Pokolenie ctrl+V

Spotkania wykładowcy ze studentem, podczas których pochylają się wspólnie nad podejrzaną o plagiat pracą, są prawdziwą kopalnią wiedzy o niemal powszechnym braku znajomości metodyki pracy naukowej wśród młodych ludzi.

11.01.2011

Czyta się kilka minut

Wyższa Szkoła Plagiatu / rys. Marek Tomasik /
Wyższa Szkoła Plagiatu / rys. Marek Tomasik /

Noworoczny "Tygodnik" (1/2011) piórami Elżbiety Isakiewicz i  Przemysława Wilczyńskiego zarysował zjawisko plagiatu na polskich uczelniach, którego skala zdaje się rzeczywiście alarmująca. Jest to jednak fenomen nie tylko zdumiewająco częsty - jest także nad wyraz skomplikowany.

Przestępstwo z niewiedzy

Przysłuchując się dyskusji o powszechności i swego rodzaju bezwstydności, z którą zarówno studenci, jak i pracownicy naukowi dopuszczają się plagiatu, można odnieść wrażenie, że jest to zjawisko, u źródeł którego odnajdujemy zawsze i niezmiennie najprostsze ludzkie wady charakteru - lenistwo, nierzetelność i nieuczciwość. I zapewne większość przypadków nieuczciwości intelektualnej - być może nawet wszystkie popełniane przez naukowców - daje się tak właśnie zdiagnozować. Nieco inaczej jednak rzecz się przedstawia tam, gdzie mamy do czynienia z plagiatami w pracach semestralnych i dyplomowych: z plagiatami popełnianymi przez studentów. Tu bowiem spotkamy interesujący i nie mniej zatrważający procent przypadków, w których plagiat nie jest wcale prostym efektem nieuczciwej intencji jego sprawcy. Coraz częściej, niestety, jest skutkiem całkowitej nieznajomości elementarnych zasad pisania prac o charakterze naukowym czy warsztatowym. Wynika zatem z niewiedzy, nie zaś z chęci oszustwa. Co wielkim pocieszeniem nie jest, odsłania natomiast ważny i nowy wymiar problemu.

Programy antyplagiatowe, choć pełnią niezwykle użyteczną rolę, wyręczając wykładowców i egzaminatorów w niemożliwym dla zwykłego śmiertelnika zadaniu porównywania ze sobą setek tysięcy tekstów, wciąż są tylko narzędziem dostarczającym surowych danych procentowych. Informują, że fragmenty jednej pracy pokrywają się częściowo z fragmentami innej. Rozstrzygnięcie, czy ta wspólność nosi znamiona plagiatu, czy nie, należy już do wykładowcy. Program wykrywa podobieństwa w dwóch kategoriach: najpierw podaje, jaki procent treści (sekwencji słów) badanej pracy można odnaleźć w innych artykułach, następnie - dodatkowo - jaki procent stanowią powtarzające się sekwencje o długości co najmniej 25 słów.

Oczywiście dla stwierdzenia plagiatu istotniejszy jest drugi wskaźnik - maksymalna granica podobieństwa wynosi tu 25 proc. Program nie odróżnia jednak prawidłowo opisanych cytatów od kryptocytatów i innych nieujawnionych zapożyczeń. To musi zrobić wykładowca zaalarmowany podwyższonymi wartościami wskaźników.

Ponieważ umiejętność prawidłowego opisu bibliograficznego jest już dziś w zaniku, procedura rozstrzygania, z jaką intencją autor pracy sięgnął do cudzych myśli, wymaga nierzadko zaproszenia tego ostatniego na rozmowę. Spotkania wykładowcy ze studentem, podczas których pochylają się wspólnie nad podejrzaną o plagiat pracą, są prawdziwą kopalnią wiedzy o niemal powszechnym braku znajomości metodyki pracy naukowej wśród młodych ludzi.

Co bowiem powiedzieć uroczej studentce, która wypełniła pracę semestralną kryptocytatami z pięciu różnych książek, uznając, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo nie tylko poprzedziła ją dwoma własnymi zdaniami wstępu, ale dodatkowo z największą otwartością umieściła wszystkie wykorzystane tytuły w bibliografii? Że praca jest niesamodzielna? Przecież nie jest specjalistką od życia codziennego w Rzymie w okresie republiki, jakim więc cudem wykładowca miałby od niej wymagać samodzielnego formułowania myśli w obrębie tej tematyki? Ale ostatecznie, jeśli to takie ważne, to może przecież zrobić po każdym zamkniętym cudzysłowie odpowiedni przypis. Czy to nie wystarczy? Czy nie za dużo się przypadkiem od niej oczekuje?

Gorzej mówią, słabiej piszą

Mają zapewne wiele racji ci, którzy w epidemicznej modzie na plagiat dostrzegają jakąś istotną przemianę pokoleniową. Lecz przemian tych jest więcej, i wątpię, czy winą za nie powinniśmy obarczać koniecznie i w pierwszym rzędzie młodzież, rzekomo teraz bardziej skłonną do nieuczciwości niż kiedyś. W całkowitym nieprzygotowaniu metodycznym ogromnej części dzisiejszych studentów dostrzegałbym raczej daleki efekt przemian, jakie dokonały się w polskich szkołach. Zmiany w procedurach maturalnych zastępujące samodzielne wypracowania pisane ad hoc wyprodukowanymi wszelkimi dostępnymi środkami prezentacjami, a także wszechobecność testów jako podstawowej formy sprawdzania wiedzy, przynoszą niestety wyraźne i smutne owoce. Nie jest tak, że dzisiejsi absolwenci szkół średnich mniej wiedzą. Być może wiedzą nawet więcej od swoich starszych kolegów - ale zdecydowanie trudniej przychodzi im komunikowanie swojej wiedzy. Gorzej mówią, słabiej piszą. To nie to samo: zakreślić krzyżyk w odpowiedniej kratce, a sformułować kilka własnych zdań, w których się przyswojoną wiedzę wyrazi. Nic zatem dziwnego, że postawieni przed pytaniem i zmuszeni do pisemnego zajęcia stanowiska, mają odruchową skłonność do posiłkowania się gotowymi formułami.

Słynne hasło rozmaitych reformatorów edukacji, że w dzisiejszych czasach, w dobie internetu i powszechnej dostępności informacji, nie należy młodzieży obciążać informacją, tylko raczej uczyć korzystać z jej bogatych zasobów (zatem po amerykańsku: przekazywać raczej umiejętności niż wiedzę), przynosi nie tylko naturalną zachętę do nieświadomej kradzieży intelektualnej. Przynosi także fenomen, z którym z całą pewnością coraz częściej spotyka się większość wykładowców i nauczycieli - całkowity zanik naturalnego odruchu wstydu wynikającego z ignorancji. Przyznać, że się nie ma pojęcia w najbardziej elementarnej nawet kwestii, przyznać publicznie, wobec kolegów i koleżanek, jest dziś czymś tak naturalnym i niewywołującym najmniejszej emocji, jak przyznanie, że się zapomniało wziąć z domu zegarka. Dlaczego brak wiedzy miałby być czymś wstydliwym, skoro wystarczy kilka uderzeń opuszkami palców, by Wikipedia wyręczyła nas w intelektualnej mitrędze?

Szkoła ucząca, jak korzystać z gotowych zasobów wiedzy, wyrabia w uczniach jeszcze jedną przykrą skłonność - zniechęca do oceny, osłabia zdolność dokonywania własnych syntez. Coraz częściej cytaty pojawiają się w pracach problemowych nie tylko jako ilustracja omawianych stanowisk i hipotez, ale także tam, gdzie ich nigdy być nie powinno - w podsumowaniach, w których pełnią rolę konkluzji.

Pomstowanie na intelektualną nieuczciwość uczniów i studentów, szukanie jej źródeł w głębokich przemianach moralnych, choć nieuniknione i poniekąd uzasadnione, nie powinno zatem przysłaniać pytania, które - jako nauczyciele - musimy zadać przede wszystkim samym sobie: czy na nas nie ciąży część odpowiedzialności? Czy zadowalając się prezentacjami maturalnymi i testami kompetencji, nie wychowujemy młodych ludzi, którym łatwo i szybko zacierają się granice między własną a cudzą wiedzą?

***

Na koniec warto zadać sobie jeszcze i to pytanie: w jakim stopniu na zwiększoną skłonność do mniej lub bardziej świadomego intelektualnego złodziejstwa wpływają nowoczesne technologie? To one pozwoliły nam się zanadto chyba zbliżyć do cudzego tekstu. Dopóki tekst cudzy spoczywał w miarę bezpiecznie na kartach drukowanej książki, sparafrazowanie pociągającej nas myśli autora było nie tylko uczciwsze, ale i mniej pracochłonne, niż jej żmudne przepisywanie. Prosty rachunek ekonomiczny skłaniał do metod moralnie wyższych. Dziś zupełnie odwrotnie: "ctrl+C" - "ctrl+V" to operacja zajmująca ułamki sekund. A jesteśmy dopiero na początku długiej drogi digitalizacji wszystkiego, co wiemy.

MICHAŁ BARDEL jest doktorem filozofii, członkiem redakcji "Tygodnika Powszechnego" i nauczycielem akademickim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2011