Panie prezydencie, ludzie czekają – tymi m.in. słowami Donald Tusk ponaglał Andrzeja Dudę, powołując się na przedstawicieli sfery budżetowej, której główna partia opozycyjna – a za moment zapewne koalicyjna – obiecała podwyżki. Rzecznik PO Jan Grabiec zadeklarował z kolei, że nauczyciele zapowiedziany przez tę partię (i inne opozycyjne ugrupowania, choć w nieco odmiennych wariantach) 30-procentowy wzrost wynagrodzeń powinni ujrzeć na swoich kontach już 1 stycznia.
Jeśli tak się faktycznie stanie, będzie to najbardziej znaczący jednorazowy awans finansowy tej grupy zawodowej od lat – tysiąc kilkaset złotych miesięcznie więcej w portfelu; skok wyraźny nawet przy szalejącej inflacji. Skok jednak, dodajmy, z bardzo niskiego pułapu: jak wykazał zeszłoroczny raport fundacji Evidence Institute i Związku Nauczycielstwa Polskiego, pedagog znad Wisły kupi za swoją pensję mniej niż jego kolega nie tylko niemiecki czy szwedzki (tu przebitka jest trzykrotna), ale nawet grecki, bułgarski i rumuński (za nami w tym zestawieniu siły nabywczej nauczycielskich pensji w Europie były tylko Węgry i Słowacja). Co więcej: polscy pedagodzy zarabiają wyraźnie mniej niż osoby o porównywalnych kwalifikacjach na naszym rynku pracy, przy czym różnica między nauczycielami i nienauczycielami stale się w ciągu ostatnich kilkunastu lat powiększa, w 2018 r dochodząc do 1200-1400 zł – a więc sumy zbliżonej do tego, co chce pedagogom dorzucić nowa władza.
Polska szkoła ma świetne wyniki. Szkoda tylko, że uczniowie jej nie cierpią
Nie miejmy złudzeń: podwyżka nie zmieni znacząco ani losu ponad pół miliona nauczycieli, ani nie da jakościowego skoku polskiej edukacji. Podwyżkę – o ile nie wejdzie w życie system rewaloryzacji – zeżre inflacja. A efekt nowego, przyjaznego otwarcia (w odróżnieniu od ośmiu lat władzy, która była z tą grupą zawodową w nieustannym zwarciu) być może prędko się zużyje. Zostaną problemy stare jak pruski model oświaty: negatywna selekcja do zawodu, która nie wynika wyłącznie z niskich uposażeń (niektórzy eksperci postulują węższe sito dostępu do tego zawodu); anachroniczny model kształcenia kadr; skompromitowany, bo mający wątłą motywacyjną siłę i premiujący głównie biurokratyczną rzutkość system awansu – oraz wiele innych.
Dosypanie grosza i wprowadzenie do gmachu resortu edukacji ministra o nazwisku innym niż Zalewska czy Czarnek – to sporo, ale dalece nie wszystko. O resztę będzie trudniej.