Przymus miłości

Kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi szukającymi życiowego powołania, odkrywam w nich czasem lęk przed wolą Boga. Mówią: Boję się, że On zaprowadzi mnie tam, dokąd nie chcę; będę musiał robić rzeczy, na które nie mam ochoty. Boję się cierpienia i niezrealizowania; boję się, że dźwiganie krzyża, który dostanę, przekroczy moje możliwości.

25.04.2004

Czyta się kilka minut

---ramka 328432|prawo|1---Mają wizję Boga okrutnego, który dręczy wybranych, nakładając na ich barki ciężary nie do uniesienia. Powołanie kojarzy się im z przymusem, który niszczy człowieka, odbiera mu szczęście i każe się wyrzec własnej woli. Dla tych ludzi słowa Jezusa wypowiedziane w rozmowie z Piotrem nad Jeziorem Tyberiadzkim muszą brzmieć bardzo groźnie: “Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz". Słyszą w nich słowa tyrana, który chce zmusić biednego apostoła do nieludzkiego wysiłku.

Opowiadam im wtedy zdarzenie sprzed wielu lat. Gdy pracowałem w Szczecinie, rozmawiałem pewnego dnia z dwoma studentami, którzy przyjechali nocnym pociągiem z Przemyśla. Jeden miał zdawać zaległy egzamin komisyjny w Wyższej Szkole Morskiej, drugi przyjechał do dziewczyny. Dla pierwszego podróż była koszmarem: tłok, upał, zmęczenie. Drugi nie narzekał - pociąg był dla niego środkiem umożliwiającym jednodniową randkę. Jeden musiał, drugi chciał przyjechać do Szczecina. Ich wewnętrzne nastawienie sprawiało, że tę samą rzeczywistość odbierali w diametralnie różny sposób.

Zapewne dlatego Jezus, zanim wypowiedział do Piotra słowa o prowadzeniu w nieznane, nie pytał go o posłuszeństwo, zachowywanie przykazań, gotowość do wyrzeczeń, ale trzykrotnie wydobył z niego wyznanie miłości. Chrystus wie, że dzięki niej człowiek potrafi oddać wszystko i odnaleźć szczęście. Bez miłości obowiązek jest udręką, w miłości - wewnętrzną koniecznością.

Pewien przeor dzielił się ostatnio wrażeniami z pierwszych tygodni swojego urzędowania. “Nie spodziewałem się, że punkt widzenia tak bardzo zależy od punktu siedzenia. Wcześniej w czasie świąt odprawiałem w klasztorze to, co do mnie należało i szedłem do rodziny, przyjaciół, znajomych. Nie martwiłem się o udział we wspólnych modlitwach, tworzeniu w klasztorze rodzinnej atmosfery... Tłumaczyłem sobie, że są inni bracia, że moja obecność nie jest konieczna. Teraz źle bym się czuł, gdyby zabrakło mnie w życiu wspólnoty. Śmiać mi się chce, gdy przypomnę sobie ludzi, którzy po moim wyborze mówili, że teraz będę mógł robić to, co będę chciał, że będę mógł wyjechać na długie wakacje, bo nikt mnie nie będzie ograniczał. Na razie na wakacje się nie zanosi. Podczas wyjazdów braci będę chciał zostać w klasztorze".

Wewnętrzne przekonanie czy przyjęta odpowiedzialność zobowiązują bardziej niż jakikolwiek nakaz czy przykazanie. Nikt nie odbiera wtedy obowiązków jako zniewolenia, dlatego Jezus do każdego ucznia mówi: “Już was nie nazywam sługami, ale nazwałem was przyjaciółmi". Pyta: “Czy miłujesz Mnie?".

---ramka 328433|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2004