Prezydent zmienia zdanie

"Sprzeniewierzył się czy dorósł?" - pyta komentator internetowego magazynu "Politico". Chodzi o Obamę i jego ostatnie decyzje dotyczące wojny z terroryzmem, które oburzyły wielu sympatyków prezydenta.

19.05.2009

Czyta się kilka minut

Pytanie, czy Barack Obama sprzeniewierzył się swoim obietnicom, czy też raczej dorósł do pełnionego urzędu, dotyczy całej serii prezydenckich decyzji: zarówno w sprawie funkcjonowania powołanych przez administrację Busha tajnych trybunałów wojskowych (najpewniej będą działać dalej), pociągnięcia do odpowiedzialności osób, które sankcjonowały tortury (raczej nie zostaną pociągnięte), czy wreszcie odtajnienia części archiwów i obciążających CIA zdjęć (jeśli przeważy opinia Obamy, ujawnienia nie będzie).

Tortury: cena za bezpieczeństwo?

"Odrzucamy fałszywy wybór między naszym bezpieczeństwem a ideałami" - deklarował Obama, składając w styczniu przysięgę prezydencką. Podczas kampanii wyborczej obiecywał, że zrezygnuje z kontrowersyjnych metod zwalczania terroryzmu, jakie stosowała administracja Busha. Już kilka dni po objęciu urzędu uczynił zadość obietnicom, zakazując CIA stosowania "wzmocnionych technik przesłuchań" i ogłaszając likwidację obozu w Guantanamo. Mówił: "Nasi ojcowie-założyciele [Stanów Zjednoczonych] stali wobec niebezpieczeństw, które dziś trudno nam sobie wyobrazić, a mimo to troszczyli się o poszanowanie prawa i ochronę praw człowieka... Te ideały nadal są światłem dla świata i nie zrezygnujemy z nich w imię doraźnych potrzeb".

Dość szybko jednak okazało się, że przedwyborcze ideały nie zawsze wytrzymują w starciu z prezydencką pragmatyką. Dziś już wiadomo, że likwidacja więzienia, położonego w bazie wojskowej Guantanamo na Kubie, będzie przedsięwzięciem skomplikowanym i potrwa co najmniej kilkanaście miesięcy. Nadal nie jest jasne, co ma się stać z ponad dwustu domniemanymi bojownikami Al-Kaidy, którzy tam przebywają. Biały Dom przyznał już, że nie wszyscy będą mogli stanąć przed amerykańskimi sądami cywilnymi czy wojskowymi, jak zapowiadał Obama. Oznacza to, że powołane przez administrację Busha tajne trybunały wojskowe - które Obama jako senator i potem kandydat na prezydenta krytykował - nadal będą funkcjonować, choć w zmienionym kształcie.

Wiele dyskusji wzbudziła też decyzja Obamy o odtajnieniu instrukcji, jakich administracja Busha udzielała CIA. Wynika z nich jasno, że Departament Sprawiedliwości USA aprobował stosowanie tortur podczas przesłuchań domniemanych terrorystów - w tym walenie głową w ścianę, długotrwałe przetrzymywanie w niewygodnych pozycjach, pozbawianie snu i podtapianie (wobec Mohameda Szeika Mohameda, współorganizatora zamachów z 11 września, zastosowano je 183 razy w ciągu miesiąca). Decyzję o ujawnieniu tych dokumentów ostro krytykował były wiceprezydent Dick Cheney, zarzucając Obamie, że naraża na szwank bezpieczeństwo kraju. Uważany za jednego z architektów metod walki z Al-Kaidą, Cheney tłumaczył, że stosowanie tortur było ceną, jaką warto płacić, by chronić życie Amerykanów.

W imię racji stanu

Jednak Obama naraził się nie tylko "jastrzębiom". Odtajniając dokumenty, sprzeciwił się powoływaniu "komisji prawdy" (czego domagają się ostatnio niektórzy kongresmeni z jego Partii Demokratycznej). Tłumaczył, że wszczynanie szeroko zakrojonych dochodzeń czy pociąganie do odpowiedzialności osób, które sankcjonowały użycie tortur, byłoby sprzeczne z interesem kraju. "Poświęcając czas i energię na szukanie winnych z przeszłości, nic nie zyskamy" - oświadczył Obama. I podkreślił, że zachowanie tajemnic państwowych i ochrona informacji wywiadowczych muszą być traktowane jako priorytet: "To jedno z absolutnie najważniejszych zadań prezydenta, które bez wahania będę wypełniać, bez względu na uwarunkowania polityczne". Wtórował mu powołany kilka miesięcy temu na stanowisko dyrektora CIA Leon E. Panetta, były członek administracji Clintona. Panetta mówi, że zmiana barw politycznych w Białym Domu nie może zakłócić funkcjonowania służb wywiadowczych, zaś prowadzanie publicznych dochodzeń stałoby w sprzeczności z tym, co dyktuje "sprawiedliwość i rozsądek".

Rozsądek najprawdopodobniej podyktował też kolejną - wzbudzającą ostatnio największe emocje - decyzję Obamy: dotyczącą 44 zdjęć, przedstawiających torturowanie więźniów podczas przesłuchań w Iraku i Afganistanie. Na mocy wcześniejszego wyroku sądu federalnego, który przychylił się do prośby Amerykańskiej Unii Swobód Obywatelskich (ACLU), miały one zostać opublikowane 28 maja. Prezydent, który wcześniej zapowiedział, że tak się stanie, zmienił jednak decyzję - i chce odwołać się do Sądu Najwyższego. "Publikacja tych zdjęć nie wniosłaby nic do naszego rozumienia czegoś, co w przeszłości było dziełem niewielkiej grupy osób" - tłumaczył Obama. - "Co więcej, główną konsekwencją odtajnienia tych zdjęć byłaby radykalizacja antyamerykańskich nastrojów".

Rzecznik Białego Domu Robert Gibbs tłumaczył potem, że Obama, obejrzawszy zdjęcia, długo się namyślał. Do ostatecznych wniosków doszedł m.in. pod wpływem "licznych rozmów", jakie odbył z sekretarzem obrony Robertem Gatesem i jego podwładnymi. Zastrzeżenia i niepokój mieli wyrazić też generałowie dowodzący w Iraku i Afganistanie. Rzecznik Pentagonu tłumaczył, że publikacja zdjęć mogłaby narazić żołnierzy na dodatkowe niebezpieczeństwo: "Zwłaszcza w Afganistanie jest to dziś ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy".

***

Argumenty te nie trafiają do przekonania obrońcom praw człowieka. Amrit Singh, który reprezentował ACLU podczas niedawnego procesu, nie krył oburzenia. Jego zdaniem zdjęcia mogłyby wyraźniej uzmysłowić amerykańskiemu społeczeństwu, że tortury w CIA nie były tylko wypadkiem przy pracy, ale procedurą stosowaną na dużą skalę, sankcjonowaną przez poprzednią administrację.

Czy ideały rzeczywiście da się chronić bez narażania na szwank bezpieczeństwa kraju prowadzącego wojnę? Stany nie po raz pierwszy konfrontują się z takimi pytaniami. Czy prezydent, który obiecywał zmianę, będzie w stanie dostarczyć nowych odpowiedzi? Czy uda mu się pogodzić idealizm z pragmatyzmem?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2009