Badania prowadzono w województwie podkarpackim, głównie w Przemyślu, gdzie stosunek do Romów spowodował utrudniony dostęp do pomocy humanitarnej.
Problem zaczyna się już na etapie retoryki – jeden z przedstawicieli Urzędu Miejskiego w Przemyślu o społeczności romskiej mówił: „przyjeżdżają po zasiłek, nic więcej. To nie są uchodźcy, to są podróżnicy zarobkowi”.
Romowie stali się obiektem drwin i agresywnych komentarzy. W opinii badaczy taki charakter wypowiedzi przekracza ramy debaty publicznej. Retoryka ta jest również powielana przez organizacje pomocowe i wolontariuszy, co ma znaczący wpływ na jakość świadczonej pomocy.
Joanna Talewicz, prezeska fundacji mówi „Tygodnikowi”: – Ten raport idzie pod prąd narracji władz, która twierdzi, że wszystko jest w porządku. Romowie, którzy przyjechali z Ukrainy, to w większości osoby, które już wcześniej żyły w biedzie i wykluczeniu, to są najsłabsi z najsłabszych.
Talewicz skarży się też na brak dialogu z władzami centralnymi i zaznacza, że jedynie kontakty z władzami Warszawy wyglądają nieco lepiej. – Przemyśl to mikro-obrazek tego, co w skali makro możemy obserwować w całym kraju – mówi. – Jest ogromny problem z brakiem mieszkań, z edukacją. Nie ma pomysłu, co zrobić z dziećmi, które mają opóźnienia lub które nie chodziły do szkoły. Nauczyciele nie mają środków, by równocześnie zajmować się dziećmi polskimi i romskimi, są z tym problemem zostawieni sami sobie.
Raport podsuwa niektóre rozwiązania, np. wskazuje, jak koordynować zakwaterowanie i pomoc w aktywizacji zawodowej Romów. Jednak władze nie mają pomysłu, jak rozwiązać najpoważniejsze problemy, co gorsze – nikt tego pomysłu nie szuka. Chyba że za taki pomysł uznać osadzenie Romów na peryferiach miast, z dala od oczu i powszechnie dostępnych usług publicznych. To jednak nie sprzyja rozwiązaniu narastających problemów, a utrudniony dostęp romskich dzieci do edukacji skutkować może nowymi. Od piętnujących słów do czynów powodowanych nienawiścią droga bywa krótka.