Rolnicy protestują przeciwko zalewaniu Polski przez zboże z Ukrainy. Jak to możliwe, skoro od prawie roku nasz kraj go nie importuje?

Poza wspólnym mianownikiem protesty w każdym kraju mają lokalny kontekst.

20.02.2024

Czyta się kilka minut

Protest rolników przeciwko Zielonemu Ładowi oraz importowi zboża z Ukrainy. Wrocław, 15 lutego 2024 r. / fot. Omar Marques / Anadolu / EAST NEWS
Protest rolników przeciwko Zielonemu Ładowi oraz importowi zboża z Ukrainy. Wrocław, 15 lutego 2024 r. / Fot. Omar Marques / Anadolu / East News

Gdy 15 lutego minister rolnictwa Czesław Siekierski w warszawskiej siedzibie resortu zaczynał spotkanie z delegacją protestujących rolników, ich koledzy po fachu właśnie obrzucali jajkami biuro Parlamentu Europejskiego we Wrocławiu. Były klaksony, flagi, palone opony i taczki z gnojówką. I to nie tylko we Wrocławiu, nie tylko w Polsce. Z całej Unii Europejskiej rolnicy nie protestują jedynie w Austrii, Danii, Finlandii i Szwecji. Spoiwem setek demonstracji jest opór wobec Zielonego Ładu – pakietu prawnego, który ma doprowadzić UE do neutralności klimatycznej w 2050 roku.

Poza wspólnym mianownikiem protesty w każdym kraju mają lokalny kontekst; polskim jest konkurencja ukraińskich produktów (głównie zbóż i rzepaku). Realny poziom napięcia wokół tej kwestii ujrzeliśmy 11 lutego, gdy rolnicy blokujący granicę w Dorohusku zerwali plomby celne z trzech ukraińskich ciężarówek i wysypali z nich ziarno na drogę. W sieci 12 lutego pojawił się film, na którym kilku rolników przeszukuje wagony na kolejowym terminalu pod Dorohuskiem, znajdując zapleśniały rzepak i kukurydzę. „To niby terminal gazowy, a tak naprawdę zbożowy" – słyszymy głos na nagraniu. – „W cementowozach przywożone jest do Polski zboże i przeładowywane to jest na ciężarówki [w kadrze widzimy silosy – red.]. Pomyślcie sobie, jaka to jest skala. (…) Te terminale są ukryte w krzakach i bajorach”.

Zareagował wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak – następnego dnia wrzucił w serwisie X dramatyczny wpis z Dorohuska: „Przeprowadzam kontrolę poselską. Chcę sprawdzić, jaki towar w ostatnich dniach wjeżdżał do Polski. Niestety napotkałem na opór. Pracownicy nie chcą przedstawić mi dokumentów”.

10 procent zbiorów

Wszystko momentami przypomina film akcji o porachunkach mafijnych z rzepakiem w tle. Ile w tym prawdy i jak jej szukać, gdy górę od tygodni biorą emocje? Po pierwsze: minister Kołodziejczak nie musi nigdzie jeździć z kontrolami, bo rząd nie kontroluje podległych mu jednostek, tylko mówi im, co mają robić. Na razie widać więc, że stara władza zostawiła po sobie bałagan, a nowa dopiero szuka miotły. Po drugie: rolnicy, świadomie lub nie, eskalują spór. Terminal z filmiku jest zaznaczony na mapach Google’a, ciężko nazwać go „ukrytym”, a kod „Tagnpps” na burtach oznacza, że nie są to żadne cementowozy, tylko wagony do przewozu zboża. Silosy „ukryte w krzakach i bajorach” powstały w 2009 r., co widać na zdjęciach satelitarnych. Po trzecie: rozwiązaniu sporu nie służy skandaliczna wypowiedź mera Lwowa nazywającego polskich rolników „prorosyjskimi prowokatorami” (Andrij Sadowy zdążył już za te słowa przeprosić). 

Takie incydenty to kolejny rozdział trwającej dwa lata historii. Zaczęło się 24 lutego 2022 r. wraz z rosyjską inwazją. Ukraina, która co roku eksportowała około 50 mln ton zboża (będąc największym dostawcą Światowego Programu Żywnościowego ONZ), została odcięta od czarnomorskich portów. UE zaoferowała walczącej Ukrainie lądową alternatywę przez jej terytorium – zniesiono limity ilościowe i podatek VAT na ukraińską pszenicę, rzepak, kukurydzę i słonecznik.

Ceny zbóż oszalały – w pierwszej połowie 2022 r. za tonę pszenicy trzeba było zapłacić nawet 1800 zł – około dwa razy więcej niż przed wojną. W czerwcu 2022 r. Henryk Kowalczyk, ówczesny minister rolnictwa, udzielił wywiadu, w którym radził rolnikom czekać ze sprzedażą, bo będzie jeszcze drożej. W raporcie Najwyższa Izba Kontroli stwierdza jasno, że wypowiedź ministra miała katastrofalne skutki, a jego „ocena sytuacji na krajowym rynku zbóż była błędna i nieoparta na żadnych analizach”. Wolne miejsca na rynku szybko wypełniły produkty z Ukrainy. Import pszenicy ze wschodu rok do roku wzrósł 170-krotnie, a kukurydzy 300-krotnie. Łącznie w 2022 r. polskie firmy sprowadziły z Ukrainy 3,4 mln ton zbóż i roślin oleistych – to około 10 procent krajowych zbiorów.

Gdy światowa gospodarka zaczęła wychodzić z wojennego szoku, ceny też zaczęły spadać, ale koszty wzrosły. Następne żniwa trzeba było przeprowadzić przy droższym paliwie, nawozach i pestycydach (bardzo ważnym ich źródłem była Rosja) oraz wysokiej inflacji.

Teorii nie brakuje

W kontekście protestów warto zapytać, jaką rolę odgrywa dzisiaj zboże z Ukrainy, skoro od prawie roku Polska go nie importuje? 15 kwietnia 2023 r. wprowadziliśmy embargo na kluczowe produkty, dwa tygodnie później to samo zrobiła cała Unia. Gdy 15 września unijny zakaz wygasł, Polska jednostronnie go przedłużyła, ryzykując dyplomatyczną awanturę, gdyż Ukraina zaskarżyła nas do Światowej Organizacji Handlu. Do dzisiaj ukraińskie produkty mogą przez Polskę jedynie przejechać tranzytem (podobne przepisy wprowadziły Słowacja i Węgry), sprzedać ich u nas nie wolno.

Teorii, jak obce zboże miałoby nadal zalewać nasz rynek, nie brakuje i w każdej jest – nomen omen – ziarno prawdy. Jedna mówi, że przywożone jako „zboże techniczne” (np. do spalania w elektrowniach) albo jako czyściwo do młynów, potem trafia na polskie stoły. Druga teoria głosi, że transporty, które podczas kontroli np. w Niemczech nie spełniły unijnych regulacji, wcale nie wracają na Ukrainę, tylko trafiają do nas. Kolejna, że po drodze przez nasz kraj ukraiński rzepak nagle staje się polskim rzepakiem (takim oszustwom mają przeciwdziałać elektroniczne plomby zakładane przez celników, a nawet specjalne konwoje).

Wokół tych podejrzeń toczą się śledztwa i postępowania, ale nie ma na razie dowodów, że skala tego procederu jest w stanie zdestabilizować rynek rolniczy w 38-milionowym kraju, który jest eksporterem żywności.

Po prostu tanio

Rynek zresztą nie jest zdestabilizowany. Ceny zbóż w Polsce odpowiadają cenom z francuskiej (najważniejszej w Europie) giełdy MATIF. I są po prostu niskie. „Spadki cen zbóż w Polsce są pochodną sytuacji na rynkach światowych (od żniw pszenica na giełdach CBOT i MATIF potaniała o 25 proc.), a nie importu ukraińskich zbóż, który w połowie kwietnia 2023 roku został zablokowany” – pisze na stronie infograin.pl Mirosław Marciniak, analityk rynku zbożowego.

Zarówno Europa, jak i przede wszystkim Rosja mają ogromne nadwyżki (zwłaszcza pszenicy), więc nie da się sprzedawać drogo. To nie umniejsza problemom polskich rolników, wręcz przeciwnie. Nie oznacza również, że handel z Ukrainą nie jest potężnym wyzwaniem. Argument „wpuśćmy ukraińskie zboże, pomożemy im w wojnie” okazał się nietrafiony, a rykoszetem oberwali nasi farmerzy. Dziennikarze śledczy z Organized Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP) ujawnili dziesiątki przekrętów przy eksporcie zboża z Ukrainy, jak unikanie podatków i pranie brudnych pieniędzy. Były one specjalnością firm, które pojawiły się na rynku znikąd i zarobiły miliony (zakładano je m.in. na pacjentów szpitali psychiatrycznych). Ale nawet pomijając takie historie, budżet Ukrainy niewiele skorzystał na ustępstwach. Jak mówił w wywiadzie dla „Tygodnika” prof. Tadeusz Pomianek: – Najwięcej zarobili oligarchowie i międzynarodowe fundusze inwestycyjne, na przykład z Holandii, które prowadzą tam ogromne gospodarstwa, metodą niemalże rabunkową. Sypią nawozami sztucznymi i pestycydami na najlepsze ziemie w Europie. To jest pomoc Ukrainie czy pomoc przy niszczeniu środowiska? (całą rozmowę przeczytacie Państwo na powszech.net/rolnicy).

Niestety: to działa

Obecny kryzys jest tylko próbką tego, co nas czeka, jeśli Ukraina wejdzie do Unii lub dołączy do naszej polityki rolnej. Kontrola takiej masy towarów jest pracą godną Herkulesa, acz konieczną, bo naruszeń było sporo – głównie chodzi o szkodniki w zbożu, przekroczenia poziomu pestycydów lub bakterie salmonelli. Wiceminister Kołodziejczak zadeklarował już, że wszystko, co przyjeżdża z Ukrainy, będzie sprawdzane przez sanepid i Inspekcję Weterynaryjną. A jego szef Czesław Siekierski zapowiedział, że do końca marca powinna być gotowa umowa z Ukrainą regulująca handel produktami rolnymi.

Ostro odpowiedział też rolnikom, którzy domagali się kompletnego embarga: „Nie ma kraju, który ma w pełni granice zamknięte. Może Korea Północna”. Tutaj dochodzimy do smutnego wniosku: problemy polskiego (i nie tylko) rolnictwa są fundamentalne, a poziom dyskusji o nich – żenujący. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której Instytut Gospodarki Rolnej (nazywający siebie pierwszym rolniczym think tankiem) publikuje tekst: „Precz z obecną dyktaturą z Brukseli niewybieralnych, trujących zielonych komisarzy UE. Precz z Zielonym Ładem!”? Nad nim trzeba dyskutować, ale nie da się na niego obrazić i czekać, aż zniknie. Przede wszystkim dlatego, że w dobie zmian klimatycznych jest nam po prostu potrzebny (zwłaszcza rolnikom zagrożonym suszą).

Tymczasem w Polsce przez ostatnie 5 lat ubyło prawie 50 tys. gospodarstw ekologicznych (25 proc.), a poważnej rozmowy o tym, jak to zmienić, nie ułatwiają zbliżające się wybory do europarlamentu. Nawet „zieloni komisarze” boją się, że bunt rolników wepchnie ich w ramiona partii prawicowych (w Polsce Konfederacja już zażądała komisji śledczej w sprawie zboża z Ukrainy) i są gotowi zaciągnąć reformom hamulec ręczny. Komisja Europejska wycofała się już z ograniczeń w stosowaniu pestycydów oraz wymogu pozostawiania 4 proc. upraw odłogiem. Debata o tym, co będziemy jeść i jaką będziemy mieć ziemię za kilka dekad, przebiega chwilowo według starego schematu: kto głośniej krzyczy, ten wygrywa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Polityka na traktorach