Rosja: Mocarstwowe megawaty

Energetyka jądrowa jest przez rosyjskie elity rządzące traktowana jako przydatne narzędzie geopolityki. Kraj wyleczony z postczarnobylskiej traumy chce nie tylko reanimować rodzimą atomistykę. Dokonuje też ekspansji na rynki zagraniczne.

21.09.2010

Czyta się kilka minut

W tym roku lato w centralnej Rosji było anomalnie gorące. Płonęły lasy, Moskwa dusiła się od smogu i dymu. W potoku trwożnych wieści z obszarów katastrofy znalazły się też doniesienia o możliwym podwyższeniu poziomu skażenia promieniotwórczego w tych płonących regionach, które ucierpiały w 1986 r. na skutek awarii w Czarnobylu. Jego cień, jak widać, ciągle straszy Rosjan.

Władze zaprzeczały, że nad płonącymi briańskimi lasami unosi się dym skażony substancjami promieniotwórczymi. Dementowały też informacje o tym, że pożary zagrażają strategicznym obiektom jądrowym. Wówczas jednak w poważnych opałach znalazł się naukowo-badawczy ośrodek atomowy w Sarowie - do gaszenia pożarów wokół ściągano tu w trybie pilnym sprzęt ratowniczy i jednostki wojska, bez których cywilni strażacy nie obroniliby centrum. Co wtedy? Z powodu wysokiej temperatury czasowo wyłączono trzeci blok Nowoworoneskiej Elektrowni Jądrowej, bo została uszkodzona rozdzielnia elektryczna. Na szczęście nic więcej się nie stało.

Poważne zawirowania w pracy tych obiektów mogłyby się stać dodatkowym utrudnieniem w realizacji federalnego programu rozwoju energetyki jądrowej - jednego z ważnych projektów ekipy rządzącej.

Obecnie w Federacji Rosyjskiej działa dziesięć elektrowni jądrowych, pracują 32 reaktory, co pokrywa ponad 16 proc. krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną. To na razie niezbyt wiele. W porównaniu z Francją - dość mizernie. Ale plany rozwoju branży są ambitne.

Władimir Putin jeszcze jako prezydent sformułował hasło "Rosja mocarstwem energetycznym". Ekspansja na rynku ropy i gazu miała zapewnić Rosji odzyskanie pozycji globalnego gracza, a przy okazji - dać możliwości zarobienia na lukratywnych kontraktach.

Energetyka jądrowa została na początku dekady XXI w. zaliczona do elitarnego grona dziedzin, które miały zapewnić Moskwie realizację mocarstwowego celu. Długoterminowe zapowiedzi Kremla były szeroko zakrojone: według wstępnej przymiarki sprzed czterech lat, do 2030 r. miało powstać aż 40 nowych bloków. Na naradzie w kwietniu 2009 r. Putin mówił już o konieczności budowy co najmniej 26 reaktorów i podniesieniu udziału "atomu" w bilansie energetycznym do 30 proc. Z państwowej kasy planowano na to przeznaczyć 56 mld dolarów.

Federalny program na lata 2006-15 przewiduje budowę dziesięciu nowych bloków i podniesienie udziału energetyki atomowej do 18 proc. W marcu br. w obecności premiera Putina uruchomiono nowy blok elektrowni atomowej w Wołgodońsku. Według zapewnień rządu, na przyszły rok planuje się dokończenie nowego bloku w elektrowni kalinińskiej w obwodzie twerskim. Putin zapowiedział, że potem każdego roku uruchamiane będą jeden-dwa nowe bloki.

Realizacją tych planów zajmuje się utworzona w 2007 r. goskorporacja (korporacja państwowa) Rosatom, której podporządkowano wszystkie rosyjskie firmy działające w branży atomowej - od projektowania elektrowni przez produkcję urządzeń po handel paliwem i utylizację odpadów. Taka konsolidacja w ręku państwa miała pomóc w przezwyciężeniu wieloletniego zastoju. Warto jeszcze nadmienić, że podczas przegrupowań przy tworzeniu Rosatomu rozmyto strukturę tej korporacji (powstała nietransparentna sieć spółek zależnych o niejasnym podporządkowaniu), częściowo ją utajniono oraz objęto propagandą sukcesu.

Dogonimy i przegonimy?

Po katastrofie czarnobylskiej i po rozpadzie ZSRR w rozwoju rosyjskiej energetyki jądrowej nastąpiła kilkuletnia pauza: wstrzymano plany budowy nowych siłowni, z branży odeszły kadry, badania nad nowymi typami reaktorów, bezpieczniejszymi od osławionych czarnobylskich, znalazły się na niedofinansowanym marginesie. Program federalny ożywił branżę, choć zaległości są spore. Czy Rosja jest w stanie zmniejszyć dystans dzielący ją od światowej czołówki? Nadrabianie zaległości to jeden z filarów ogłoszonego przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa projektu modernizacji kraju. Sceptycy powątpiewają: hasło modernizacji jest puste, ponadto Rosja nie będzie w stanie dogonić peletonu bez technologicznego wsparcia Zachodu. Dotyczy to także atomistyki, choć w temacie doganiania Zachodu elita rządząca nieustannie powtarza w różnych wariacjach hasło Nikity Chruszczowa "dogonimy i przegonimy".

Obecnie Rosja buduje reaktory lekkowodne WWER, bez wątpienia bezpieczniejsze od czarnobylskich RBMK. Rosyjscy eksperci twierdzą, że rodzima produkcja nie jest może supernowoczesna, ale też nie odstaje od średniej europejskiej, a poza tym - na pewno jest bezpieczna. Natomiast rosyjscy ekolodzy, protestujący przeciwko budowie nowych elektrowni i wzywający do zamykania starych, podkreślają, że nierozwiązanym problemem jest składowanie odpadów promieniotwórczych i postępowanie z wypalonym paliwem.

Czy ambitny federalny program ma więc szanse realizacji? Światowy kryzys odbił się i na Rosji, a zatem optymistyczne plany muszą zostać dostosowane do szczuplejszych możliwości. Zdaniem Władimira Czuprowa z rosyjskiego Green­peace, do 2015 r. zamiast zapowiadanych 10 nowych reaktorów, powstaną w Rosji co najwyżej 2-3. Większość rządowych środków pochłonie, według specjalistów, zabezpieczenie odpadów promieniotwórczych.

Spokojnie, to tylko dywersja

Kwestia bezpieczeństwa elektrowni jądrowych jest nieodmiennie problemem fundamentalnym. "Drugiego Czarnobyla ludzkość nie przeżyje. Nie w sensie fizycznym, nie w sensie technologicznym, lecz emocjonalnym. Radiofobia może przekreślić najbardziej racjonalne plany związane w energetyką atomową" - mówił niedawno w Radiu Swoboda Igor Konyszew, który w Rosatomie zajmuje się kontaktami z organizacjami społecznymi.

Chodzi nie tylko o ewentualne usterki techniczne reaktorów czy zaniedbania obsługi, ale o groźbę zamachów terrorystycznych. Kilka lat temu w Rosji był to temat nader aktualny w związku z atakami terrorystów czeczeńskich: władze Federacji Rosyjskiej ogłosiły na początku wieku podwyższony stan gotowości na obiektach atomowych, a przedstawiciele resortu obrony ujawnili, że terroryści podejmowali próby przeniknięcia do siłowni jądrowych, lecz bez powodzenia.

Działacze Greenpeace bezlitośnie sprawdzili stan zabezpieczenia strategicznych obiektów związanych z energetyką atomową - w 2002 r. dostali się na dach "Krasnojarska 26" (kodowa nazwa jednego z zamkniętych centrów jądrowych). Znana rosyjska publicystka Julia Łatynina opisała scenariusz wysadzenia w powietrze źle chronionej elektrowni w książce z gatunku political fiction "Dżahannam albo do zobaczenia w piekle". A w lipcu tego roku uzbrojeni terroryści z łatwością dostali się do Baksańskiej Elektrowni Wodnej w kaukaskiej republice należącej do Federacji Rosyjskiej - Kabardyno-Bałkarii. Co zastanawiające, zuchwały napad, który obnażył niezborność systemów bezpieczeństwa i słabość rosyjskich służb specjalnych, nie został uznany za akt terroru, lecz jedynie za dywersję. Owszem, tym razem nie chodziło o elektrownię jądrową, ale na tym przykładzie widać, że kaukaskie islamskie podziemie będzie zapewne sprawdzać systemy zabezpieczeń wszędzie, gdzie tylko będzie miało po temu sposobność.

Dużo i wszędzie

Jednym z najważniejszych punktów federalnego programu rozwoju energetyki jądrowej jest aktywizacja Rosatomu za granicą. Korporacja realizuje także cele polityczne państwa. Należące do niej przedsiębiorstwa budujące elektrownie za granicą od czerwca br. cieszą się preferencjami przy uzyskiwaniu kredytów, co ma im ułatwić ekspansję w kryzysowych czasach.

W doniesieniach agencyjnych co jakiś czas czytamy: "Szef Rosatomu, Siergiej Kirijenko podczas wizyty w Hanoi (lub Teheranie, Pekinie, Delhi...) omówi plany rosyjskiego udziału w budowie wietnamskiej (lub irańskiej, chińskiej, indyjskiej...) elektrowni jądrowej". Następnie Kirijenko spotyka się z premierem przed kamerami telewizyjnymi i melduje, jakie kontrakty udało się wynegocjować. W marcu tego roku sam premier Putin przywiózł z Indii porozumienia w sprawie zbudowania przez goskorporację aż dwunastu reaktorów (Rosja już buduje w Indiach dwa bloki). Rosji zależy na utrzymaniu się na szybko rozwijającym się indyjskim rynku, gdzie musi rywalizować z Francją i USA. "Jeżeli wstępne porozumienia zostaną ukonkretnione, to rosyjska goskorporacja może nie tylko zarobić na kontraktach, ale stać się kanałem rosyjskiego wpływu na indyjską politykę, gdzie atomowe lobby uważane jest za jedno z najbardziej wpływowych" - napisała w internetowej gazecie "Politcom.ru" Olga Miefodjewa.

21 sierpnia oficjalnie otwarto kontrowersyjną elektrownię w Bushehr w Iranie (przystąpiono do ładowania paliwa), budowaną (a właściwie kończoną, bo budowę rozpoczynał jeszcze przed rewolucją ajatollahów niemiecki Siemens) przez Rosjan. Termin oddania siłowni wyposażonej w rosyjskie reaktory wielokrotnie przekładano z przyczyn politycznych. Sprawa jej uruchomienia była ważnym elementem skomplikowanej układanki wokół irańskiego programu atomowego i rosyjsko-amerykańskiego dialogu (a czasami przepychanki). Dziś w warunkach rosyjsko-amerykańskiego polepszania wzajemnych stosunków, wszelkie zapewnienia o pokojowym charakterze rosyjsko-irańskiej współpracy nuklearnej są przyjmowane za dobrą monetę. Departament Stanu z satysfakcją przyjął deklarację, że schemat przekazywania zużytego paliwa z elektrowni Bushehr z powrotem Rosji udaremni Iranowi dalsze prace nad pozyskiwaniem plutonu.

Ważnym obszarem rosyjskiej aktywności w dziedzinie energetyki jądrowej są kraje WNP, w dalszej kolejności - Europy Środkowej i Bałkanów (przede wszystkim Słowacja i Bułgaria). Pod koniec sierpnia podpisano rosyjsko-armeńskie porozumienia o budowie przez Rosatom nowej elektrowni atomowej do 2016 r. Ważne miejsce zajmuje współpraca z Kazachstanem, zwłaszcza w sferze zaopatrzenia w uran, którego Rosji zaczyna coraz bardziej brakować. Zresztą, możliwości podjęcia współpracy w dziedzinie przetwórstwa uranu Rosja poszukuje na całym świecie - w maju na przykład zaproponowała Namibii miliard dolarów za udział w zagospodarowaniu tamtejszych złóż uranu.

Ale bodaj najważniejsze miejsce we współpracy energetycznej zajmuje Ukraina. W ramach prowadzonej przez nowe władze w Kijowie polityki zbliżenia z Moskwą znacznie ożywiły się rozmowy o współpracy w dziedzinie atomu - w czerwcu podpisano umowę o współdziałaniu przy budowie trzeciego i czwartego bloku Chmielnickiej Elektrowni Jądrowej na Ukrainie. Pieniądze - 5-6 mld dolarów - na budowę ma wydzielić Rosja. Kryzys kryzysem, a atomowe żelazo w stosunkach z Ukrainą trzeba kuć, póki gorące. W rosyjskich planach leży utworzenie wspólnego z Ukrainą holdingu energetycznego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „W stronę atomu 2 (39/2010)