Seryjność świata

Świat, jak się zdaje, jest nam dany w odcinkach. Jego pokawałkowanie sprawia, że wielu odczuwa niezwykły egzystencjalny ból, próbując odtworzyć jego ogólny sens. Filozofowie od wieków ostrzegali, sami robiąc coś zupełnie odmiennego, że uniwersalne ogarnięcie rzeczywistości jest bardzo trudne, a czasami nawet niemożliwe.

17.05.2006

Czyta się kilka minut

Trudno zatem się dziwić, że twórcy kultury robią, co mogą, by istotę istnienia przed człowiekiem ukryć. Dawniej człowiek przeczytał jedną książkę lub poszedł na jeden film i dowiadywał się już prawie wszystkiego o swym nieszczęsnym żywocie. Co jednak robić, kiedy zarówno książka, jak i film kończą się wyrazistym przesłaniem: "ciąg dalszy nastąpi"? Szlag może człowieka trafić! Widz lub czytelnik cierpliwie czeka na zakończenie narracji, by potem rozciągnąwszy skurczone mięśnie położyć się spać, a tu ambitny twórca zostawia go z pytaniami i niepewnością, co zdarzy się w następnym odcinku.

Czy nie wystarcza już tym ohydnym sadystom, że doba doświadcza nas wystarczająco dotkliwie, dzieląc abstrakcyjny fizycznie i filozoficznie czas na trudne do zniesienia formalne odcinki przypominające o kruchości ludzkiego bytu. Posługując się dobą jako miarą można - na przykład - obliczyć średnią długość ludzkiego życia. Albo co gorsza obliczyć dysproporcję między czasem poświęconym pracy a życiem bez niej. Chciałoby się dodać - na szczęście, ale dysproporcja (na niekorzyść odpoczynku) jest tak przerażająca, że lepiej zamilknąć.

Seryjność staje się znakiem szczególnym naszej dziwnej epoki. Większości kojarzy się to z serialami telewizyjnymi, które trwają nieskończenie długo. Widz zaczyna oglądać serial w dzieciństwie, a na starość, już z gasnącymi oczyma, nie jest w stanie doczekać się zakończenia. Serial może się okazać trwalszy niż niejedna ludzka egzystencja. Nie dodaje to otuchy.

Są jednak sytuacje, kiedy wymienione wyżej zastrzeżenia tracą destrukcyjną moc. Sytuacje te dotyczą zbierania książek. W tym przypadku seria nie tylko jest istotna, ale zgoła najważniejsza. Przed napisaniem tego felietonu odwiedziłem swoją bibliotekę. To wielkie i nieco napuszone słowo oznacza, że przeszedłem się między półkami, starając się nie zwalić pracowicie ułożonych stosów, w których już nikt niczego, co potrzebne, nie znajdzie. Oczywiście mógłbym megalomańsko powiedzieć, że tak właśnie wygląda prawdziwie rodzinna biblioteka, ale takie kłamstwo nawet mnie z trudnością przechodzi przez usta. Nie jestem przecież cynicznym politykiem.

Wśród bałaganu i książkowej dysharmonii z łatwością zauważyłem oazy porządku: były nimi rozmaite serie wydawnicze. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest ich mnóstwo. Najważniejsze odnajdowałem łatwo: Bibliotekę Socjologiczną PWN, filozoficzną serię Universitasu, serie antropologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego - Anthropos i Seria Cultura, świetną filozoficzną serię Fundacji Aletheia. I oczywiście "białe" serie PIW oraz niezwykle kolorową Spectrum Warszawskiego Wydawnictwa Muza. Odniosłem nawet wrażenie, że wydawnictwa wydając swoje sławne cykle, kierują się chwalebną zasadą wspaniałomyślności, starając się wprowadzić nieco porządku w nieskończony bałagan świata. Nie sposób ustalić do końca jego struktury, ale można nieco dowiedzieć się o jego historii.

Najstarszą z posiadanych przeze mnie serii jest sławna czytelnikowska Nike. Bibliofile uśmiechną się z pobłażaniem, oni mają zbiory sprzed kilkuset lat, ale mnie te małe książeczki nieodmiennie wzruszają. Wziąłem do ręki "Autobiografię Alicji B. Toklas" Gertrudy Stein wydaną w roku 1967. Znalazłem w niej swój podpis (używałem wtedy zielonego atramentu Pelikana), który pozwalał mi korzystać ze słynnej socjalistycznej książeczki oszczędnościowej. Wspomnienia przychodziły falami, właściwie każdy z tomów z tej serii coś mógł o sobie opowiedzieć. O tych książkach się wtedy mówiło i zachłannie je czytało. A przede wszystkim kupowało.

Braki w serii uzupełniałem przez wiele lat zakupami antykwarycznymi. Wiele zawdzięczam kolekcjonerowi, którego zbiory, pozbawione niestety ex librisu, spadkobiercy wstawili do znanego łódzkiego antykwariatu Silva Rerum przy Piotrkowskiej. Do tej pory męczy mnie brak wiedzy o tym człowieku. Może go dobrze znałem? Albo poznałem, stojąc w kolejce w jakiejś księgarni? Nie było nas wtedy aż tak wielu. Wiem jedno - kochał książki. I je czytał; w wielu znajduję podkreślenia czynione ołówkiem, niby tajemniczy znak z tamtego świata. Przecież nie ma go wśród żywych od wielu lat! Jego zbiory zawierały na przykład wszystkie wydane w Nike dzieła Alberta Moravii, w tym oczywiście słynnego "Konformistę", którego kupiłem kilka lat temu za 6.50. Społeczne przesłanie tej powieści pozostaje niestety aktualne.

Sens zawarty w książkach okazuje się, na szczęście, zawsze trwalszy od naszej doraźnej głupoty. Niech i serie będą wieczne. Wprowadzają one nieco porządku w odwieczny chaos ludzkiej egzystencji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (21/2006)