Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czy dobra kultury, które uległy przemieszczeniom, z różnych przyczyn, w trakcie i w wyniku II wojny światowej, winny wrócić do pierwotnych właścicieli? Powinny, ale de facto a nie de iure, jest to niemożliwe, a co najmniej - trudne. Osobną kwestię stanowią dobra kultury, które przed II wojną były skatalogowane, znani są ich ówcześni właściciele i wiadomo, że np. Niemcy (acz nie wyłącznie!) dzieła te ukradli. Wojna nie jest usprawiedliwieniem kradzieży i te dobra muszą wrócić do właścicieli lub ich następców. Zasadą tą objęto aliantów z ostatniej wojny.
Zbiory archiwalne, biblioteczne czy muzealne powinny zostać udostępnione publicznie i opracowane (przy ujawnieniu pochodzenia), a jeśli obecny posiadacz nie chce bądź nie umie tego zrobić - poprosić o opracowanie fachowców. Taka postawa od chwili poszerzenia UE wydaje się najrozsądniejsza. Skoro nie będzie granic, dotarcie do zbiorów z różnych miejsc przestanie być problemem politycznym. Jako obywatele jednej Europy po prostu będziemy więcej podróżować. Zastosujmy, zwłaszcza wobec zbiorów bibliotecznych, prawo, które sformułował Shiyali Ramamrita Ranganathan, hinduski matematyk i bibliotekarz: zbiory trzeba opracować i udostępnić, aby służyły czytelnikom. Kwestia, czy będą one fizycznie w Krakowie, Warszawie, Berlinie, Monachium czy Sankt Petersburgu, nie ma znaczenia. W ewentualnych przemieszczeniach zbiorów (proces dotyczyłby zresztą, in potentia, prawie wszystkich uczestników II wojny światowej) trzeba byłoby brać pod uwagę wartość naukową i materialną zbiorów oraz sensowność przemieszczeń. Problem nie powinien być elementem rozgrywki politycznej, ale wyłącznie kwestią naukową.
Pogrzebmy upiory przeszłości i nie wracajmy do wzajemnych oskarżeń, bo na niemieckie żądanie zwrotu “berlinki", jako były pracownik i dyrektor BN odpowiem - oddajcie najpierw zbiory Biblioteki Krasińskich. Taka dyskusja może się ciągnąć ad infinitum, czy wręcz ad mortem... Budowie zjednoczonej Europy bardziej posłuży zamknięcie tych kwestii i realizacja wspólnych przedsięwzięć badawczych opartych na katalogowaniu zbiorów oraz udostępnianiu ich, bez ograniczeń, dla celów naukowych. Pomyślmy też nad wspólnymi, np. polsko-niemieckimi (ale i ukraińskimi, białoruskimi czy rosyjskimi) wystawami, konferencjami i publikacjami ukazującymi naszą współpracę, a nie walkę. Dobrym przykładem jest opracowanie literatury kancjonałowej, szczególnie z Warmii i Mazur, gdzie Niemcy z początku XX stulecia położyli niezaprzeczalne zasługi dla ratowania polskiej tradycji kulturalnej.
JAKUB Z. LICHAŃSKI (Warszawa)