Podróż bez kresu

„Podróż bez kresu” to tytuł cyklu powieściowego Malcolma Lowry'ego, cyklu, który nigdy nie powstał. Jego częścią miało być opowiadanie „Leśna ścieżka do źródła”. Pozostając zaledwie fragmentem, jest samodzielnym arcydziełem. Jego lektura okazuje się wstrząsem dla tych, którzy pamiętają ciemny świat „Pod wulkanem”.

27.04.2003

Czyta się kilka minut

Nazwa cyklu mówi wiele o autorze, o jego nie znającej granic ambicji, o naturze pisarskiego projektu. Zachęca też do poszukiwania metafory wystarczająco silnej, by zdołała nam przybliżyć postać tego niezwykłego artysty. Lowry, planujący stworzenie współczesnego odpowiednika „Boskiej Komedii”, jawi nam się zarazem jako Wergiliusz i Beatrycze, przewodnicy po uniwer-sum, w którym skrajne opozycje: zło i dobro, piękno i brzydota, szczęście i cierpienie istnieją równocześnie. Cała twórczość Lowry'ego ma za osnowę biblijną opowieść o Edenie, na którego ogrodzeniu mogłaby zawisnąć tabliczka: „Podoba ci się ten ogród? Dlaczego jest on twój? Wypędzamy tych, którzy niszczą!”.

Proust, Musil, Lowry

Lowry, jak Proust i Musil, całe życie pisał jedną książkę. To, co zewnętrznemu obserwatorowi wydawało się zamkniętą, autonomiczną formą, okazywało się potem zaledwie przymiarką, szkicem, wypróbowaniem motywu. Proust doprowadził swą pracę najdalej, choć zapewne jego powieść wyglądałaby inaczej, gdyby żył dłużej; nie wiadomo też, czy kiedykolwiek zaprzestałby nanoszenia poprawek. Musil nie ukończył „Człowieka bez właściwości”, pogrążając się u kresu życia w tworzeniu kolejnych, nieraz wykluczających się wzajemnie wariantów. Egon Naganowski określił powieść Musila jako „podróż bez końca” i wyraził przypuszczenie, że stanowiła ona dzieło organicznie otwarte. To samo da się powiedzieć o cyklu Lowry'ego.

Jedyną bezapelacyjnie ukończoną powieścią Lowry'ego jest „Pod wulkanem”. Pełniąc rolę „diabelskiego akumulatora”, miała stać się środkową częścią cyklu sześciu bądź siedmiu książek. Po wielokrotnych przeróbkach, dokonywanych z jednej strony w obłąkańczym dążeniu do nadania książce ostatecznej, wolnej od błędów postaci, z drugiej pod naciskiem nie zawsze kompetentnych wydawców, Lowry miał dość poprawek. Miarę goryczy przelało w 1945 roku żądanie wydawcy, by skrócić książkę z 12 do 6 rozdziałów, co zniweczyłoby jej symboliczną strukturę. Postanowił przerwać pracę i „Pod wulkanem” uzyskało swą ostateczną postać, w której zostało opublikowane dwa lata później, jednocześnie w Wielkiej Brytanii i w USA.

Był to jednak w twórczości Lowry'ego wyjątek. „Ultramarynę” (wyd. polskie 1997), powieściowy debiut, wydano po jego śmierci powtórnie, wraz z zapisanymi na marginesach egzemplarza autorskiego poprawkami, których celem było uczynienie z książki (rozgrywającej się na morzu powieści inicjacyjnej w typie Conrada) ogniwa cyklu. Pozostałe książki-ogniwa, niektóre niemal ukończone, inne wyprowadzone z notatek przez Margerie Lowry, wdowę po pisarzu, opublikowano pośmiertnie. Należą do nich „Ciemny jak grób, w którym spoczywa mój przyjaciel” (wyd. polskie 1994), swoiste uzupełnienie „Pod wulkanem”; „Prom na Gabriolę” (wyd. polskie 1995), rozgrywająca się w scenerii Kolumbii Brytyjskiej opowieść o wygnaniu i poszukiwaniu utraconego raju, nad którą pisarz pracował przed śmiercią; wreszcie zbiór opowiadań „Usłysz nas, Panie, z niebios, miejsca Twego”.

Ustalenie szczegółowej chronologii powstawania książek, a przede wszystkim ich związków treściowych i symbolicznych, jest zadaniem (wyjątkowo fascynującym, dodajmy) dla archeologów literatury. My zadowolimy się stwierdzeniem, że książki te tworzą hermetyczny świat, gdzie najpowszechniejsza pamięć kulturowa i najintymniejsza biografia indywidualna łączą się w niepowtarzalny stop, w którym zatopione są losy bohaterów. Zakończona połowicznym zaledwie sukcesem inicjacja chłopca z zamożnej burżuazyjnej rodziny w męskie życie, której scenerią jest statek handlowy; świadomy wybór alkoholizmu jako gest odrzucenia świata i wyraz wstrętu do ludzi; poszukiwanie ocalenia przybierające formę eksperymentu - czy możliwy jest na ziemi powrót do Raju? - oto najczęstsze motywy. Obok nich, w najbardziej zaskakujących momentach, pojawiają się porównania czy metafory odnoszące się do rzeczywistości meksykańskiej. Obsesyjnie powraca też piosenka „Panie Janie...”, oddająca melodię płynących statków, ale też przywodząca na myśl jednego z bohaterów „Pod wulkanem”: „Frere Jacques Laruelle!”.

W Kanadzie

Jeśli urodzony i zmarły w Anglii Lowry jest powszechnie uznawany za pisarza kanadyjskiego, to przede wszystkim dzięki swym późnym utworom, w tym „Usłysz nas, Panie...”. Pisarz spędził zresztą w Kanadzie niemałą część swego krótkiego życia. W 1939 roku przeniósł się do Kanady z Los Angeles (gdzie przebywał od powrotu z Meksyku w 1938 roku). Początkowo zamieszkał w Vancouver, a w 1940 wraz z Margerie Bonner, którą poślubił pod koniec tego roku, przeprowadził się do oddalonego o kilka mil Dollarton. Nie posiadając odpowiednich zezwoleń zamieszkał w pozbawionym podstawowych wygód drewnianym domku - brak wygód wynagradzał wspaniały widok na Kordyliery z jednej strony i bliskie sąsiedztwo Oceanu Spokojnego z drugiej.

Pisarz, świadomy widocznie faktu, że jego nowa sceneria życiowa ma w sobie coś nieznośnie literackiego, porównywał żartobliwie swą sytuację do eksperymentu Thoreau opisanego w „Waldenie”. Ale to, co dla Thoreau było właśnie eksperymentem, nie pozbawionym nieco doktrynerskiej sztuczności, dla cierpiącego na chroniczny brak pieniędzy Lowry'ego stało się sposobem na życie na wiele lat. Gdy w 1944 roku dom pisarza i jego żony spłonął, grzebiąc większość rękopisów, odbudowali go własnymi siłami.

Życie mieszkańców kanadyjskiej Kolumbii opisał Lowry w trzech z siedmiu opowiadań zawartych w zbiorze, ale i podróżujący po świecie bohaterowie pozostałych są ludźmi stamtąd. Wydawca „Literatury kanadyjskiej” George Woodcock w eseju o Lowrym porównywał pisarską praktykę autora „Pod wulkanem” z praktyką innych pisarzy-podróżników. O ile siła obserwacji tamtych brała się z dystansu, o tyle czarodziejska moc opisów Lowry'ego płynie z utożsamienia z miejscem. Lowry „wzbogacał lokalne poczucie tożsamości o zdziwienie światem na nowo odkrytym, którego człowiek mieszkający tu od zawsze nie doświadczyłby inaczej nigdy - od momentu, gdy przestał być dzieckiem”.

Zbiór został przemyślnie skomponowany, opowiadania łączą się w zaskakujący sposób. Łącznikiem może być postać, punkt geograficzny czy kierunek podróży - po opowiadaniu opisującym podróż przez Kanał Panamski z Kanady do Europy następują trzy opowiadania włoskie. Zamieszkujący Kolumbię Brytyjską pisarz Sigbjprn Wilderness - nazwisko znaczące! - który jest bohaterem kilku opowiadań, a w kilku innych pojawia się jako postać drugoplanowa, miał ponoć stać się protagonistą całej „Podróży bez kresu”. Łącznikiem jest też tytułowy hymn rybaków z położonej na Morzu Irlandzkim wyspy Man:
Usłysz nas, Panie, z niebios, miejsca Twego. Przez całą noc daremnie się trudzimy. Jak ci sprzed wieków w mroku się gubimy. Użycz nam, Panie, oblicza jasnego.

Hymn, stanowiący leitmotiv zbioru opowiadań pisarza-agnostyka, został przywieziony do Kanady przez przybyłych z Man emigrantów. Stanowi on symbol wygnania w sensie bardzo konkretnym - jedni bohaterowie traktują Kolumbię Brytyjską jak dom, inni bardzo chcieliby, by takim domem się stała, jeszcze inni żyją wspomnieniami rodzinnej wyspy, domu prawdziwego. Ale hymn ten, religijna pieśń błagalna, wprowadza też temat wygnania czy wydziedziczenia w innym sensie - takim, jaki został zdefiniowany przez dwudziestowiecznych humanistów opisujących jałowe krainy Ulro.

Temat ten zostaje wprowadzony do opowiadań o zaskakująco odmiennej tonacji - do idyllicznej niemal „Najdzielniejszej złodzi”, opowiadającej o parze, która poznała się dzięki listowi wrzuconemu przed laty do morza; do dwu ironicznych opowiadań rzymskich, które ukazują powikłania pisarskiej psychiki, obnażając splot megalomanii i upokorzeń, dumy i niezrozumienia. W pierwsze z tych opowiadań, oparte o obszerne cytaty z świętokradczo wystawionej na widok publiczny korespondencji dotyczącej dwu pisarzy romantycznych, Johna Keatsa i Edgara Allana Poe, wpisał Lowry wspomnienie wielu innych, którzy odwiedzili Rzym: Gogola, Ibsena, Tomasza Manna, Fitzgeralda, Eliota. Motyw hymnu pojawia się też w pozostałych opowiadaniach - w zaskakującym „Przez kanał Panamski” (to właściwie zbiór notatek i wariantów do krótkiej powieści, powstały w trakcie rejsu Lowry'ego z Kanady do Europy w 1947 roku), w przesyconej historiozoficzną refleksją „Teraźniejszości Pompejów” i w zamykających tom opowiadaniach kanadyjskich („Dżin i nawłoć”, „Leśna ścieżka do źródła”).

Ku postmodernizmowi

W „Przez Kanał Panamski” Lowry, nieodrodne dziecko modernizmu (w „Pod wulkanem” w wirtuozerski sposób odrobił lekcję z nowych technik pisarskich, zadaną przez Joyce'a w „Ulissesie”), zbliża się do granicy między literaturą modernistyczną i postmodernistyczną. „Całość jest zestawem ewidentnie niedostosowanych części, trących o siebie”: tak komentuje zawartość opowiadania. „Przez Kanał Panamski” przybiera formę dziennika Sigbjprna Wildernessa, projektującego nową powieść, której bohaterem ma być Martin Trumbaugh, ale też „ktoś, kto zostaje wplątany w wątki powieści, którą sam napisał”. Ta Pirandellowska z ducha intryga nie zostaje przeprowadzona, choć granica między pisarzem-bohaterem i stworzoną przez niego postaciąco i raz ulega zatarciu, i nie wiemy na przykład, do którego poziomu fikcji należy Primrose, bohaterka kobieca.

Lowry traktuje swe dzieło literackie przede wszystkim jako forum służące wypowiedzi na tematy metaliterackie. Dostaje się angielskim i amerykańskim krytykom, z którymi najwyraźniej załatwia osobiste porachunki, pisząc o „tragedii kogoś, kto opuszcza Anglię, by rozciągnąć parę tysięcy mil oceanu między sobą a nietwórczymi oprychami, akademickimi humanoidami od literatury angielskiej, po to tylko, by się przekonać, że cieszą się jeszcze większą władzą w Ameryce (...) odpowiedzialni za tę samą dyktaturę opiniowania - opiniowania nie opartego na osobistym czy wyczuwanym współdoświadczeniu albo poczuciu tożsamości z danym pisarzem ani na umiłowaniu literatury, ani na jakiejś wewnętrznej wiedzy o pisaniu - odpowiedzialni za dyktaturę opiniowania (...) pozostającego wyłącznie domeną klik”. W tekst zostają też włączone plany dotyczące innych książek bohatera (tym razem już ostentacyjnie tożsamego z Lowrym), a nawet plan całej „Podróży bez kresu”: „Książka nie będzie się składała z 3, lecz z 6 ksiąg, i otrzyma tytuł »Podróż bez kresu«, w środku umieści się »Dolinę« [tj. „Pod wulkanem” - JK]. Zadziała tam jak diabelski akumulator. Przesłanie powinno jednak brzmieć jak tryumf”.

Przesłanie rzeczywiście brzmi jak tryumf - zamykająca tom „Leśna ścieżka do źródła” stanowi zaczątek powieści, która miała zamykać cykl. Ostatnia scena opowiadania miała być ostatnią sceną całej „Podróży...”. Pozostając zaledwie fragmentem, „Leśna ścieżka...” jest równocześnie samodzielnym arcydziełem, którego lektura staje się wstrząsem dla tych, którzy pamiętają ciemny świat „Pod wulkanem”. Styl Lowry'ego, powikłany, zaskakujący, operujący wieloznaczną symboliką i wielopiętrowymi metaforami, tutaj ulega znamiennemu oczyszczeniu, staje się krystalicznie przejrzysty.

Wyspa Radosna

Dedykowane żonie pisarza opowiadanie o ewidentnie autobiograficznym charakterze zaczyna się jak opis życia pionierów. Para bohaterów, mąż i żona, rozpoczyna pozbawione wygód życie w Eridanusie w pobliżu Vancouver. Daleko w świecie trwa wielka wojna, ale Eridanus (to nazwa „statku, (...) osady, portu, zalewu, konstelacji”) jest oazą spokoju, zakłócanego tylko latem przez wczasowiczów. Lowry powściągliwie opisuje życie bohaterów: zabiegi o uczynienie przytulniejszym drewnianego domku na brzegu oceanu, codzienne wyprawy do źródła, nieczęste spotkania z zamieszkującymi okolicę rybakami, wizytę przyjaciół bohatera, byłego jazzmana, którzy przywożą mu staroświecki gramofon na korbkę (dom pozbawiony jest elektryczności), a potem pianino.

Opowiadanie to na pierwszy rzut oka może się wydawać jakąś ekologiczną utopią, którą nie jest. Wprawdzie Lowry pisze o tym, że „ludzki świat staje się straszny i obcy wobec swej ziemi” i nie dziwi się, że „same żywioły, wprzęgnięte tylko w dewastowanie ziemi i w służbę ludzkiej chciwości, potrafią się zwrócić się przeciwko człowiekowi”, ale zdania te, odsyłając wprost do biblijnej Księgi Rodzaju, nie są żadnym ekologicznym manifestem. Człowiek, który postanowił w zniszczeniu pójść do końca, stał się zakładnikiem tkwiących w nim demonów. Lowry'emu chodzi o możliwość powrotu do Raju, a nie o utylitarystycznie pojmowaną korzyść płynącą z szacunku dla świata stworzonego.

Bohaterowie Lowry'ego (mogliby nimi być Konsul i Yvonne, gdyby zdecydowali się na planowany przez bohaterkę „Pod wulkanem” powrót do Kolumbii Brytyjskiej) są Adamem i Ewą odnajdującymi się w Eridanusie niczym w Edenie, swedenborgiańskim ziemskim Królestwie Bożym bądź na Wyspie Radosnej: „gdzież ja czytałem o Wyspie Radosnej - oczywiście u Renana - na której ptaki śpiewają jutrznie i hymny pochwalne o kanonicznych godzinach? O Wyspie Radosnej, gdzie lampy same się zapalają przed nabożeństwami, blask ich uduchowionego światła nigdy nie słabnie, gdzie włada absolutny spokój”. Archetypiczny charakter osady-Edenu zostaje przypieczętowany przez drobne wydarzenie: powracający od źródła bohater napotyka pumę, która zamiast rzucić się na niego „czmychnęła po kociemu w gąszcz, jakby w poczuciu winy”.

Styks i Jordan

Jednak życie w Eridanusie-Edenie jest zagrożone ciągłą możliwością wygnania. Zalew, którego brzeg znajduje się tuż pod stopami bohaterów, u podnóża ich domu, jawi się im raz jako rzeka Jordan, w której wodach grzech pierworodny może zostać zgładzony, kiedy indziej jako Styks, przywodzący na myśl niemożliwość odkupienia i nieuchronność śmierci. Nim bohater przejdzie przez doświadczenie mistyczne i osiągnie stan ufności, nocą nawiedzą go demony z dawnego życia: „to było tak, jakbym wszedł w duszę przeszłego ja, nie tyle tego lęgnącego się nocą, lecz ja wcześniejszego, dla którego sen oznaczał delirium, a jego myśli ścigały się w jakiejś czeluści”.

Grzech ma u Lowry'ego różne imiona: nienawiść do ludzkości i pokusa morderstwa, obrzydzenie samym sobą i samobójcze rojenie, utrata miłości, której konsekwencją jest rozdzielenie i samotność. Odpowiedź na pytanie o pochodzenie zła po-zostaje zakryta, nie odsłania jej nawet przypuszczenie, że u źródeł nieszczęścia leży faustyczny grzech pychy. Jedno natomiast jest pewne - jeśli człowiek, obdarzony absolutną autonomią moralną, jest we władzy demonów, to dlatego, że sam je tworzy. „Kiedy Bóg wyprosił człowieka z raju, potraktował go, jak należy”, stwierdza bohater Lowry'ego.

*

Zamknięcie „Podróży bez kresu” wizją Edenu nie byłoby akcentem pojednawczym, obietnicą powszechnego zbawienia. Jesteśmy w dziedzinie potencjalności. Oto zakończenie nowoczesnej „Boskiej Komedii”, egzemplum, gdzie możliwości ocalenia towarzyszy równie realne zagrożenie ostatecznym wygnaniem. „Jak słowa na stronicy jedynie dochowują wierności temu, co symbolizują, podobnie rzeczywistość, którą znamy, dochowuje wierności czemuś innemu, wykraczającego poza nią, czemuś tylko przez nią symbolizowanemu bądź odbijającemu się w niej” - oto zdanie, które mógłby zapisać Dante.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (17/2003)