Przyszły emerycie! Zacznij oszczędzać

Jeśli państwu naprawdę zależy na tym, żebyśmy oszczędzali na starość, to powinno jak najszybciej zacząć nas do tego zachęcać za pomocą ulg podatkowych.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

O tym, że emerytury z nowego systemu będą dużo mniejsze od obecnych, fachowcy wiedzą od lat. Do zwykłych ludzi ta prawda dociera jednak bardzo powoli - mogli więc przeżyć prawdziwy wstrząs, zapoznając się z publikowanymi w gazetach projekcjami przyszłych świadczeń. Wynika z nich bowiem, że po latach pracy co miesiąc możemy otrzymać taką kwotę pieniędzy, która nie wystarczy nam na samodzielne utrzymanie.

Tym projekcjom towarzyszą zwykle utyskiwania na małe zainteresowanie Polaków indywidualnym oszczędzaniem na starość, które miało stanowić integralną część reformy, czyli jej "trzeci filar". W założeniu składał się on z pracowniczych programów emerytalnych (PPE) oraz indywidualnych kont emerytalnych (IKE). PPE miały funkcjonować w przedsiębiorstwach i z finansowym udziałem pracodawcy, IKE natomiast mieliśmy sobie zakładać sami. Przewidywano, że Polacy masowo przystąpią do IKE, jednak od początku (tj. od startu w 2004 r.) zakładano ich stosunkowo mało. Obecnie tych kont jest tylko 833 tys. - jak podaje Komisja Nadzoru Finansowego,

o 40 tys. mniej niż w zeszłym roku. Oszczędza zatem w ten sposób jedynie 5,7 proc. pracujących Polaków. Należałoby do nich doliczyć członków PPE, ale liczba takich programów jest w kraju śladowa i nie wiadomo, ile osób obejmują.

To bardzo mało, zwłaszcza wobec przewidywanej mizerii świadczeń z pierwszego i drugiego filara (z ZUS i z OFE). Co sprawia, że Polacy nie są pod tym względem przezorni? Zwykle uważa się, że to skutek braku wiedzy ekonomicznej i braku zachęt. Dodałabym tu jeszcze dwa powody: przyzwyczajenie i brak pieniędzy.

Nowy, nieznany świat

Choć od reformy minęło ponad 10 lat, to jej praktyczne, osobiste skutki mało kto jest w stanie sobie wyobrazić. Do wielu ludzi nie dociera jeszcze, że w nowym systemie emerytura będzie zależeć nie od ostatnich zarobków, ale od wielkości kapitału zgromadzonego przez cały okres pracy. Nie orientują się też, że na powiększenie tego kapitału wpływa tylko część comiesięcznej składki "na ZUS". Przy pensji 2000 zł brutto wynosi ona łącznie (pracownik i pracodawca) 624 zł, ale na emeryturę przeznacza się jedynie 390 zł - reszta to ubezpieczenie rentowe, chorobowe, wypadkowe i inne. Im mniejsza pensja, tym mniejsza składka trafia do ZUS i do OFE - i tym mniej uzbieramy na starość.

Znaczenie ma również i to, że często wątpimy w sens systematycznego oszczędzania małych kwot, a na tyle zwykle nas stać. Tymczasem odkładając przez 30 lat pracy po 100 zł miesięcznie, można zgromadzić 36 tys. zł samego kapitału. Odsetki - 3 proc. rocznie, kapitalizowane miesięcznie - spowodują, że ta kwota niemal się podwoi. Nie są to ogromne pieniądze, ale wykorzystywane stopniowo przez np. 20 lat po zakończeniu pracy umożliwiłyby uzupełnienie dochodów o jakieś 300, może nawet 400 zł na miesiąc. Byłoby to istotne wsparcie niewielkiej emerytury.

W grę wchodzą także czynniki psychologiczne. W powszechnym odczuciu wypłacane dziś świadczenia są bardzo małe, trudno więc przyjąć do wiadomości, że w przyszłości mogą być jeszcze mniejsze. Zwłaszcza że kilka lat temu reklamy OFE kusiły nas wizją odpoczywających pod palmami zasobnych emerytów.

Poza tym nie ukształtowała się jeszcze u nas świadomość, że o pieniądze na starość trzeba zadbać samemu - bo dotychczas zajmowało się tym państwo. I to skutecznie: nigdy, nawet w okresie największych trudności finansowych, nie nawaliło z wypłatą. Z oszczędnościami prywatnymi bywało natomiast różnie: te z lat 70. i 80. zjadła inflacja. A choć od tego czasu minęła cała epoka, to nadal w wielu z nas tkwi obawa, że to się może powtórzyć, no a "państwowa" emerytura jest pewna.

Słaby wabik

Kolejną i najważniejszą, jak sądzę, przyczyną tego, że nie oszczędzamy na starość, jest brak zachęt. Oczywiście, finansowych, a nie werbalnych, polegających na straszeniu ludzi wizją nędzy w jesieni życia.

W wielu państwach takie zachęty funkcjonują od lat (wprowadzano je z myślą o kończącym właśnie aktywność zawodową pokoleniu powojennego wyżu demograficznego) i mają zwykle formę ulg w podatku dochodowym. Tym samym oferuje się ludziom rekompensatę (w postaci mniejszego podatku) za rezygnację z konsumpcji bieżącej na rzecz zapewnienia jej sobie na starość.

U nas takiego mechanizmu nie ma, jest natomiast zwolnienie "z podatku Belki" (od odsetek) określonej kwoty wpłat do IKE. Jest to jednak bodziec za słaby - i dlatego nie działa. Na emeryturę powinni bowiem odkładać przede wszystkim ci, którzy zarabiają mało i średnio, oraz ci, którzy w przyszłości będą otrzymywać niskie (lub bardzo niskie) świadczenia. Im jednak najtrudniej zrezygnować z bieżących wydatków i oszczędzać na przyszłość choćby sto złotych miesięcznie.

Dlatego nieskuteczne okazuje się zwiększanie maksymalnej kwoty wpłat do IKE, wolnej od "podatku Belki". W tym roku wynosi ona

9579 zł, czyli ponad trzy średnie pensje w gospodarce (w drugim kwartale br. - 3081,48 zł brutto). Żeby w pełni wykorzystać tę możliwość, należałoby co miesiąc odkładać na emeryturę prawie 800 zł. Tymczasem z danych GUS o budżetach domowych wynika, że w 2008 r. w przeciętnym gospodarstwie pracowniczym na osobę przypadało miesięcznie 1050 zł dochodu. Warto też pamiętać, że pensje dwóch trzecich Polaków są mniejsze od średniej płacy, a zarobki prawie 20 proc. zatrudnionych nie przekraczają jej połowy i wynoszą ok. 1600 zł brutto (netto - niespełna 1200 zł). Przy takich dochodach niewiele da się zaoszczędzić (zwłaszcza mając do spłaty kredyt za mieszkanie i dzieci na utrzymaniu), a o wykorzystaniu limitów wpłat do IKE nie ma nawet co marzyć.

Bez ulg ani rusz

Jeśli więc państwu naprawdę zależy na tym, żebyśmy oszczędzali na starość, to powinno jak najszybciej zacząć nas do tego zachęcać w sposób wypróbowany przez innych, czyli za pomocą ulg podatkowych. Należało je zresztą wprowadzić już na początku lat 90. Nawet gdyby były bardzo małe, wielu podatników chciałoby się "załapać na ulgę" i wytworzyłby się nawyk odkładania na emeryturę. Wtedy rządzącym zabrakło jednak wyobraźni, a potem, gdy tworzono ramy prawne dla IKE, ulgom emerytalnym sprzeciwiali się ministrowie finansów, bojąc się wyrwy w dochodach podatkowych.

Ten sam argument wysuwa obecnie resort finansów wobec obywatelskiego projektu, w którym przewidziano możliwość odpisania na ten cel 12 tys. zł od rocznego dochodu. Oczywiście, wprowadzenie tej ulgi coś by budżet kosztowało. Nie wszyscy jednak sięgnęliby po nią od razu - a już z pewnością tylko mniejszość podatników stać byłoby na wykorzystanie jej w pełni, bo oznaczałoby to odkładanie na emeryturę 1000 zł co miesiąc. Można przypuszczać, że najczęściej byłyby to wpłaty od 50 do 300 zł. I nawet przy dzisiejszej mizerii finansowej budżet udźwignąłby ich skutki.

Wspomniany projekt od kilku miesięcy leży w Sejmie i pewnie tam zostanie. Nie jest nim zainteresowane nawet Ministerstwo Pracy, choć to jego projekcje pokazują naszą przyszłą emerytalną mizerię. Wygląda więc na to, że po raz kolejny okaże się, iż "państwa na to nie stać". To podejście krótkowzroczne, a efekty systemu emerytalnego ujawniają się w długim okresie. Zemści się to jednak już za kilkanaście lat, gdy pojawią się rzesze nędznie uposażonych emerytów i minister finansów będzie musiał wysupłać dodatkowe pieniądze na pomoc społeczną. Tyle że będzie to zmartwienie innej już ekipy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010