„Saint Omer” Alice Diop: intymne studium samotności [recenzja filmu]

„Saint Omer” stopniowo przechodzi w strzelisty poemat – o międzykobiecej wspólnocie losów, dorosłym skrępowaniu pępowiną, o genetyce i trudnej solidarności.

11.09.2023

Czyta się kilka minut

Jesteśmy chimerami
Na zdjęciu Kayije Kagame i Thomas de Pourquery / MATERIAŁY PRASOWE NOWE HORYZONTY

W czasach wrzaskliwych nagłówków i doraźnych sądów kapturowych ten film buduje empatię na niemożliwych – zdawałoby się – podstawach. Bo jak tu współodczuwać z dzieciobójczynią, w dodatku wzorowaną na autentycznej postaci afrykańskiej imigrantki, która swój czyn próbowała usprawiedliwiać czarami?

Odkąd Alice Diop dowiedziała się o tym przypadku z mediów, obsesyjnie myślała o tamtej kobiecie, nie tylko ze względu na etniczne pokrewieństwo. W 2016 r. wzięła nawet udział w jej procesie i poczuła z nią trudną do wytłumaczenia więź. Film „Saint Omer” jest po części właśnie o tym – gdy czyjeś życie odciska się głęboko na innym życiu. Scenariusz, inspirowany w dużej mierze oryginalnymi zeznaniami, non stop dzieli włos na czworo, komplikując (bez jakiejkolwiek dostojewszczyzny) problem zbrodni i kary. Wszystko rozgrywa się w szarej strefie pomiędzy salą sądową, indywidualnym doświadczeniem i niezależnymi uwarunkowaniami, jak płeć, rasa czy przynależność kulturowa. Dlatego kwestie etyczne nieustannie opalizują, przesłuchanie z czasem zamienia się w cierpliwe wysłuchanie, a zamiast oczyszczania z win dokonuje się oczyszczenie w znacznie szerszym wymiarze. Temu wszak ma służyć prawdziwa sztuka, co najmniej od czasów Medei.

Owo szumne porównanie wprowadza zresztą sama Diop, albowiem drugą bohaterką i zarazem medium reżyserki, jest Rama, pochodząca z afrykańskiej rodziny młoda paryska pisarka (gra ją Kayi­­je Kagame). Pracuje nad współczesną wersją greckiego mitu, na uniwersytecie zaś bada problem przemocy symbolicznej wobec kobiet. Jeśli komuś wprowadzenie tragedii Eurypidesa, adaptacji dokonanej przez Piera Paola Pasoliniego i jeszcze filmu „Hiroszima, moja miłość” Alaina Resnais’go i Marguerite Duras wydaje się intelektualnym szpagatem, może być spokojny. „Saint Omer” tworzy gęstą siatkę odniesień, ale najważniejsza jest historia Laurence (w tej roli Guslagie Malanda), czyli pochodzącej z Afryki studentki, która utopiła własne dziecko. 

Bez grania na emocjach, bez zabiegania o naszą sympatię, dostrzega w antybohaterce postać tragiczną. A przysłuchująca się procesowi Rama, która właśnie spodziewa się dziecka z białym Francuzem, odnajduje w Laurence ponury wariant swego losu. Niczym w polskiej piosence: „zdarzyć się mogło to każdej z nas…”. Choć chyba jednak nie każdej, przywołany bowiem przez sędziego „czynnik kulturowy” ma tutaj kolosalne znaczenie.

Jak przystało na porządny dramat sądowy, Diop oddaje głos różnym stronom. Obiektywne fakty wydają się miażdżące – matka zostawiła na plaży piętnastomiesięczną córkę, by zabrał ją nocny przypływ. Tyle że oskarżona przyznaje się do winy i zarazem twierdzi, że jest niewinna. Jednocześnie określenia typu „zabójstwo w afekcie” czy „depresja poporodowa” nie padają z jej ust. Mimo rozpoczęcia prawniczych studiów i filozoficznego oczytania Laurence nie potrafi się bronić, a chwilami wręcz pogrąża się, plącząc bądź przeinaczając zdarzenia. Z pewnością inaczej widzi je były partner i tu Diop mistrzowsko rozgrywa dramat różnych racji i emocji. Przerażony starszy mężczyzna (biały, żonaty, dzieciaty, wyraźnie pogubiony) z początku budzi współczucie, lecz szybko się okazuje, że niezależnie od swych deficytów przemawia z uprzywilejowanej pozycji. Nie mamy wątpliwości, kto jest prawdziwą ofiarą.

Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, także językowych, bo to film mocno zawieszony na słowie mówionym. I nie jest przypadkiem, że władająca świetnym francuskim dziewczyna z Dakaru po rzuceniu prawa zajęła się Wittgensteinem, specjalistą od językowych narzędzi poznania. Natomiast zeznająca w roli świadka jej dawna promotorka widzi w tym rodzaj dziwactwa, nieomal kulturowe zawłaszczenie. To nie pierwszy raz, kiedy z wypowiedzi biorących udział w sprawie przebijają rasowe mikrouprzedzenia, szczególnie ze strony jedynego w składzie sędziowskim mężczyzny. Zwłaszcza że uważająca się za kartezjankę oskarżona powołuje się na przesądy, wspomina o słyszeniu „głosów” i o rzucanych na nią „urokach”. ­Polityczna poprawność nakazywałaby wpisać to w linię obrony, ale Diop, chociaż bardzo interesuje ją międzykulturowy dysonans, odczarowuje ów magiczny wątek.

Historia Ramy również okazuje się historią rozdarcia: niby zasymilowana kobieta sukcesu, beneficjentka społecznego awansu, lecz naznaczona przez swoje pochodzenie i kolor skóry. Niby otoczona liczną senegalską rodziną, a obca we własnym domu. Dlatego Diop filtruje tę opowieść przez spojrzenie pisarki, która z chłodnej obserwatorki procesu coraz bardziej staje się uczestniczką bolesnej psychodramy. Chwilami zdaje się nie mniej wyobcowana niż przesłuchiwana zabójczyni. Zaraz po przyjeździe do tytułowego miasteczka na północy kraju rozkłada w hotelu własny śpiwór, niczym wieczna nomadka albo osoba schowana w swoim kokonie. W każdym razie wykorzeniona, o czym najlepiej świadczą jej chłodne relacje z matką.

„Saint Omer” porzuca wielokrotnie swój sprawozdawczy, bez mała bressonowski ton tudzież ciche „oskarżam” wymierzone w zbiorową hipokryzję, podwójne standardy i postkolonialne miazmaty. Stopniowo przechodzi w strzelisty poemat – o międzykobiecej wspólnocie losów, dorosłym skrępowaniu pępowiną, o genetyce i epigenetyce, o trudnej solidarności wreszcie. Jego donośność podkręcają niepokojące, jakby wydyszane żeńskie wokalizy. Co nie znaczy, że przywołana w finałowej mowie chimera musi być figurą wyłącznie kobiecą. To cały nasz wewnętrzny patchwork, przykrywany na co dzień rozmaitymi barwami ochronnymi w celu społecznej mimikry.

Film przemawia jednak najsilniej nie jako manifest złożonej tożsamości, ale intymne studium samotności. Potrafi ją uchwycić zarówno w scenach rodzinnych, we wspomnieniach z dzieciństwa Ramy czy jej koszmarach, jak i na sali sądowej. Zbliżenia twarzy opowiadają równoległe historie obu kobiet – o tym, co nie zostało wypowiedziane, i o tym, co je ze sobą połączyło. Czasami wzrok którejś z nich krzyżuje się ze wzrokiem tej drugiej, choć bywa, że owo spojrzenie, gdy pada prosto w obiektyw Claire Mathon (tej od „Portretu kobiety w ogniu”), spotyka się z naszym. Wwierca się, stawia pytania i upomina się o widzialność różnej maści ludzkich chimer, prześlepianych przez świat oparty na czarno-białych podziałach. ©

SAINT OMERreż. Alice Diop. Prod. Francja 2022. Dystryb. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. W kinach od 15 września.

Alice Diop pochodzi z rodziny senegalskich imigrantów i we Francji zasłynęła nagradzanymi dokumentami, jak „My, z przedmieść Paryża”, „W stronę czułości” czy „Śmierć Dantona”. Stało za nimi gruntowne wykształcenie humanistyczne i filmowe oraz znajomość imigranckich realiów. „Saint Omer” to jej dojrzały debiut fabularny, nagrodzony na ubiegłorocznym festiwalu w Wenecji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jesteśmy chimerami