ma większości, która poparłaby umowę o EFSF (jako że ma ona charakter traktatu międzynarodowego, musiała być ratyfikowana przez parlamenty). Przeciw zagłosowała bowiem nie tylko opozycja, ale także jedna z partii rządzącej koalicji - nosząca, jak na ironię, nazwę "Wolność i Solidarność" (SaS). Jej szef Richard Sulik tłumaczył, że chciał ratować słowackiego podatnika przed ponoszeniem nadmiernych kosztów greckich kłopotów. Sam przypłacił to utratą stanowiska - niemal natychmiast odwołano go ze stanowiska przewodniczącego parlamentu.

Sulik, ekonomista i przedsiębiorca, założył swoją partię w 2008 r. Chciał walczyć o wolność - wolność jednostki, którą jego zdaniem ogranicza demokracja; a także o solidarność - czyli o to, że bogaci powinni pomagać biednym. Z takimi hasłami nie tylko dostał się do parlamentu, ale jego ugrupowanie weszło od razu w skład koalicji rządzącej.

"To nie jest solidarność"

W sprawie europejskiego funduszu pomocowego Sulik od początku zajmował jednoznaczne stanowisko: był mu przeciwny, gdyż, jak argumentował, jest to rozwiązanie problemu starych długów nowymi długami.

Ponadto, jak wyliczył Sulik, Słowacja jest najuboższym z państw strefy euro. Średnia pensja wynosi tutaj 762 euro, podczas gdy w pogrążonej w kryzysie Grecji to 1460 euro. Dalej, na Słowacji płaca minimalna wynosi 317 euro, zaś w Grecji 741 euro.

Tymczasem - argumentował Sulik - to właśnie Słowacja, obok Estonii, będzie musiała wnieść proporcjonalnie najwięcej do EFSF. Bo choć nominalnie jej wkład do funduszu może wydać się niewielki w porównaniu choćby z Niemcami (Słowacja: 7,7 mld euro; Niemcy: 211 mld), to jednak ten słowacki wkład równy jest prawie 12 proc. słowackiego PKB, podczas gdy wkład niemiecki to 8,4 proc. PKB Niemiec. "To z pewnością nie jest solidarność, gdy Słowacy ze swoją najniższą pensją mają dokładać pieniądze zdecydowanie bogatszym Grekom czy Hiszpanom" - napisał Sulik na swoim blogu.

Richard Sulik pozostał wierny swym zasadom. Czy wyborcy to docenią, nie jest pewne. Bo choć najubożsi, Słowacy pozostają największymi optymistami w strefie euro.

Aby to zrozumieć, trzeba pamiętać o latach 90., kiedy to podczas rządów Vladimíra Mečiara - premiera o autorytarnych zapędach - Słowacja wpadła w europejską "szarą strefę". Jej sąsiedzi, Polska, Czechy i Węgry, weszli do Unii Europejskiej i NATO, a los Słowacji wciąż się ważył. Dopiero po odsunięciu Mečiara w wyborach w 1998 r. Słowacy wykonali gigantyczny skok: nie tylko dołączyli do innych państw Europy Środkowej w euro-atlantyckiej integracji, ale wprowadzili radykalne reformy gospodarcze; byli nazywani "środkowoeuropejskim tygrysem". Prawie trzy lata temu, w styczniu 2009 r., jako pierwsi w regionie wprowadzili u siebie euro. Dotąd są z tego dumni.

Teraz za to wzbudzili w Europie nie tylko zdumienie (najpierw się zgadzają, potem nie), ale przede wszystkim irytację. Wiadomo też było, że choć brak zgody Słowacji na EFSF jest politycznie kłopotliwy, nie zmieni to europejskiej strategii. Jedną z możliwości, o których się mówiło, było przejęcie słowackich zobowiązań przez pozostałe państwa. Choć kosztowałoby to trochę czasu i nerwów, wiadomo było, że jakieś wyjście się znajdzie. Słowacja natomiast zostałaby osamotniona - i w razie problemów skazana na siebie.

Pytania pozostają

Zamieszanie w słowackim parlamencie część komentatorów tłumaczy nie tylko uporem Sulika, ale też politycznymi grami: walką Fico o przedterminowe wybory (ma nadzieję, że wróci do władzy) i ambicjami Mikuláša Dzurindy, partyjnego kolegi słowackiej pani premier Ivety Radičovej. Dzurinda też kiedyś był premierem i może chciałby nim zostać ponownie.

Ale to tło, prawdziwe lub nie, nie jest w polityce niczym szczególnym. W każdym kraju polityka wewnętrzna wpływa na politykę zagraniczną i gospodarczą. Natomiast to, co zaginęło w europejskiej dyskusji o odpowiedzialności (lub jej braku) u Słowaków, to proste cyfry podane przez Sulika - i to bez względu na jego motywacje. Zaginęło też gdzieś pytanie, czy rzeczywiście uboga Słowacja, która do strefy euro weszła wielkim wysiłkiem, spełniając wyśrubowane normy eurolandu, ma w milczeniu patrzeć, jak wyciąga się za uszy z kłopotów Grecję, która latami prowadziła nieodpowiedzialną politykę fiskalną?

Już w maju ubiegłego roku, gdy organizowano pierwszy "pakiet pomocowy" dla Grecji, Bratysława zgłosiła zastrzeżenia. Premier Radičová, obwołana wtedy "osamotnioną tygrysicą", mówiła, że nie jest w stanie przekonująco wyjaśnić obywatelom, dlaczego muszą pomagać krajowi, który jest od Słowacji zdecydowanie bogatszy, a do tego żył rozrzutnie. Potem, przez kolejne miesiące, starała się jednak jakoś to tłumaczyć. Teraz już nie musi.

Ale pytanie pozostaje. Zadają je zresztą nie tylko Słowacy, ale też Finowie, którzy swoją zgodę na rozszerzenie EFSF obłożyli dodatkowymi warunkami. Takie wątpliwości kontruje się zwykle argumentem o potrzebie solidarności. I tezą, że tu chodzi już nie o Grecję, ale o strefę euro i Unię. A także, że nikt nie wymyślił nic lepszego - poza bankructwem Grecji, tyle że o skutkach niemożliwych do przewidzenia.

Jednak wszystko kiedyś się kończy - i solidarność, i pieniądze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2011