Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najpewniej w zasięgu wzroku macie przynajmniej kilkanaście robotów. Z istnienia wielu starych technologii (komputery) nie zdajecie sobie już nawet sprawy. Większość dzisiejszych robotów opiera się na tzw. sztucznej inteligencji (czy też na systemie maszyn uczących się). W ostatnich kilkunastu latach tego typu roboty zastąpiły (a nawet wyparły) człowieka z takich pól aktywności jak prowadzenie samochodu, obsługiwanie klientów restauracji, diagnozowanie chorych, rozwiązywanie większości sporów prawnych.
Równolegle, już od lat 20. XXI w., trwają próby ogarnięcia społecznych skutków rozpowszechnienia sztucznej inteligencji. Było to konieczne w kontekście rosnących nierówności społecznych. Robotyzacja puszczona na żywioł przyniosłaby w warunkach kapitalizmu ich niezawodny wzrost: zyski z robotyzacji trafiają do nielicznych, a koszty społeczne są przerzucane na państwa i obywateli.
Dlatego też od dłuższego czasu testuje się szereg rozwiązań podatkowych, które mają temu przeciwdziałać. Pierwsze było tzw. proste robotowe. Gdy firma X oddawała do użytku nową, w pełni zautomatyzowaną halę produkcyjną i likwidowała 50 miejsc pracy, to choć nie miała już pracowników, nadal płaciła podatek w wysokości PIT-u i składek pomnożony razy 50. Niestety po kilku latach model ten okazał się niefunkcjonalny. Firmy zaczęły wprowadzać nowe technologie po cichu, twierdząc, że nie są one wcale pracooszczędne. A jeśli już płaciły podatek, to zawsze twierdziły, że likwidowane miejsca pracy i tak byłyby wycenione na poziomie płacy minimalnej. Wpływy podatkowe okazały się więc nikłe.
W tej sytuacji wiele krajów wprowadziło akcyzę od nowych maszyn. Akcyzę stosuje się wówczas, gdy nie możemy czegoś zabronić, jednak jako wspólnota zgadzamy się, że należy dostęp do tego dobra maksymalnie utrudnić. Głównym płatnikiem akcyzy miał być biznes używający robotyzacji w celu osiągnięcia zysku. Akcyza, owszem, zwiększyła dochody fiskalne, lecz być może jej najważniejszym skutkiem było spowolnienie marszu ludzkości w kierunku tzw. momentu przełomowego. Czyli tej chwili, gdy – jak przestrzegają filozofowie transhumanizmu – powstanie maszyna dorównująca ludzkiej inteligencji pod każdym względem. I ta maszyna natychmiast zdecyduje, czy uzna za stosowne zakończyć ziemską przygodę naszej ludzkiej cywilizacji.
Niektóre kraje postanowiły pójść jeszcze dalej. Firmom pozwolono wybierać. Możecie nie płacić akcyzy. Ale w zamian musicie (stopniowo) przekazywać część udziałów firmy państwu. A właściwie specjalnemu funduszowi rentierskiemu (wzorowanemu na funduszach gromadzących zyski z ropy istniejących już w XX wieku na Alasce czy w Norwegii). Pieniądze stamtąd trafiały z powrotem do szerokich mas społecznych. W większości przypadków w postaci bezwarunkowego dochodu podstawowego, który nie doprowadził bynajmniej do masowej bezczynności. Pozwolił natomiast po wielu latach skrócić czas pracy do 3 dni w tygodniu (lub 5 godzin dziennie), odzyskać ludziom panowanie nad życiem, a demokracji rozkwitnąć.
Oczywiście presja na dalszą automatyzację wciąż jest olbrzymia. Oznacza to, że stosowane rozwiązania będą musiały być stale rewidowane.
©℗