Poezja i nawóz

Wszystko, co się na polu, w ogrodzie czy winnicy robi, musi się dziać w określonej fazie cyklu księżycowego, to żadne szamaństwo, tylko wiedza, którą szanuje każdy, kto widział potęgę oddziaływania księżyca na wodę, obserwując np. przypływy na plaży w Bretanii.

14.02.2022

Czyta się kilka minut

 / JACEK TARAN
/ JACEK TARAN

Dwieście pięćdziesiąt hektarów pola uprawnego może użyźnić nawóz, który zaprawimy substancją uzyskaną z pęcherza jelenia wypełnionego kwiatami krwawnika zakopanego w ziemi na pół roku. Róg krowi z kolei wypełniamy łajnem, a czaszkę bydlęcą korą dębu. Każdy z preparatów do rolnictwa biodynamicznego jest oznaczony liczbą (np. rumianek w jelicie to nr 503), ale na tym się kończy podobieństwo do praktyk świata, gdzie najważniejsze to mieć swój kod, systemowy numerek i PESEL.

Biodynamika to mroczna „ezoteryka” i „czary” – tak ostrzegali niedawno naukowcy, agronomowie i politycy w trakcie prac we włoskim parlamencie nad nowelizacją ustawy regulującej zasady rolnictwa ekologicznego. W pierwotnej wersji istniał paragraf rozszerzający zakres stosowania ustawy (a zatem również dotacje) na rolnictwo biodynamiczne. ­Zeszłoroczny włoski noblista z fizyki poczuł się zmuszony zaapelować do prezydenta, żeby w razie gdyby posłowie ulegli „szamanom”, postawił weto. Odnośny artykuł wyleciał z tekstu ustawy i można o sprawie zapomnieć, ale ja zawsze lubię się przyglądać dzieciom wylewanym z kąpielą.

Łatwo obśmiać detale praktyk biodynamicznych, a także wytknąć, że nie są wcale efektem „pradawnej” tradycji. W rzeczy samej biodynamika powstała dopiero na fali fascynacji holistyczną antropologią i ezoteryczną wiedzą kosmologiczną, obecnymi w niemieckim obszarze kulturowym u początków zeszłego stulecia. Fakt, że te ciągoty zaprowadziły niektórych potem na nikczemne manowce nazizmu (który we wczesnej fazie miał silne składniki ezoteryczne), nie uprawnia, by do jednego worka wrzucać inne owoce tego fermentu myślowego, choćby pedagogikę waldorfską Rudolfa Steinera. Tenże Steiner w ośrodku rolniczym pod ówczesnym Breslau w 1924 r. po raz pierwszy przedstawił koncepcję uprawy roli zgodną z określonymi przezeń w ramach tzw. teozofii prawami istnienia i działania kosmosu. Gospodarstwo tworzyło dlań jedną wielką całość: ludzie, zwierzęta, ziemia, rośliny – każde, zarówno te uprawne, jak i „zielsko”– a także niebo nad nimi. Myśl skądinąd oczywista, tyle że Steiner przełożył ją na szereg wskazówek, których szczegółowe uzasadnienie brzmi dla naszych uszu egzotycznie.

Że wszystko, co się na polu, w ogrodzie czy winnicy robi, musi się dziać w określonej fazie cyklu księżycowego, to żadne szamaństwo, tylko wiedza, którą posiada każdy działkowiec, i którą szanuje każdy, kto widział potęgę oddziaływania księżyca na wodę, obserwując np. przypływy na plaży w Bretanii. Ale dlaczego akurat pęcherz jelenia pomaga aktywować określone siły ziół tak, by uzyskany preparat wzmocnił działanie naturalnego kompostu czy obornika? Zwłaszcza gdy ten preparat stosowany jest w mikroskopijnych dawkach, przypominających homeopatyczne rozcieńczenie? Nieraz padają pod adresem biodynamiki zarzuty, że to coś równie oszukańczego jak homeopatia w leczeniu chorób.

Krzywdząca to analogia. Biodynamiczne praktyki uprawy nie są alternatywne wobec rolnictwa ekologicznego, czyli tego, które obywa się bez wspomagania sztucznymi nawozami i środkami ochrony. Są raczej jego rozwinięciem, szczególną, jeszcze bardziej pracochłonną formą. I mniejsza o to, że jej uzasadnienia brzmią nam dziś jak poezja. Jeszcze 200 lat temu poeci tacy jak Goethe zajmowali się systematycznie przyrodoznawstwem, botaniką, geologią.... Albo odwrotnie: przyrodoznawcy, jak tenże Goethe, autor wielkiego traktatu o morfologii roślin i nadzorca kopalń w Turyngii, przy okazji pisali wiersze i dramaty, budując w nich świat wedle prawideł, które odnajdywali podczas namysłu naukowego.

Jeśli homeopata stosuje gusła, to szkodę poniesie pacjent, który poszedł doń leczyć raka kropelkami. Jeśli rolnicze teorie Steinera są błędne, to straci na tym tylko gospodarstwo, gdzie nic nie wyrosło na zagonie zharmonizowanym z kosmosem. Stosując się do zaleceń jego teorii, trzeba włożyć jeszcze więcej pracy i troski niż przy „normalnej” uprawie bez pestycydów. Widziałem nieraz ten podniesiony do potęgi trud, odwiedzając biodynamiczne winnice. Nawet jeśli kosmosu nie obchodzą zakopane pod płotem jelenie pęcherze, to mrówcza praca przynosi efekty. Jak dotąd, o ile mi wiadomo, nie wynaleźliśmy bezpieczniejszego i skuteczniejszego zarazem nawozu niż pot.©℗


Czytaj także rozmowę z Pawłem Bravo: Czy wolno nam porównywać panią, która zlewa herbicydami działkę, bo chce mieć ładny trawnik, oraz rolnika, który w ten sam sposób kupuje sobie więcej czasu z rodziną albo ulgę dla schorowanego kręgosłupa?


 

Oprócz krzywych marchewek, kostropatych jabłek i dobrego wina rolnictwo biodynamiczne kojarzy mi się z piekarniami ze znaczkiem „Demeter” (pamiętajmy, że organizacja ta nie ma prawnego monopolu i gospodarstwo biodynamiczne nie musi do niej należeć). Sporo ich pojawiło się w bogatszych dzielnicach niemieckich metropolii – mają zawsze zgrzebną, burą estetykę, zresztą dobra pełnoziarnista mąka ma zaiste nieciekawy kolor. Taka szaroburość to domena wszelkich zimowych dań z soczewicy. Jeśli znajdziecie w sklepie kasztany, spróbujcie takiego połączenia, stosowanego w diecie górali z Abruzji: W litrze wody z gałązką rozmarynu i listkiem laurowym gotujemy 250 g brązowej soczewicy, soląc dopiero pod koniec (ok. 40 min.). Osobno prażymy w piecu 200 g kasztanów (koniecznie je nacinając), studzimy, obieramy, kroimy w kostkę. Kroimy w kostkę gruby plaster boczku, rumienimy go na dnie dużego garnka na łyżce oliwy, dodajemy kasztany i pół puszki pulpy pomidorowej, dusimy kilka minut, dodajemy soczewicę i rozcieńczamy trochę wodą z gotowania. Gotujemy dalej 5 minut, doprawiamy na koniec majerankiem. Można do tego dodać na wydaniu grzanki z białego pieczywa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2022