Ryzykowna gra o fundusz

Opozycja poczuła szansę na wyjście ze stanu wyuczonej bezradności. Ale w tym celu musi stanąć na moment w szeregu z ziobrystami i zagrozić, że zagłosuje przeciw uruchomieniu programu pomocy dla gospodarki całej Unii.

29.03.2021

Czyta się kilka minut

Borys Budka w Sejmie, 17 marca 2021 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER
Borys Budka w Sejmie, 17 marca 2021 r. / JACEK DOMIŃSKI / REPORTER

Wybory na jesieni są pewne – przekonuje mnie polityk Koalicji Polskiej. Bo jesienią PiS ma wyjść na prostą. Jeśli faktycznie, jak obiecują producenci, w drugim kwartale do Polski dotrą większe ilości szczepionki, to epidemia pod koniec lata zostanie względnie opanowana. Tym samym ruszy gospodarka, co przewidują też ekonomiści niezwiązani z obozem władzy. W listopadzie na kontach dziewięciu milionów emerytów pojawi się „czternastka”, bo Andrzej Duda na początku marca podpisał ustawę, która realizuje tę jego wyborczą obietnicę. PiS odbuduje się w sondażach. A jednocześnie Jarosław Kaczyński będzie coraz bardziej zmęczony nieustannymi koalicyjnymi targami, co może go skłonić do gry va banque.

Polityka transakcyjna, polegająca na konieczności zbierania większości drogą ustępstw i koncesji, przed każdym posiedzeniem Sejmu i każdym głosowaniem, będzie dla Kaczyńskiego torturą. W końcu zaryzykuje ucieczkę do przodu, wyrzuci Ziobrę i Gowina, a reszcie zaproponuje głosowanie nad skróceniem kadencji. Nie można odmówić, jeśli od lat się peroruje, że ta władza bezprecedensowo niszczy kraj. – Do wyborów zostanie maksymalnie 45 dni, zatem my – kończy wywód polityk KP – musimy już wtedy stać w blokach startowych.

Bo Kaczyński gotów będzie na pewno, skoro posługuje się swoją kalkulacją czasu, której reszta nie zna. Pozostają jej znaki na niebie i ziemi. Nieuzbrojonym okiem widać, że Nowy Polski Ład to klasyczny program wyborczy, serwujący to samo, co w 2015 i 2019 r., czyli żywą gotówkę. Prawdopodobnie z jednej strony waloryzacja 500 plus, zjadanego teraz przez inflację, z drugiej potężne ulgi podatkowe dla około 80 proc. obywateli.

Są i tacy po opozycyjnej stronie, którzy w ten scenariusz przyspieszonych wyborów nie wierzą, podpierając się głęboką traumą prezesa po nieudanym manewrze z 2007 r. oraz oporem działaczy, niechętnych ryzyku utraty mandatów i synekur. Przekonują, że przecież w dłuższej perspektywie czas jeszcze silniej zadziała na korzyść rządu. Za dwa i pół roku mało kto będzie pamiętał o pandemii, a władza triumfalnie będzie właśnie dzieliła ostatnią transzę z Funduszu Odbudowy. Opozycja już teraz nazywa go funduszem wyborczym PiS-u. Ale na razie pełni on inną ważną funkcję: tworzy pole, na którym wykpiwana przez Kaczyńskiego od lat opozycja ma szansę rozegrać swoją pierwszą od dawna poważną partię.

Uzgodnijcie z nami program

Zaczęło się niepozornie – od wspólnej konferencji liderów Platformy i ludowców. Borys Budka i Władysław Kosiniak-Kamysz zażądali zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, na którym rząd miałby szczegółowo poinformować, jak chce wydawać unijne pieniądze. Od razu wyjaśnijmy: Sejm ma ratyfikować tylko Fundusz Odbudowy, czyli decyzję Rady Europejskiej z grudnia ubiegłego roku o uruchomieniu 750 mld euro wsparcia dla gospodarek po pandemii. Dopóki nie zrobią tego wszystkie państwa członkowskie, nikt nawet nie zobaczy pieniędzy, nie mówiąc o ich wydawaniu.

Krajowy Plan Odbudowy (KPO), o którym chcieli dyskutować liderzy PO i ­PSL-u, to dokument wykonawczy, który do końca kwietnia musi trafić do Brukseli. Rząd opisał w nim planowane wydatki, a KE sprawdzi, czy są one zgodne z celami Wspólnoty, np. 30 proc. środków musi iść na walkę ze zmianami klimatu. To Komisja akceptuje KPO, Mateusz Morawiecki nie potrzebuje nań niczyjej krajowej zgody. Dlatego opozycja chce obie te sprawy powiązać. „Zagłosujemy za Funduszem Odbudowy – mówili Budka i Kosiniak-Kamysz – jeśli rząd uzgodni KPO z opozycją, a nad wydawaniem pieniędzy będzie czuwać specjalna rządowo-samorządowa agencja”. Powołującą ją ustawę przygotowano kilka tygodni temu w Senacie.

Opozycja mogła postawić takie ultimatum, bo Kaczyński nie ma w Sejmie większości, by ratyfikować Fundusz Odbudowy. Nie poprze go Solidarna Polska. Ta historia sięga zeszłego roku i unijnego szczytu, na którym premier zgodził się na powiązanie unijnych funduszy z mechanizmem praworządności. Zbigniew Ziobro nawoływał wtedy do weta.

Jasne jest, dlaczego akurat minister sprawiedliwości jest mechanizmowi praworządności tak bardzo przeciwny. To jego „reformy” wpędziły Warszawę w nieustanny spór z KE, toczony w luksemburskim Trybunale, i to one mogą zamrozić pieniądze dla Polski. A to, że Unia zdecydowała się na wspólne zaciągnięcie długu, by sfinansować gospodarczą pomoc, jest dla Ziobry pretekstem, by straszyć unijnym superpaństwem i utratą przez Polskę suwerenności.


Czytaj także: Klaus Bachmann: Poza kręgiem


Kaczyńskiemu brakuje zatem kilkunastu głosów, w czym początkowo nie dostrzegał problemu. Oczywiste było dla niego, że dotacje i pożyczki dla Polski wesprze stojąca frontem do Unii opozycja. Dlatego wystąpienie Budki i Kosiniaka wywołało szok. Chwilę później rzecznik rządu, nie zająknąwszy się o Ziobrze, oskarżył ich o polexit.

Elektorat chce na twardo

Ale dla dynamiki sytuacji politycznej ważniejszy był występ przed kamerami lidera SLD. Bo Włodzimierz Czarzasty oznajmił, że Lewica na pewno poprze Fundusz Odbudowy, i to bezwarunkowo. – Wyrwał się jak Filip z konopi – mówi członek władz klubu – z nikim tego nie przedyskutował, chciał jak najszybciej zrobić konferencję. Prawicowe media ją nagłośniły, Kaczyński odetchnął z ulgą. Nasz błąd.

– Felix culpa – podsumowuje sytuację polityk KO. Po reakcji wyborców, jaka przetoczyła się przez media społecznościowe, politycy opozycji zorientowali się bowiem, że ich elektorat oczekuje twardej polityki, a nie pomagania Kaczyńskiemu, nawet w tak fundamentalnej sprawie. Lewica wycofała się więc rakiem z deklaracji Czarzastego i też stawia rządowi warunki, a nawet proponuje, by KPO stał się projektem ustawy i musiał być w związku z tym przyjęty przez parlament.

Kaczyński najpierw usiłował przekonać, później zaszantażować rozpadem koalicji i wcześniejszymi wyborami Ziobrę – bezskutecznie. Teraz próbuje ciułać brakujące głosy, temu służą rozmowy z Pawłem Kukizem. Ale Kukiz to tylko pięć szabel. Do tego trzeba dorzucić cztery Szymona Hołowni. – Nie będziemy głosować razem z Ziobrą i karać wszystkich Europejczyków – mówi mi Hanna Gill-Piątek. To jednak wciąż nie sumuje się do 231 głosów, tymczasem niewykluczone, że Fundusz trzeba przyjąć aż 307 głosami.

Tak wynika z ekspertyzy prawnej, którą zamówił wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski u prof. Jacka Zaleśnego. Fundusz Odbudowy, jak dowodzi konstytucjonalista, to taka umowa międzynarodowa, w której przekazujemy część swoich kompetencji KE. A skoro tak, to wkracza art. 90 Konstytucji i konieczność uzyskania dla ratyfikacji dwóch trzecich głosów w Sejmie i tylu samo w Senacie. Rząd, z Ziobrą czy bez Ziobry, byłby wówczas całkowicie zdany na łaskę opozycji.

Zaleśny wskazuje, że np. godząc się na zaciąganie przez KE pożyczek i poręczając je, Warszawa oddaje Brukseli uprawnienia Ministra Finansów, a akceptując nałożenie przez Komisję podatku cyfrowego, odbiera kompetencje polskiemu Sejmowi, bo to on w Polsce nakłada daniny, nikt inny. PiS rozpaczliwie broni się przed taką interpretacją. „To jednorazowe przekazanie kompetencji, nie na stałe” – stwierdził w RMF FM Michał Dworczyk. Opozycja już czeka, by oskarżyć rząd o łamanie prawa.

– Nasi wyborcy oczekują od nas przede wszystkim skuteczności – odpowiada mi polityk KO na pytanie, czy ich elektorat jest w stanie zaakceptować głosowanie przeciwko Funduszowi Odbudowy. Podobna sytuacja, choć mniejszego kalibru, miała już miejsce podczas przyjmowania „piątki dla zwierząt”. Kaczyńskiemu odmówili poparcia nawet posłowie PiS-u, ale z odsieczą przybyła opozycja, obawiająca się, że jej wyborcy nie zrozumieją, dlaczego sprzeciwia się poprawie losu zwierząt. – Mogliśmy upokorzyć prezesa, a pomogliśmy mu wyjść z twarzą. A „piątka dla zwierząt” i tak nie weszła w życie – opowiada posłanka KO.

Europa nam podziękuje

Chociaż KO nie robiła na ten temat żadnych badań, jest przekonana, że jeśli zablokowanie Funduszu Odbudowy miałoby utrącić władzę Kaczyńskiego, to jej wyborcy tylko temu przyklasną. Podobnie uważa PSL, który od dawna usiłuje się umościć ze swoją polityczną ofertą wśród samorządowców i przedsiębiorców. A to te dwie grupy drżą o to, że PiS podzieli unijne miliardy tak, jak pieniądze z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Ta sprawa wciąż jest jątrzącą raną, bo PiS rozdał środki wśród swoich.

Szerokim echem odbiła się analiza wykonana dla Fundacji Batorego, z której wynikało, że gminy zarządzane przez Zjednoczoną Prawicę dostały – w przeliczeniu na głowę mieszkańca – dziesięć razy więcej środków niż pozostałe. A duże miasta, tradycyjne bastiony opozycji – nic. Kiedy olsztyńska posłanka Anna Wasilewska zapytała w Kancelarii Premiera o kryteria, jakimi kierowano się przy przyznawaniu dofinansowania projektom, odesłano ją z kwitkiem. Z unijnymi funduszami może być tak samo. Opozycja uważa, że PiS część rozkradnie, a resztę zmarnuje.

Ale pod uwagę brać też trzeba relacje z Europą, która potrzebuje tych pieniędzy i dla której weto polskiej opozycji może być, eufemistycznie rzecz ujmując, niezrozumiałe. Polityk Lewicy mówi mi, że trudno będzie polskim europosłom wytłumaczyć ten manewr swoim ­kolegom z innych krajów, ale prominentny działacz KO jest dobrej myśli: – Jak obalimy PiS, to wyświadczymy przysługę nie tylko Polsce, ale całej Europie. Jeszcze nam podziękują.

Nieoczekiwanie zatem dla samej siebie opozycja stanęła wobec istotnego momentu psychologicznego: możliwości wyjścia ze stanu wyuczonej bezradności. Bo niektórzy – po latach bycia traktowanym przez PiS jak zawalidroga – odpuścili. Niby można zgłosić projekt ustawy, ale trafi on albo do zamrażarki, albo do kosza. Niby można wprowadzić w Senacie poprawki, ale Sejm i tak je odrzuci. Można organizować niezliczone konferencje, ale potem wyborcy się zżymają, że politycy nic innego nie robią, tylko w mediach występują.

Zresztą PiS też, jak tylko może, utrudnia opozycji życie. Symbolem takiej polityki jest nieustanne wyłączanie posłom opozycji mikrofonu. Samą zaś opozycję zbija z pantałyku teflonowość PiS-u, bo afery, które przewróciłyby słonia, nie wyrządzają prawie żadnej szkody Kaczyńskiemu. Wyborcy coraz natarczywiej domagają się od niej działań, czemu Borys Budka dał rozpaczliwy wyraz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”: „Ludzie oczekują sprawczości i wciąż pytają: czemu wy nic nie robicie?! No tak, ale co można zrobić? Nie mamy większości w parlamencie. To armię mam przejąć? Zrobić zamach stanu? Sorry, ale nie jestem rewolucjonistą”.

Gra wokół Funduszu Odbudowy to szansa na bycie sprawczym, na odzyskanie kontroli nad jakimś fragmentem politycznej rzeczywistości czy wreszcie upodmiotowienie się wobec Kaczyńskiego. Scenariusze rozwoju sytuacji są trzy, może cztery.

Jak obalić rząd

Plan minimum to zmuszenie Mateusza Morawieckiego do rozmów i zgoda rządu na współudział samorządów w rozdysponowywaniu pieniędzy z Unii. Scenariusz numer dwa to utrącenie Zbigniewa Ziobry. – Jeśli przyjdzie do nas premier i powie, że w imię interesu narodowego powinniśmy zagłosować za Funduszem, to my mu odpowiemy, że w imię interesu narodowego powinien wyrzucić z rządu Ziobrę – zdradza polityk PSL. To ma być korzystne dla opozycji w dłuższej perspektywie, bo Ziobro i Kaczyński, po tak brutalnym rozstaniu, zaczną ze sobą walczyć na prawicową ortodoksję. A niezdecydowanych wyborców, którzy zazwyczaj decydują o wyniku wyborów, radykalizm skutecznie odstręcza.

Opozycja nie zakłada, że Ziobro nagle zacznie „gowinować”, mimo wcześniejszych tromtadracji, za to w obliczu utraty władzy cofnie się i zagłosuje za. – Byłby wówczas skompromitowany w tym elektoracie, który od miesięcy buduje i który ma mu dać pięć procent w następnych wyborach, bo jest bez szans na ponowny start z list PiS-u – twierdzi mój rozmówca.

Kolejny scenariusz to skarga do Komisji Europejskiej. Opozycja informuje Brukselę o swoich zarzutach wobec KPO i domaga się natychmiastowej reakcji. To Komisja daje zielone światło wszystkim Krajowym Planom Odbudowy, bez jej zgody nie można wystartować z ich realizacją. Stąd łatwo może skłonić polski rząd do ustępstw.

Ostatni scenariusz jest najmniej prawdopodobny, choć mocno brany pod uwagę. Opozycja, nic nie uzyskawszy od PiS-u, naciska guzik przeciwko Funduszowi Odbudowy, Kaczyński z Morawieckim przegrywają głosowanie, rząd upada sam z siebie albo pomaga mu w tym opozycja, składając wniosek o konstruktywne wotum nieufności. Tu wciąż trwają rozmowy z Jarosławem Gowinem i jego środowiskiem.

– Wcale nie chodzi o stworzenie egzotycznej koalicji od prawa do lewa, jak kpią niektórzy – mówi polityk KP – tylko o zebranie większości, która poprze konkretnego człowieka na premiera technicznego. Rząd, który miałby on utworzyć, byłby gabinetem tymczasowym. Jego głównym zadaniem byłoby odbicie PiS-owi mediów publicznych i przygotowanie wcześniejszych wyborów. Ten rząd miałby też doprowadzić do kolejnego głosowania nad Funduszem Odbudowy. Najtragiczniejsza dla nas sytuacja to taka, w której głosujemy przeciwko, ale Kaczyński jakimś cudem zbiera potrzebną większość.

Do głosowania zapewne dojdzie w kwietniu. Na razie projektu ustawy o ratyfikacji nie udało się przyjąć samemu rządowi, bo zablokował to minister sprawiedliwości. Wówczas, w połowie lutego, Morawiecki mówił, że nie ma pośpiechu. Ale teraz jest coraz bliżej pokerowego „sprawdzam”. ©

Autorka jest dziennikarką radia Tok FM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2021