Prezes prezesem sądów

Dla Kaczyńskiego przejęcie sądów jest kluczowym elementem rewolucji, która ma ugruntować jego władzę na lata. Jeśli najnowsza reforma wejdzie w życie, każdy polski sędzia zostanie podporządkowany PiS.

18.07.2017

Czyta się kilka minut

Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński, Warszawa, luty 2016 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński, Warszawa, luty 2016 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

W swej już półtorarocznej rządowej praktyce PiS przyzwyczaił nas, że zachowuje się tak, jakby odbijał państwo z rąk okupantów. Tak przejął Trybunał Konstytucyjny, całą administrację państwową, dyplomację, spółki Skarbu Państwa, media publiczne, armię, służby specjalne, tak chce zyskać kontrolę nad organizacjami pozarządowymi i prezes jeden raczy wiedzieć czym jeszcze.

Jednak w tym katalogu rolę szczególną – czego Jarosław Kaczyński nie kryje – zajmują sądy. W politycznej doktrynie lidera PiS sądowa rewolucja to matka wszystkich reform, kwintesencja sanacji państwa. Przejęcie kontroli nad sądami to ostatni element słynnej walki PiS z układem, który partia ściga od półtorej dekady.


Zamach na sądy – czytaj i udostępniaj specjalny, bezpłatny serwis „Tygodnika Powszechnego” >>>


Kaczyński mówi o sądach od lat to samo, tyle że dotąd nikt nie brał tego poważnie. Lider PiS umieszcza je na samym szczycie piramidy wszelkich patologii. Przekonuje, że państwo nie działa w interesie społecznym, tylko jest zespołem korporacji, na których czele stoją sądy, które „nie liczą się z poczuciem sprawiedliwości”.

– Nie ma na świecie instytucji, która działałaby dobrze w sytuacji, gdy jest poza jakąkolwiek kontrolą. A tak działają obecnie polskie sądy. To chcemy zmienić – mówił wiosną 2014 r., gdy niewielu wierzyło, że kiedykolwiek będzie rządził.

O ile Trybunał Konstytucyjny odbijał chaotycznie, przepychając przez Sejm masę często wzajemnie sprzecznych ustaw, to atak na sądy jest o wiele bardziej przemyślany. To trzy precyzyjne, chirurgiczne uderzenia, które wysadzają w powietrze cały wymiar sprawiedliwości.

Bombą w sąd

Największa sądowa bomba w arsenale PiS to nowa ustawa o Sądzie Najwyższym. Dobrym zwyczajem jedynowładców Kaczyński odpalił ją niespodziewanie, wnosząc do Sejmu późnym wieczorem 12 lipca. Ma wejść w życie ledwie w 14 dni od momentu uchwalenia.

Gdy czyta się ten 80-stronicowy projekt w całości, to lektura może uśpić czujność. Część paragrafów pokrywa się z obecnymi przepisami, część nowinek jest niekontrowersyjna, część nawet brzmi ciekawie. Ładunek został podłożony pod sam koniec projektu, w najmniej spodziewanym miejscu – w „przepisach przejściowych i końcowych”. Opisano tam egzekucję obecnego składu Sądu Najwyższego i wybór jego rewolucyjnych następców – wszystko pod dyktando rządu.

Kluczowy zapis projektu – art. 87 §1 – brzmi tak: „Z dniem następującym po dniu wejścia w życie niniejszej ustawy sędziowie Sądu Najwyższego powołani na podstawie przepisów dotychczasowych przechodzą w stan spoczynku, z wyjątkiem sędziów wskazanych przez Ministra Sprawiedliwości”.

Taką czystką obóz władzy osiąga dwa cele. Po pierwsze, automatycznie pozbywa się wszystkich sędziów, robiąc miejsce dla swych nominatów. A po wtóre, pokazując kij, daje też obecnym sędziom SN marchewkę – każdy, kto zyska uznanie Zbigniewa Ziobry, ma szansę na dalszą pracę.

Tak skonstruowane przepisy doprowadzą do dymisji pierwszej prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf, znanej z krytyki działań PiS wobec wymiaru sprawiedliwości. Kto zajmie jej stanowisko? W pierwszym rozdaniu po wejściu w życie ustawy zdecyduje o tym obóz władzy. A konkretnie – znowu Ziobro. Z innymi stanowiskami prezesowskimi w Sądzie Najwyższym będzie podobnie – kandydatów powoła prezydent na wniosek ministra sprawiedliwości. Jak zostaną wybrani pierwsi nowi sędziowie? Tak, znowu przez Ziobrę.

To także Ziobro napisze regulamin Sądu Najwyższego, określający całkowitą liczbę stanowisk sędziowskich, liczbę stanowisk w poszczególnych izbach, wewnętrzną organizację Sądu Najwyższego, szczegółowy podział spraw między izby oraz zasady wewnętrznego postępowania.

Czyli w praktyce ubezwłasnowolni pierwszego prezesa SN, nawet jeśli będzie jego własnym nominatem.

Przykręcanie sędziom śruby

Skąd nagły pośpiech i przesunięcie sądów na sam szczyt politycznej wokandy PiS? W politycznym światku spekulacji jest masa. Może prezes Kaczyński po prostu uznał, że ostatnie posiedzenia Sejmu przed wakacjami to najlepszy moment na dopełnienie rewolucji, jako że Polakom w głowach kanikuła? A może dlatego, że w sierpniu Sąd Najwyższy znów ma się zająć sprawą koordynatora specsłużb Mariusza Kamińskiego? To ryzykowny dla PiS proces – wszak prezydenckie ułaskawienie za przekroczenie uprawnień już raz SN zakwestionował.

A może jednak chodzi o wrześniową rozprawę w sprawie legalności wyboru szefowej Trybunału Konstytucyjnego z nadania PiS, sędzi Julii Przyłębskiej? Wszak prof. Gersdorf już sugeruje, że Przyłębską wybrano niezgodnie z procedurami.

A może PiS chce obsadzić swoimi ludźmi Sąd Najwyższy, bo za rok zaczyna się dwuletni serial wyborczy, decydujący dla kształtu sceny politycznej na lata? Wszak to Sąd Najwyższy ocenia, czy wybory są ważne, czy też nie.

Bez względu na to, jakie intencje się za tym kryją, PiS jest zainteresowany nie tylko prostym przejęciem SN – pragnie także przykręcić sędziom śrubę. Projekt tworzy w Sądzie Najwyższym nową Izbę Dyscyplinarną, by zajmowała się występkami sędziów i prokuratorów.

Ponadto PiS chce wprowadzić „dodatkową dolegliwość” w postaci obowiązku podania prawomocnego wyroku dyscyplinarnego do wiadomości publicznej. „Stanowi to realizację zasady jawności, która umożliwia poddanie kontroli publicznej orzeczeń zapadających w tym trybie” – napisano w uzasadnieniu.

W PiS panuje przekonanie, że środowisko sędziowskie jest oporne wobec rozliczeń z PRL. W projekcie znalazły się więc obszerne zapisy dotyczące lustracji sędziów: „Stosunek służbowy sędziego Sądu Najwyższego wygasa w razie stwierdzenia, że pełnił służbę, pracował lub był współpracownikiem organów bezpieczeństwa” PRL. Do tej pory karani byli tylko tzw. kłamcy lustracyjni, czyli sędziowie, którzy zataili swe kontakty z bezpieką.

Wiosną Kaczyński mówił mi w wywiadzie: „Według naszej oceny sądy to jedna z twierdz postkomunizmu w Polsce. Na czele jest tu Sąd Najwyższy, który ma naprawdę spory dorobek, jeśli chodzi o ochronę ludzi służących dawnemu systemowi, ale także wiele bardzo wątpliwych wyroków. Jednocześnie szerzy się tam lewactwo i podległość w stosunku do sił zewnętrznych wobec Polski. Potrzebna jest szeroka przebudowa personalna i strukturalna sądownictwa”.

Ulegli Putinowi i Brukseli

Tak właśnie Kaczyński traktuje sędziów – jako postkomunistyczne złogi, uległe Putinowi albo Brukseli. Dlatego na rozbiciu w pył Sądu Najwyższego poprzestać nie zamierza. Rewolucja zejdzie niżej, w każdy sądowy zakamarek. W minionym tygodniu parlament przyjął dwie inne rewolucyjne ustawy, które razem z projektem o SN stanowią śmiertelną triadę dla sądownictwa w obecnej postaci.

Pierwszy z nich to świeżutka ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa. Owa Rada to konstytucyjny organ składający się głównie z sędziów – z niewielką domieszką polityków – który ma kluczowy wpływ na wybór kandydatów na sędziów oraz sędziowskie awanse.

Wedle opisanego już wyżej sznytu obecna KRS zostanie rozwiązana. Nową wybiorą nie środowiska sędziowskie – jak to było do tej pory – tylko Sejm, czyli w praktyce PiS.

Jakby tego było mało, KRS zostanie podzielona na dwie izby. Jedna będzie sędziowska, a druga – zdominowana przez polityków. W razie różnicy zdań między izbami decyzja musi być podjęta przez 2/3 członków KRS – co w praktyce da nominatom PiS prawo weta wobec wszelkich decyzji.

Dzięki opanowaniu KRS obóz władzy przejmie kontrolę nad wszystkimi nominacjami sędziowskimi i awansami sędziów. W wymiarze sprawiedliwości noszenie pod togą znaczka PiS zacznie się opłacać. Widać to jeszcze wyraźniej, jeśli się przeczyta trzecią ustawę PiS z bombowego pakietu. Przyjęta w minionym tygodniu przez parlament ustawa o ustroju sądów powszechnych daje Ziobrze praktyczny monopol na powoływanie i odwoływanie prezesów sądów wszystkich szczebli. Oczywiście – bo jakże by mogło być inaczej – Ziobro może wyrzucić wszystkich obecnych prezesów i wiceprezesów w każdym sądzie na dowolnym poziomie.

Takie przepisy każą dobrze żyć z władzą każdemu sędziemu, który chce robić choćby skromną karierę w wymiarze sprawiedliwości. Zabiją niezależność w każdym, choćby najbardziej hardym przedstawicielu Temidy, przypominając mu, że ma swoje lata, rodzinę i kredyty.

Kaczyński grozi palcem

PiS nieszczególnie kryje się z tym, że chce szybko przeciągnąć na swą stronę część obecnych sędziów oraz wprowadzić do sądów jak najwięcej swoich ludzi. Dlatego Ziobro chomikuje setki wolnych sędziowskich etatów i nie ogłasza na nie konkursu, czekając, aż w życie wejdą nowe przepisy. Do sądów ma trafić fala ludzi „nowych, patriotycznych i uczciwych” – choć zapewne te kryteria będą spełniać wyłącznie odziani w togi sympatycy PiS.

Ta ruszająca właśnie wojna z sądami może być najbrutalniejszą ze wszystkich wojen prowadzonych przez PiS od objęcia władzy. Sędziowie, zdaniem liderów PiS, są niechętni ich wizji Polski, światopoglądowi i im osobiście. Przykład Ziobry – zdegradował sędzię, która uznała jego przegraną w sprawie o zniesławienie, a prokuratura zajmuje się inną sędzią, orzekającą w sprawie śmierci jego ojca – pokazuje, że pokusa rewanżu może przybrać niebezpieczny kierunek.

Wedle doktryny Kaczyńskiego wszystko to nie oznacza przejęcia przez PiS kontroli nad sądownictwem, zaś trójpodział władz dopiero teraz rozkwitnie. Jednocześnie jednak prezes grozi palcem tym, którzy chcą podnieść rękę na władzę.

„Mówienie »my tutaj załatwimy w Polsce sprawę władzy przez ulicę i zagranicę« to jest czysty zamach stanu, czysta zdrada stanu. Jak dotąd wymiar sprawiedliwości się tym nie zajął, nie wiem dlaczego” – stwierdził, wyraźnie prezentując swe oczekiwania wobec Ziobry i przypominając posłom opozycji wspierającym protesty, że w razie skazania prawomocnym wyrokiem znikną z parlamentu.

Kaczyński od momentu powstania Komitetu Obrony Demokracji i Czarnych Marszów najbardziej obawia się protestów ulicznych. A sądowy Blitzkrieg PiS nie tylko obudził z letargu zaspaną opozycję, ale też ponownie wyprowadził na ulice przeciwników rządu. Demonstracje ruszyły w minionym tygodniu i trwać będą przez najbliższe dni. Czy jednak ulica obroni sądy? Sami sędziowie w to nie wierzą.

„Lud nie stanie w naszej obronie, bo przez półtora roku jest epatowany tym, że wymiar sprawiedliwości to bagno. Mamy do czynienia z manipulacją wizerunku sądów. Żadnej władzy nie podoba się niezależne sądownictwo, choć tej władzy szczególnie” – mówiła mi kilka miesięcy temu prof. Gersdorf.

Prezes sędziom nie odpuści

Jest w sędziach jeszcze wiara w weto prezydenta, ale to raczej nadzieja z kategorii tych, które umierają ostatnie. Andrzej Duda na pewno nie zawetuje ustawy o KRS.

„Niewątpliwie reforma jest potrzebna i społecznie bardzo oczekiwana – mówił w maju prezydent w wywiadzie dla tygodnika „wSieci”. – Zmiany są niezbędne i muszą być przeprowadzone. Te zmiany, które proponuje minister Ziobro, generalnie idą w dobrym kierunku”.

Jak się zachowa w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym? To może być największa próba dla jego prezydentury. Przecież Ziobro chce hurtem wyrzucić wszystkich czterech szefów izb Sądu Najwyższego, których powołał na stanowiska właśnie Duda (chodzi o prezesa Izby Cywilnej Dariusza Zawistowskiego, prezesa Izby Karnej Stanisława Zabłockiego, prezesa Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Józefa Iwulskiego oraz Wiesława Błusia, który jest prezesem Izby Wojskowej). Z drugiej strony – Duda nie może sobie pozwolić na wysadzenie w powietrze całej sądowej operacji PiS, bo to fundament partyjnej doktryny.

Sędziowie mają jeszcze jedną nadzieję. Ponieważ pierwotna wersja projektu ustawy o Sądzie Najwyższym była nieco mniej egzekucyjna, liczą, że podczas sejmowych prac dojdzie do liftingu ustawy.

Ale to także nadzieja z kategorii tych, które umierają ostatnie. Cokolwiek by się stało – w Sejmie, na ulicy i w zagranicy – Kaczyński sędziom nie odpuści. Po ćwierćwieczu czekania nie może sobie pozwolić na to, aby jego rewolucja nie została zwieńczona. ©

Autor jest dziennikarzem Onet.pl

Tekst ukończono w poniedziałek 17 lipca.


CZYTAJ TAKŻE:

Jarosław Flis: Prawdopodobnie u liderów PiS pojawiło się przekonanie, że skoro upiekło im się opanowanie Trybunału Konstytucyjnego, pacyfikacja Sądu Najwyższego też ujdzie na sucho.

Stanowisko dziekanów wydziałów prawa w sprawie poselskiego projektu ustawy o SN >>>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz Onetu, wcześniej związany z redakcjami „Rzeczpospolitej”, „Newsweeka”, „Wprost” i „Tygodnika Powszechnego”. Zdobywca Nagrody Dziennikarskiej Grand Press 2018 za opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” artykuł „Państwo prywatnej zemsty”. Laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2017