Przylądek demokracji

Demokracja w Afryce najlepiej ma się dziś w krajach niewielkich i położonych na wyspach. Niestety, popadają one właśnie w kłopoty.
w cyklu STRONA ŚWIATA

22.10.2021

Czyta się kilka minut

Mieszkańcy jednej z wiosek na Wyspach Zielonego Przylądka Fot. KRZYSZTOF WOJDA/REPORTER /
Mieszkańcy jednej z wiosek na Wyspach Zielonego Przylądka Fot. KRZYSZTOF WOJDA/REPORTER /

W Republice Zielonego Przylądka, niepodległej od 1975 r. i liczącej pół miliona mieszkańców dawnej kolonii portugalskiej na Atlantyku, odbyły się właśnie kolejne, wolne wybory, w których kandydat opozycji pokonał w walce o prezydenturę kandydata partii rządzącej. Pokonany, były premier Carlos Veiga (1991-2000), pogodził się z porażką i pogratulował wygranej rywalowi. Zwycięzca, 61-letni José Maria Neves, również były premier (2000-16; żaden inny premier w tej wyspiarskiej republice nie panował tak długo), podziękował za uczciwą walkę i zapewnił, że jako piąty prezydent kraju będzie „łączył, chronił i troszczył się o wszystkich”, zarówno tych, którzy na niego głosowali, jak tych, którzy nie chcieli go na przywódcę.

Przez następnych pięć lat będzie rządził republiką do spółki z premierem Ulissesem Correią e Silvą, wywodzącym się z politycznej konkurencji, która wiosną zwyciężyła w wyborach do parlamentu. Tamta wygrana przyczyniła się zresztą do dzisiejszej porażki, bowiem mieszkańcy wysp Zielonego Przylądka, odkąd otrzymali prawo wyboru, głosują tak, by nie oddać jednej partii całej władzy w państwie. Zgodnie z tym zwyczajem, w miejscowej konstytucji przyjęto ustrój, który zakłada podział władzy między szefa rządu i prezydenta. Premier rządzi, ale prezydent, na którym spoczywają obowiązki bezstronnego sędziego-rozjemcy, strażnika pokoju społecznego, jedności i poszanowania konstytucji, ma także prawo weta wobec przyjmowanych przez parlament ustaw i decyzji rządu.

Czas eksperymentów

Niechęć mieszkańców archipelagu do zaborczości polityków bierze się z doświadczeń 15-letnich rządów, jakie sprawował tu ruch wyzwoleńczy, który wywalczył niepodległość. Afrykańska Partia Niepodległości Gwinei i Zielonego Przylądka, założona przez braci Amilcara i Luisa Cabralów (Amilcar, który w 1972 r. został zastrzelony przez portugalską tajną policję, czczony jest w całej Afryce jako jeden z bohaterów ruchu wyzwoleńczego) oraz Aristidesa Pereirę, walczyła o wolność i socjalizm, a politycznych wzorów i mecenasów szukała w Związku Radzieckim. W 1975 r., kiedy wskutek „rewolucji goździków” Portugalia pożegnała się ze swoimi koloniami, w Afryce niepodległość ogłosiły Angola, Mozambik, Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, a także Gwinea Bissau i Wyspy Zielonego Przylądka. Luis Cabral został prezydentem w Bissau, a Aristides Pereira – w Praia.

Wolność oznaczała dla mieszkańców Zielonego Przylądka nieznoszące sprzeciwu rządy jednopartyjnej dyktatury, a zaprowadzane socjalistyczne eksperymenty (nacjonalizacja ziemi, kolektywizacja itd.) w gospodarce zbiegły się w czasie z klęską suszy, zakończyły biedą i bankructwem.

Przed całkowitym upadkiem uratowała Zielony Przylądek Wiosna Ludów, która obaliła komunistyczne porządki w Europie, a nadciągając nad Afrykę wymusiła na niej nowe eksperymenty, tym razem z demokracją wielopartyjną i wolnorynkowym kapitalizmem.

Pierwsze wolne wybory odbyły się na wyspach w 1991 r. i od tego czasu urządza się je tam regularnie, a władzą wymieniają się dawna wyzwoleńcza i lewicowa Afrykańska Partia Niepodległości Zielonego Przylądka oraz Ruch na rzecz Demokracji, który domagał się zniesienia jednopartyjnej dyktatury. Wyborom na wyspach Zielonego Przylądka nigdy nie towarzyszyła przemoc. Nigdy też nie podważano ich uczciwości. W ten oto sposób bezludny niegdyś archipelag, położony na środku oceanu, pół tysiąca kilometrów na zachód od wybrzeży Senegalu, przerobiony przez Portugalczyków na faktorię, plantację kakao i przystań piratów handlarzy niewolników (trzy czwarte ludności republiki stanowią mieszańcy, potomkowie portugalskich osadników i sprowadzonych z Afryki niewolników) stał się w Afryce jedną z najspokojniejszych i najstabilniejszych wysp demokracji.

Życie na wyspach

We wrześniu prezydenta wybierano także w innej wyspiarskiej republice i dawnej portugalskiej kolonii, na położonych w Zatoce Gwinejskiej wyspach Świętego Tomasza i Książęcej. One także, obok Republiki Wysp Zielonego Przylądka, uchodzą w Afryce za miejsce, gdzie demokracja przyjęła się najlepiej.

Nowego szefa państwa trzeba było wybierać, bo stary, dobiegający 80. Evaristo Carvalho uznał, że ma dość już po pierwszej kadencji i postanowił oddać urząd młodszym. Pierwsza runda, w lipcu, nie wyłoniła zwycięzcy i dopiero we wrześniowej dogrywce ceremonialną posadę prezydenta wywalczył dotychczasowy minister infrastruktury Carlos Vila Nova.

Republika Wysp Świętego Tomasza i Książęca dzieli historię republiki Wysp Zielonego Przylądka. Bezludne, gdy w XV wieku wylądowali na nich portugalscy żeglarze i osadnicy, zostały przez nich zaludnione afrykańskimi niewolnikami, których przymuszano do pracy na plantacjach trzciny cukrowej albo wywożono na sprzedaż do Ameryki. Potomkowie dawnych niewolników stanowią dziś 95 proc. ćwierćmilionowej ludności archipelagu.

Podobnie jak w winnych portugalskich koloniach niepodległość wywalczyła tu zapatrzona w marksizm partia wyzwoleńcza, a przejąwszy władzę zaprowadziła jednopartyjną dyktaturę. Jej kres położyła europejska Wiosna Ludów, a przywieziona z Zachodu demokracja przyjęła się na wulkanicznych wyspach równie dobrze, jak na tych z Zielonego Przylądka. Dawni komuniści przechrzcili się na socjaldemokratów i dziesięć lat po odsunięciu od władzy, w 2001 r., ją odzyskali. Nie myśleli już jednak o przywracaniu dyktatury, lecz przestrzegając demokratycznych reguł, urządzali nadal wybory, raz wygrywając je, a innym – przegrywając i tracąc władzę.

Polityczny spokój zakłócały jedynie nieustanne spory o kompetencje między prezydentami i premierami. W ciągu pierwszych 15 lat demokratycznych porządków republika miała aż 13 rozmaitych premierów i rządów. Aby temu zaradzić, w 2006 r. przyjęto nową konstytucję, która skrępowała ręce prezydentowi pozostawiając mu głównie role ceremonialne. Odtąd w kraju zapanował spokój, polityczne kłótnie ucichły, a rządy upadały i powstawały znacznie rzadziej, a ten wybrany w 2014 r., po raz pierwszy od nastania demokracji, dotrwał nawet do końca kadencji i nowych wyborów. Podobnie jak na Zielonym Przylądku, wybierając sobie przywódców, mieszkańcy wysp Świętego Tomasza i Książęcej bardzo uważali, by całej władzy nie powierzyć jednej partii.

Demokracja uboga

Zadowolenie ze świętego spokoju i stabilizacji na afrykańskich wysepkach demokracji psuje bieda, jaką od lat klepią. Na wyspach Świętego Tomasza i Książęcej bieduje połowa ich mieszkańców. Od lat żyją z rybołówstwa, plantacji kakao, kawy, trzciny cukrowej, bananów czy manioku. Drugim źródłem zarobku stali się w ostatnich latach zagraniczni turyści, zjeżdżający tu na wakacje.

Kilkanaście lat temu wyspy ogarnęła gorączka „czarnego złota”, ropy naftowej, której bogate złoża zalegają dno i wybrzeża należące do innych krajów znad Zatoki Gwinejskiej – Angoli, Nigerii, Gwinei Równikowej, Gabonu, Konga-Brazzaville czy Kamerunu. Sąsiedzi, a raczej ich przywódcy, zbili petrodolarowe majątki, ale w pobliżu wysp Świętego Tomasza i Książęcej, leżących tylko 250 km od brzegów Gabonu, żadnych nadających się do eksploatacji złóż jak dotąd nie znaleziono. Wyczekiwana petrodolarowa manna nie spadła, za to republika pozaciągała długi na poczet przyszłych zysków. Sytuację pogorszyła jeszcze trwająca drugi rok epidemia koronawirusa, która przegnała turystów z wulkanicznych wzgórz i plaż.

Z zagranicznych letników żyje też republika Wysp Zielonego Przylądka. Szacuje się, że pieniądze, jakie wydają tu podczas wakacji, składały się na jedną trzecią wszystkich dochodów państwa. W zeszłym roku epidemia uśmierciła turystykę, a uzależniona od niej wyspiarska gospodarka zaliczyła kilkunastoprocentowy spadek. Ekonomiści twierdzą, że w tym roku gospodarka odbije się i zaliczy kilkuprocentowy wzrost, ale póki co młodzi, nie widząc przed sobą przyszłości na wyspach, wyjeżdżają w świat za chlebem i lepszym życiem.


Strona świata Wojciecha Jagielskiego: Jeden z najwybitniejszych europejskich reporterów dwa razy w tygodniu pisze o punktach zapalnych świata


 

Za granicą, głównie w Stanach Zjednoczonych, w Bostonie, i w Brazylii, ale także w Europie – w Lizbonie, Amsterdamie, Paryżu i Luksemburgu, żyje prawie milion wychodźców z Zielonego Przylądka, dwa razy więcej niż liczy ludność pozostała na wyspach. Przysyłane przez nich do domów pieniądze wraz z dochodami z turystyki stanowią połowę budżetu republiki. Wyjeżdżający mężczyźni i kobiety stanowią dziś większość mieszkanek Zielonego Przylądka. Podczas wiosennych wyborów do parlamentu niewiele brakowało, by dzięki ich głosom 40-letnia prawniczka Janira Hopffer Almada jako pierwsza w kraju kobieta została szefową rządu.

Zielony Przylądek też popadł w długi, ale do kłopotów, paradoksalnie, przyczyniły się przedsiębiorczość i zaradność rządzących. Najpierw, przestrzegając demokratycznych reguł, zapewnili sobie szczodrą pomoc z Unii Europejskiej. Darowizny i tanie kredyty tak dobrze rozkręciły gospodarkę, że Europa uznała, iż Zielony Przylądek jest zbyt zamożny na jałmużnę, wstrzymała pomoc, za to przyznała status „specjalnego partnera” i związane z tym przywileje i ulgi. Kryzys, jaki w 2008 r. dopadł zachodnie gospodarki, pozbawił Zielony Przylądek zarówno jałmużny, jak i pomocy, więc afrykańska prymuska musiała zapożyczyć się u Chin.

„Jedni mają ropę naftową, a inni diamenty – uspokaja premier Correia e Silva. – Naszą ropą naftową i diamentami jest stabilizacja”.

Znaczenie rozmiaru

W ułożonym na początku roku zestawieniu państw, w których demokracja ma się najlepiej, brytyjski tygodnik „Economist” ocenił, że w Afryce najlepiej przyjęła się na Mauritiusie (20. miejsce na liście liczącej 167 krajów – nota bene Polska zajęła na niej miejsce 50.). Republika Zielonego Przylądka zajęła miejsce 32., drugie najlepsze w Afryce. Na trzecim miejscu w Afryce znalazła się Botswana, a za demokrację, choć z wadami uznano jeszcze Południową Afrykę, Namibię i Ghanę. Republiki Wysp Świętego Tomasz i Książęcej nie ujęto w zestawieniu.

Komentując wyniki dziennikarz „Economist” zauważył, że demokracja w Afryce najlepiej ma się w krajach niewielkich i położonych na wyspach. Republika Wysp Świętego Tomasza i Książęcej jest najmniejszym po Seszelach krajem w Afryce. Trzecim najmniejszym jest Mauritius, a piątym Wyspy Zielonego Przylądka. Wypowiadając się dla pisma, Joaquim Rafael Branco, były premier z Wysp Świętego Tomasza i Książęcej, przyznał, że niewielki rozmiar państwa i nieliczna ludność wymuszają na jego mieszkańcach aktywność obywatelską i umacniają ich tożsamość. A ponieważ rządzący są tam łatwiej dostępni dla rodaków, bardziej poczuwają się do odpowiedzialności i służby.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej