Raport o stanie Kościoła

„Raport McCarricka” nie przyniósł, wbrew oczekiwaniom, dowodów na handlowanie urzędami albo istnienie mafijnych struktur w Kościele. Ale pozwala zobaczyć, jak kościelny system sprzyja hipokryzji, zakłamaniu, serwilizmowi. Jak bardzo brudzi.

11.11.2020

Czyta się kilka minut

Theodore McCarrick w Watykanie, 2005 r. Fot. PIER PAOLO CITO / ASSOCIATED PRESS / East News /
Theodore McCarrick w Watykanie, 2005 r. Fot. PIER PAOLO CITO / ASSOCIATED PRESS / East News /

Raport na temat ekskardynała Theodore’a McCarricka nie jest trzęsieniem ziemi. Ci, którzy spodziewali się udowodnienia tezy, że były arcybiskup Waszyngtonu zrobił kościelną karierę dzięki pieniądzom i homoseksualistom, mogą być zawiedzeni. „Nie wykazano, żeby fundusze pozyskiwane przez kard. McCarricka kiedykolwiek znacząco wpływały na decyzje Stolicy Świętej wobec niego” – czytamy już na pierwszych stronach dokumentu. Ale czytamy też, nieco dalej i kilkakrotnie, że do końca swojej kariery „nie przestawał dawać prezentów urzędnikom kurii rzymskiej czy nuncjatury, jak to miał w zwyczaju”.

Oczywiście, pieniądze, które skutecznie potrafił od sponsorów pozyskiwać i którymi hojnie – dla dobra ogółu i poszczególnych osób – dysponował, na pewno mu w kościelnych awansach nie przeszkodziły. Podobnie jak homoseksualne skłonności, których od pewnego momentu wcale nie ukrywał.

Śledztwo na szeroką skalę

Autorzy raportu poruszają się po dobrze znanych i wytyczonych wiekową tradycją ścieżkach. Bo wbrew pozorom to nie pierwszy taki dokument przygotowany w Watykanie, a wręcz przeciwnie – dochodzenia i śledztwa, często wieloletnie, są tam niemal rutyną, choćby w działalności Kongregacji Nauki Wiary, do roku 1965 zwanej Kongregacją Świętego Oficjum, a przed rokiem 1908 – Świętą Rzymską i Powszechną Inkwizycją. Dotyczą spraw różnych – czasem złego prowadzenia się, czasem nieprawomyślnych poglądów.

Ale dotąd dowiadywaliśmy się o nich po minimum 60 latach, kiedy odtajniano kolejne partie watykańskich archiwów, pod warunkiem, że znaleźli się historycy zainteresowani zbadaniem konkretnej sprawy i opublikowaniem wyników swej pracy. Tak było choćby w przypadku śledztw dotyczących Ojca Pio, przeprowadzonych w latach 20. XX wieku przez bp. Raffaella Rossiego, które – na podstawie odtajnionych w 2006 r. dokumentów – opisał ks. Francesco Castelli.

W przypadku opublikowanego 10 listopada „Raportu McCarricka” chodzi jednak o wydarzenia współczesne, których finał – pozbawienie emerytowanego biskupa Waszyngtonu godności kardynalskiej i przeniesienie do stanu świeckiego – miał miejsce raptem dwa lata temu. Zarówno sam zainteresowany, jak i większość świadków w jego sprawie żyje, a niektórzy pełnią nadal swoje funkcje w Kościele.

Przedstawiciele Sekretariatu Stanu przesłuchali ponad 90 osób: od księży i byłych kleryków, którzy świadczyli o nagannym zachowaniu biskupa, poprzez pracowników nuncjatury, urzędników kurii rzymskiej różnego stopnia, aż po byłego sekretarza osobistego Jana Pawła II, kard. Stanisława Dziwisza, oraz papieża emeryta Benedykta XVI. A jako że pamięć ludzka jest ułomna, co dla niektórych z pewnością stało się błogosławioną wymówką, zeznania konfrontowano z dokumentami zebranymi w archiwach sześciu kongregacji i nuncjaturze w USA, a także zgromadzonymi podczas wcześniej zakończonego procesu karno-administracyjnego czy nadesłanymi na wezwanie przez kościelne instytucje i diecezje ze Stanów Zjednoczonych.

Szczęśliwie w zbiurokratyzowanej kurii każdy dokument jest rejestrowany i archiwizowany; z każdego spotkania sporządzona jest notatka, często przez wszystkie zainteresowane strony; najdrobniejsze decyzje przekazywane są na piśmie i kontrasygnowane. Pisemnie potwierdza się niemal wszystko, może z wyjątkiem ofiar, tradycyjnie przekazywanych w zaklejonych kopertach.

Co zrobił papież

Decyzja o ukaraniu kard. McCarricka była szokiem nie tylko dla katolików w USA. Wszyscy zadawali sobie pytanie, jak to możliwe, że mimo krążących od lat plotek, które z czasem przybrały formę konkretnych zarzutów, zrobił tak błyskotliwą karierę i doszedł do najwyższych kościelnych godności. Raport miał być odpowiedzią. A przy okazji miał oddalić zarzuty stawiane papieżowi Franciszkowi przez byłego nuncjusza w Stanach Zjednoczonych, abp Carla Marię Viganò, który publicznie twierdził, że papież wiedział (choćby od niego) o zarzutach stawianych kardynałowi Waszyngtonu oraz o sankcjach nałożonych na niego przez Benedykta XVI, ale lekceważył je, tolerował dalszą publiczną aktywność McCarricka (podejmowaną na biskupiej emeryturze), zgadzał się na jego honorowanie a nawet powierzał mu kolejne zadania, w tym pełnienie dyplomatycznych misji. I że zareagował dopiero, gdy pojawiło się oskarżenie o wykorzystanie osoby nieletniej, podczas gdy od dawna znane mu były zarzuty o homoseksualnych praktykach amerykańskiego hierarchy, w tym o molestowaniu i deprawowaniu kleryków. Bezczynność papieża miała wynikać ze sprzyjania „lawendowej mafii”, która już dawno przejęła rządy w Kościele.

To, że raport o McCarricku jest odpowiedzią na zarzuty byłego nuncjusza, nie ulega wątpliwości – decyzję o jego przygotowaniu Franciszek podjął miesiąc po tym, jak abp Viganò wezwał go do dymisji. A szczegółowe odniesienia do tez zawartych w głośnym liście byłego nuncjusza stanowią ponad połowę raportu (ostatnie dwadzieścia rozdziałów).

Jak się robi biskupa

Lektura dokumentu daje nam bezcenny wgląd w kuchnię biskupich nominacji. Młody, dobrze wykształcony ksiądz (doktorat z socjologii), ponadprzeciętnie uzdolniony, władający czterema obcymi językami, pracowity i obrotny zostaje szybko zauważony przez przełożonych, którzy powierzają mu coraz to bardziej odpowiedzialne funkcje. Jako sekretarz arcybiskupa Nowego Jorku, kard. Terence’a Cooke’a, poznaje nie tylko najważniejsze osoby w Kościele, ale też wchodzi w świat polityki i wielkiego biznesu. A jako „wujek Ted” opiekuje się kilkoma biednymi rodzinami w mieście, których dzieci co roku zabiera ze sobą na wakacje.

Z takich wakacji, na wyspach Bahama, w 1976 r., zostaje ściągnięty do Nowego Jorku, by zaopiekować się odwiedzającym Stany Zjednoczone kardynałem z Krakowa, „który nie wiadomo, czy dobrze zna angielski”. W ten sposób McCarrick poznaje przyszłego papieża i zdobywa jego sympatię. Kard. Wojtyła docenia błyskotliwą inteligencję i poczucie humoru księdza sekretarza (żart, że polscy goście popsuli mu wakacje, spodobał się Wojtyle, choć nie poznał się na nim, jak wynika z kilku zdań raportu, jego sekretarz z Polski – ks. Stanisław Dziwisz).

W 1977 r. McCarrick zostaje biskupem. W tajnych ankietach, które nuncjatura przeprowadza przed przesłaniem kandydatur do Watykanu, otrzymał niezwykle pochlebne opinie, jako osoba, „o zdrowej moralności, która na pewno nie stanie się przyczyną żadnego skandalu, kapłan pobożny i gorliwy, rozważny, dobrze przygotowany, oddany służbie bliźniemu i Kościołowi”. Nikt nie zgłaszał uwag do jego sposobu życia i prowadzenia się. Nikt nie był świadkiem, ani nawet nie słyszał o „ewentualnym niewłaściwym zachowaniu seksualnym wobec dorosłych i dzieci”.

Ma 47 lat, gdy zostaje biskupem pomocniczym Nowego Jorku, cztery więcej, gdy – już decyzją polskiego papieża – obejmuje niewielką diecezję Metuchen. Pięć lat później stoi już na czele archidiecezji Newark. Pod koniec lat 80. zakłada „Papal Foundation”, która ofiary od najbogatszych Amerykanów przekazuje Watykanowi. Bo McCarrick jest nie tylko świetnym organizatorem, ale też wyjątkowo skutecznym fundriserem. Codziennie pisał dziesiątki listów – każdy w innym, w zależności od adresata, stylu i tonie. Spotykał się osobiście z setkami osób, szybko przełamując oficjalne, urzędowe schematy i przechodząc do relacji bardzo osobistych. Dużo podróżował, nawiązując nowe kontakty, pełniąc dla Kościoła mniej lub bardziej oficjalne, „miękkie” misje dyplomatyczne, rozpoznając potrzeby lokalnych Kościołów. Zaczynał pracę o 5 rano, kończył po 22. Był wymagającym ale hojnym pracodawcą. I lubił wręczać prezenty.

I nic więcej

W tym czasie napływają do nuncjatury pierwsze, anonimowe informacje o niestosownym zachowaniu biskupa – dotyczące jeszcze jego pobytu w Nowym Jorku i Metuchen – w stosunku do kleryków i młodych księży. Sprawa jest znana, wielokrotnie opisywana, zamknijmy ją w trzech zdaniach: wyjazd z kilkoma klerykami na plażę, na ryby albo na mecz Yankesów. Niewielki domek nad morzem albo mieszkanie w Nowym Jorku, zawsze z mniejszą liczbą łóżek niż gości. Na początku oswajanie młodych mężczyzn z niecodzienną, intymną sytuacją, bez jakichkolwiek gestów, które mogłyby ich zaniepokoić. Dobieranie towarzystwa zgodnie z intuicją (nie zawsze trafną), że może im się to spodobać. Potem wspólne łóżko, przypadkowy dotyk, żartobliwy gest, masowanie obolałych barków. Przytulenie się w nocy. Nic więcej.

Monsinior Stash

„Z pewnością czasem zabrakło mi roztropności, ale przez 70 lat mojego życia nie miałem żadnych stosunków seksualnych [sexual relations] z żadną osobą, mężczyzną czy kobietą, młodym czy starym, duchownym czy świeckim, ani nigdy nie wykorzystałem nikogo, ani nie potraktowałem bez należnego szacunku” – napisał bp Theodore McCarrick w 2000 r. do bp. Stanisława Dziwisza, osobistego sekretarza papieża.


Artur Sporniak: Oskarżeń pod adresem kard. Dziwisza nie wyjaśni żadna komisja powołana w Polsce: jego wpływy w tutejszym Kościele są wciąż zbyt wielkie. Niewykluczone jednak, że śledztwo w sprawie byłego sekretarza Jana Pawła II toczy się już w Watykanie.


 

To kluczowy moment historii i najważniejszy dokument raportu. Wobec coraz bardziej rozpowszechnionych pogłosek – wciąż jeszcze anonimowych i oficjalnie uważanych za bezpodstawne – o niestosownym w przeszłości zachowaniu arcybiskupa Newarku, upada jego kandydatura na szefa prestiżowej, „kardynalskiej” diecezji waszyngtońskiej. List o krążących zarzutach przesłał do Watykanu kard. John O’Connery z Nowego Jorku, który delikatnie acz stanowczo sprzeciwił się mianowaniu na tak zaszczytne stanowisko osoby, „nad której głową zbierają się chmury”. Przedstawione w liście zarzuty uznano co prawda za mało prawdopodobne i pozbawione dowodów, niemniej kandydatura upada, choć za McCarricka ręczy wielu innych amerykańskich biskupów. On sam dobrze wie, jak wielką szkodę jego reputacji wyrządziła opinia kard. O’Connery’ego. Decyduje się bronić przed papieżem, wysyłając list do bp. Dziwisza, „monsiniora Stasha”, jak go często nazywał. Ta droga okazuje się skuteczna – papież wydaje polecenie, aby arcybiskupem Waszyngtonu (a co za tym idzie – przyszłym kardynałem) został jednak – wbrew opinii kongregacji – Theodore McCarrick.

Raport sugeruje, że na decyzję Jana Pawła II wpłynęło jego osobiste doświadczenie z Polski, gdzie niejednokrotnie władza rozsiewała plotki o niemoralnym prowadzeniu się księży (w tym o nim samym), by zniszczyć ich dobre imię i uderzyć w Kościół. Nie bez znaczenia była też osobista znajomość z nominatem. Dokument potwierdza też, że rola bp. Dziwisza w Watykanie nie była taka nieistotna, jak on sam lubi o opowiadać. Chociaż z pewnością próbował ją – i próbuje do dziś, wobec mnożących się zarzutów o pobłażliwość polskiego papieża dla seksualnych przestępców – pomniejszyć: niedługo po nominacji McCarricka bp Dziwisz poprosił nuncjaturę w Waszyngtonie, by usunęła jego nazwisko z listu wysłanego mu przez arcybiskupa.

Watykańskie teczki

Awans McCarricka wywołał oburzenie mediów i opinii publicznej. Pojawiły się nowe zarzuty, już nieanonimowe, ale wciąż obarczone wadą stronniczości – najpoważniejsze pochodziły od byłego księdza, oskarżonego o wykorzystanie seksualne dwóch nieletnich, który bronił się, że w najtrudniejszym i depresyjnym momencie swego życia nie otrzymał wsparcia od Kościoła a początkiem jego problemów było wykorzystanie przez byłego biskupa Metuchen. Pojawiły się też opinie psychologów, psychiatrów i terapeutów, którzy pomagali ofiarom McCarricka, oburzonych jego błyskotliwą karierą w Kościele. Sam oskarżony przy każdej okazji zapewniał o swej niewinności. Przyznawał, że spanie z klerykami w jednym łóżku było błędem, ale przysięgał, że to historie z dawno minionej przeszłości, w dodatku dotyczące relacji między osobami dorosłymi, które i tak nie były w sensie ścisłym seksualne. Mówił o tym otwarcie, także dziennikarzom coraz częściej interesującym się jego przeszłością. Wielokrotnie też, jako dowód swej niewinności, podawał fakt, że trzy duże tytuły prasowe – „Boston Globe”, „Washington Post” iWashington Times” – prowadziły dziennikarskie śledztwa w jego sprawie i niczego nie były w stanie mu udowodnić.

Nuncjatura przesyłała do Watykanu kolejne opinie za i przeciw, teczki pękały w szwach, wszyscy drżeli, by o kolejnych – wciąż uważanych za bezpodstawne – zarzutach nie dowiedziały się media i z utęsknieniem czekali na odejście niewygodnego hierarchy na emeryturę.

Bez dochodzenia

Pamiętna decyzja Jana Pawła II przepełniła czarę goryczy wśród osób znających ciemne strony życia kardynała. Ale równie gorzki i niezrozumiały był brak jakichkolwiek decyzji Benedykta XVI. Wbrew temu, co pisał były nuncjusz Viganò, papież Ratzinger nie nałożył żadnych sankcji na McCarricka, mimo że kierowane przeciwko niemu oskarżenia przestały być anonimowe i miały coraz bardziej przekonującą dokumentację. Nie zlecił też żadnego formalnego dochodzenia podległym sobie instytucjom. Być może dlatego, że wydarzenia sprzed ponad dwudziestu lat uznano za incydenty o charakterze homoseksualnym, zbadane już (jak zakładano) za poprzedniego pontyfikatu i pewnie mało istotne, skoro nie wywołały żadnych skutków dyscyplinarnych. Benedykt XVI przyjmował McCarricka w Watykanie, wysyłał mu okolicznościowe listy z życzeniami, nie zgodził się – początkowo – na jego odejście z urzędu po osiągnięciu wieku emerytalnego. I znów - dopiero wtedy, w obliczu tej decyzji, obawiając się kolejnych ataków prasowych i głosów oburzenia – poproszono McCarricka, by jednak przeszedł na emeryturę, choćby z okazji najbliższych świąt wielkanocnych.

Papież zgodził się też z sugestiami prefekta Kongregacji ds. Biskupów, aby poprosić McCarricka o zaprzestanie aktywności publicznej i opuszczenie apartamentu w seminarium duchownym. Niemniej w latach 2007-2008 emerytowany kardynał bez ograniczeń uczestniczył w życiu Kościoła amerykańskiego, święcił księży, otrzymywał nagrody, wygłaszał odczyty. Podczas pielgrzymki Benedykta XVI do USA odprawiał z papieżem mszę w katedrze waszyngtońskiej i uczestniczył we wspólnej kolacji w Nowym Jorku. Prowadził też – na prośbę Watykanu – wiele misji dyplomatycznych w różnych krajach. W tym czasie trwała wymiana korespondencji pomiędzy Sekretariatem Stanu, kongregacjami i nuncjaturą, ale nikt nie miał pomysłu, jak wyjść z niezwykle kłopotliwej sytuacji.

Podobnie było za pierwszych lat pontyfikatu Franciszka. Także on miał prawo przypuszczać, że krążące pogłoski zostały dokładnie zbadane i nawet jeśli było w nich coś na rzeczy, to musiały dotyczyć spraw może mało istotnych, choć nieprzyjemnych

Szybka ścieżka

Przełom nastąpił w 2017 r., gdy archidiecezja nowojorska otrzymała informację, że w początku lat 70. ubiegłego wieku ks. McCarrick „dotykał w niedopuszczalny sposób” osobę niepełnoletnią (16-17 lat). Zostały uruchomione procedury o postępowaniu wobec duchownych dopuszczających się wykorzystania seksualnego dzieci, młodzieży i osób bezbronnych. Po wstępnym rozpoznaniu sprawy i uznaniu oskarżeń za wiarygodne przekazano materiały do Kongregacji Nauki Wiary, która w niespełna rok później zakończyła dochodzenie. W czerwcu 2018 r. papież przyjął zrzeczenie się przez McCarricka godności kardynalskiej.


Zuzanna Radzik: Ujawniane przypadki tuszowania nadużyć seksualnych wobec dzieci oraz wykorzystywania osób pełnoletnich zależnych od duchownych pokazują, że Kościół czeka jeszcze długa droga.


Wkrótce zgłoszeń o popełnieniu przestępstw wobec nieletnich nadeszło więcej. Akta spraw przekazano władzom świeckim. A w związku z pojawiającym się zarzutem nakłaniania do czynności seksualnych podczas sakramentu spowiedzi, wszczęto kanoniczny proces karno-administracyjny, który zakończył się dekretem o przeniesieniu Theodore’a McCarricka do stanu świeckiego.

Żegnaj, miniony świecie

„Raport McCarricka” nie przyniósł, wbrew oczekiwaniom wielu osób, dowodów na handlowanie urzędami w Kościele albo na istnienie w nim mafijnych struktur. Tych zarzutów nie potwierdzają ani zebrane dokumenty, ani – tym bardziej – zeznania samych zainteresowanych. Interpretacja przedstawionych faktów i łączenie ich w przyczynowo-skutkowe ciągi, wyjaśnianie, dlaczego jedni biskupi manipulowali informacjami przekazywanymi do Watykanu, a inni nie przesyłali ich wcale – to zadanie na niejedno kolejne, tym razem nie kościelne, ale dziennikarskie śledztwo.

Ale dokładne prześledzenie 450-stronicowego dokumentu pozwala zobaczyć, jak przestarzały i zmurszały jest system karier w Kościele, jak bardzo uwarunkowany nieprecyzyjnymi, niejasnymi i korupcjogennymi zasadami. Jak bardzo hierarchiczna i autorytarna struktura władzy sprzyja hipokryzji, zakłamaniu, serwilizmowi, klientelizmowi. Jak bardzo wciąga i brudzi tych, którzy – z pewnością powodowani szczytnymi pobudkami – stają się jej częścią. Jak odbiera ludziom poczucie odpowiedzialności i chęć dążenia do prawdy.

Jeszcze kilkanaście lat temu nie moglibyśmy się o tym przekonać. Czasy się zmieniły. Opinię publiczną kształtują media, do których każdy ma równy dostęp (wiele czynów McCarricka ujrzało dzienne światło dzięki informacjom na blogach i stronach internetowych pojedynczych osób). A na czele instytucji, której główny mechanizm działania opierał się dotąd na dyskrecji, stanął nieprzewidywalny człowiek, który mówi, że trzeba być transparentnym.

 


PO STRONIE OFIAR | O wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, o zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym internetowym wydaniu specjalnym. Czytaj na: TygodnikPowszechny.pl/postronieofiar

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej