Politycy, którzy otwarcie "chcą Polski bez Żydów": to wciąż ta sama historia

Można sobie żartować z ludzi takich jak Braun czy Mentzen – być może żart jest bronią, której boją się najbardziej – ale nie da się powiedzieć, że to, co oni głoszą, „to zupełnie inna historia”.

27.08.2023

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz // Fot. Grażyna Makara

Kilka miesięcy temu zadałem sobie samemu lekturę: przeczytać raz jeszcze dziennik Victora Klemperera. Już nie na wyrywki, przeskakując, ale po kolei, idąc z autorem zapis po zapisie. Powód był prosty: Klemperer swój sławny dziennik zaczął prowadzić niedługo przed tym, jak Hitler został kanclerzem Niemiec. Idę więc z autorem równo, miesiąc po miesiącu, tyle że w odstępie dziewięćdziesięciu lat. Jesteśmy teraz w sierpniu 1933 roku. „Ani trochę nie mogę uwierzyć – notuje Klemperer – że masy rzeczywiście nadal wspierają Hitlera. Zbyt wiele temu przeczy. Ale wszyscy, dosłownie wszyscy, umierają ze strachu”.

Korzystam oczywiście z polskiej trzytomowej edycji, która ukazała się przeszło dwie dekady temu w przekładzie Anny i Antoniego Klubów. To obszerny wybór z tego, co udało się Klempererowi zanotować i przechować. W pierwszym tomie, obejmującym lata 1933-1938, autor opisuje postępy faszyzmu, przyjmując – jak pisze w jednym ze wstępów Michał Głowiński – optykę wąskiego horyzontu, to znaczy koncentrując się na osobistych doświadczeniach oraz przeżyciach osób bliskich i znajomych. Jako nie-Aryjczyk traci najpierw możliwość publikowania, potem prowadzenia zajęć na uczelni, a wreszcie jakiegokolwiek zarobkowania. Część jego rodziny i przyjaciół decyduje się na emigrację; on sam, mimo problemów finansowych, rozpoczyna budowę małego domku pod Dreznem, mając nadzieję, że uda mu się zejść z oczu prześladowcom. Klemperer czuje się Niemcem, nie Żydem; w zapisach co jakiś czas dzieli się swoim rozczarowaniem, rozgoryczeniem, a w końcu złością, że niemieckość, z którą się utożsamia, zdradziła go. Usiłuje też zrozumieć, co właściwie dzieje się z niemieckim społeczeństwem. Czy Niemcy dali się sterroryzować, czy też naprawdę uwierzyli w wizję świata, jaką przedstawiają naziści – wizję, w której dla ludzi takich jak on nie ma miejsca.

Bardzo przejmująca jest scena, w której Klemperer po zakończeniu zajęć na uczelni żegna się z jedną ze swoich najlepszych studentek. Młoda kobieta jest pełna rewerencji wobec profesora, ale równocześnie jest zwolenniczką nowego reżimu i zawsze nosi swastykę, „w postaci szpilki do krawata lub broszki na piersi”. „Mniej polityki, więcej nauki – radzi jej uczony. – Niech się pani w te rzeczy zbytnio nie angażuje”. Mówi to, choć musi wiedzieć, że młoda kobieta raczej go nie posłucha, „jest przecież organizatorką komórek zakładowych” partii narodowosocjalistycznej. Ale fakt, że mimo swego zaangażowania nie chce zrywać z nim kontaktu, autor dziennika interpretuje jako przejaw wahania. „Sądzę, że zarówno ona, jak i tysiące innych zwolenników i członków partii, to ludzie już nieco rozczarowani. Sądzę też (może to tylko nadzieja?), że to już nie potrwa długo”.

My, czytający te słowa dziewięćdziesiąt lat później, wiemy, że to trwało długo. I że upiory wypuszczone wtedy na świat wracały wielokrotnie – i wracają nawet teraz, dzisiaj... Są w polskiej polityce osoby, które otwarcie mówią, że chcą Polski bez Żydów, bez jakichkolwiek „obcych”. Są tacy, którzy to mówią, i tacy, którzy im klaszczą. Można sobie żartować z ludzi takich jak Braun czy Mentzen – być może żart jest bronią, której boją się najbardziej – ale nie da się powiedzieć, że to, co oni głoszą, „to zupełnie inna historia”. Niestety – to jest ta sama historia. To jest nowa odsłona tej historii, którą z takim poświęceniem dokumentował Klemperer.

Czy dlatego czytam teraz jego notatki? By szukać czegoś, co zabrzmi aktualnie? Nie. Nie potrzeba sięgać do Klemperera, żeby wiedzieć, co jest co. Takie książki, jak jego dziennik, czyta się z innego powodu. Czyta się je, by „być z” – być blisko autora, który pisał, narażając swoje życie. Próbuje się tym samym zrobić coś niemożliwego: wziąć na siebie choćby cząstkę ciężaru, który go wówczas przytłaczał, i nieść. A może przede wszystkim – przez sam akt powracania raz po raz do tej lektury, czytania uważnego i skwapliwego – próbuje się w jakimś stopniu wypełnić nadzieję, która towarzyszyła tamtym zapisom.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ta zła historia