Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Konsultacje trwały ponad sześć lat. Wreszcie, pod koniec maja, szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas ogłosił osiągnięcie porozumienia z rządem Namibii. Scenariusz naszkicowany przez ministra wydawał się prosty. Po pierwsze, Niemcy uznają zbrodnie popełnione ponad sto lat temu na terytorium obecnej Namibii za ludobójstwo. Po drugie, przeproszą. A po trzecie, zaoferują konkretną sumę jako zadośćuczynienie.
Sprawa miała zostać szybko zamknięta. Przeprosiny miał wziąć na siebie prezydent Frank-Walter Steinmeier. Przygotowywano już jego podróż do Windhuk, stolicy kraju na południowym zachodzie Afryki. Jednak plany stanęły pod znakiem zapytania. Potomkowie prześladowanych odrzucają bowiem rządową ugodę i domagają się wypłacenia reparacji.
Pierwsze ludobójstwo XX wieku
Niemcy skolonizowali obecne terytorium Namibii i władali nim w latach 1884–1915. Rdzenne plemiona wielokrotnie chwytały za broń, aby walczyć z kolonizatorem, który przejmował coraz to większe części ich ziem. Do największego powstania dwóch plemion – Herero i Nama – doszło w 1904 r.
Pomimo początkowych sukcesów, siły plemienne uległy oddziałom sprowadzonym z Europy. Członków Herero wypchnięto na tereny pustynne, gdzie masowo umierali z głodu i pragnienia. Kilka miesięcy później zbuntowało się też plemię Nama. I ten zryw stłumiły niemieckie oddziały. Afrykanów z obu plemion więziono potem w obozach koncentracyjnych, gdzie byli wykorzystywani, zmuszani do katorżniczej pracy i gwałceni. W konsekwencji niemieckich zbrodni zmarło ok. 65 tys. Herero i 10 tys. Nama.
W 1944 r. polski prawnik żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin ukuł pojęcie „ludobójstwo”, a cztery lata później ONZ wprowadziła je, odpowiednią konwencją, do kanonu prawa międzynarodowego. Jeszcze w tym samym roku ONZ uznała zbrodnie popełnione przez Niemców na namibijskich plemionach właśnie za ludobójstwo.
Eksterminacyjny charakter działań można wyczytać m.in. z rozkazów dowodzącego siłami niemieckiego generała Lothara von Trothy. „Każdy Herero, który pozostanie na terytorium kolonii, zostanie zabity – bez względu na wiek czy płeć” – brzmiały jego wytyczne.
Mijały kolejne dekady, a Niemcy omijali temat zbrodni z czasów kolonialnych. Pierwszą próbę – na poziomie rządu – przyznania się do winy podjęła minister ds. pomocy rozwojowej Heidemarie Wieczorek-Zeul: w 2004 r. pojechała do Waterbergu, gdzie Niemcy rozbili siły wojowników Herero. „Okrucieństwa tamtych czasów były tym, co dziś nazwalibyśmy ludobójstwem, i za co dziś generał von Trotha zostałby osądzony i skazany” – mówiła.
Wieczorek-Zeul poprosiła o przebaczenie w duchu modlitwy „Ojcze nasz”, ale nie w imieniu rządu lub państwa, lecz własnym. Niemniej sprawy nie dało się dłużej wypierać. W 2015 r. niemieckie MSZ samo zaczęło mówić o „ludobójstwie” w odniesieniu do wydarzeń sprzed ponad wieku. Kropkę nad „i” postawił dwa tygodnie temu minister Maas, ogłaszając osiągnięcie porozumienia niemiecko-namibijskiego.
Potomkowie mówią „nie”
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Po słowach Maasa na ulice Windhuk wyszli demonstranci. Przedstawiciele plemion Herero i Nama nazwali rządowe uzgodnienia „skandalem” i „obrazą”.
W dużym stopniu chodzi o pieniądze. Berlin zaproponował 1,1 mld euro na projekty rozwojowe, a wypłata tej kwoty ma zostać rozciągnięta na okres 30 lat. Krytycy twierdzą, że roczne sumy nie będą różniły się od i tak już przekazywanych przez Niemcy środków pomocowych. Tymczasem Herero i Nama wielokrotnie podkreślali, że chcą od Niemiec godziwych reparacji.
Przedstawiciele plemion czują się oszukani nie tylko przez Berlin, ale także przez własny rząd. Członkowie sprawującej w kraju władzę partii pod nazwą Organizacja Ludu Afryki Południowo-Zachodniej (SWAPO) wywodzą się z plemienia Owambo, najliczniejszego w Namibii. Stanowiący mniejszość Herero i Nama wątpią, że pieniądze, dzielone pod kontrolą SWAPO, trafią do ich rodzin. „Ten rząd nie jest upoważniony do negocjowania na temat naszej historii. Trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy zostali dotknięci przez ludobójstwo” – mówił w wywiadzie dla dziennika „Berliner Zeitung” Israel Kaunatjike, aktywista plemienia Herero, który mieszka w stolicy Niemiec. Kaunatjike uważa, że rząd Niemiec unika rozmów o reparacjach z obawy o stworzenie precedensu, który byłby zachętą dla innych.
Jürgen Zimmerer, historyk z Uniwersytetu Hamburskiego specjalizujący się w tematyce kolonializmu i ludobójstwa na terenie Afryki, przestrzega władze niemieckie, że obstając przy ustaleniach międzyrządowych mogą doprowadzić do skandalu i utraty reputacji. „Ważni przedstawiciele potomków ofiar już zapowiedzieli, że ich posłowie opuszczą salę, gdy prezydent Frank-Walter Steinmeier będzie wygłaszać przeprosiny w namibijskim parlamencie” – stwierdził w rozmowie z „Passauer Neue Presse”. Do zamknięcia tego numeru „Tygodnika” nie doszło do rozstrzygnięcia, czy parlament Namibii przyjmie treść porozumienia, i czy Maas wyleci w piątek 11 czerwca do Windhuk, aby podpisać dokument i utorować drogę dla wizyty Steinmeiera.
Namibia pod lupą Aten i Warszawy
Rozwój sytuacji będzie z pewnością śledzony z uwagą przynajmniej w dwóch europejskich stolicach. Przypomnijmy, że o wypłacenie przez Niemcy reparacji wojennych dopominają się rządy Grecji i Polski. Niedawno, w kwietniu, Ateny przypomniały w komunikacie swojego MSZ, że sprawa reparacji „pozostaje otwarta, dopóki nasze żądania nie zostaną spełnione”. Żądania te – to 289 mld euro. Na taką kwotę szkody spowodowane przez Niemców w trakcie II wojny światowej oszacowała grecka komisja parlamentarna. W Grecji to żądanie należy do ponadpartyjnego konsensusu: zadośćuczynienia finansowego od Berlina domaga się obecny rząd centroprawicy, a wcześniej to samo czynił gabinet lewicowy.
Wojciech Jagielski: Niemcy przyznają się do ludobójstwa afrykańskich ludów Herero oraz Nama i w geście przeprosin chcą zapłacić prawie półtora miliarda dolarów. Potomkowie tych, którzy przeżyli pierwszą w XX stuleciu ludobójczą rzeź, nie chcą jednak podarków, lecz odszkodowania.
W przypadku Polski sprawa jest bardziej złożona, bo oficjalnie Warszawa nie wnosi o reparacje. Temat jest jednak regularnie podnoszony przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. „Niemcy powinni nam zapłacić setki miliardów dolarów za wszystkie zniszczenia z okresu II wojny światowej” – mówił w majowym wywiadzie dla tygodnika „Sieci”. Prace zespołu posła Arkadiusza Mularczyka nad raportem dotyczącym polskich strat wojennych zakończyły się już w 2019 r. Raport mógłby być podstawą wniosku o reparacje, ale od czasu ukończenia jego publikacja jest regularnie przekładana. Większość Polaków uważa, że Polska ma moralne prawo, by domagać się reparacji za straty i zniszczenia, które były jeszcze większe niż w Grecji.
W kwestii wszelkich żądań reparacyjnych rząd Angeli Merkel zajmuje konsekwentną pozycję: uważa, że nie ma ku temu podstaw prawnych, i że możliwy jest tylko dialog i rozwiązania polityczne. Dlatego namibijskie plemiona oraz rządy w Atenach i Warszawie łączy dziś jeszcze jedno: wszyscy zainteresowani, jeśli liczą na pojawienie się nowych tonów w Berlinie, muszą poczekać do wrześniowych wyborów do Bundestagu. Szansę na współtworzenie nowej koalicji rządzącej – a być może także na wygranie tych wyborów – mają Zieloni. Członkowie tej partii należą do zwolenników głębszego rozliczenia się ze schedą kolonializmu i zbrodni popełnionych w czasie II wojny światowej. ©