Pamięć o Ablu

W książce „Dalej jest noc” nie chodzi o polską winę. Nie chodzi o nas i o nasze samopoczucie. Chodzi o tych, którzy zginęli, i którzy też byli przecież „nasi”.

16.04.2018

Czyta się kilka minut

Miejsce egzekucji Żydów z okupacyjnego powiatu bocheńskiego, zamordowanych w sierpniu 1942 r. Kozie Górki w Puszczy Niepołomickiej, kwiecień 2018 r. / MICHAŁ OKOŃSKI
Miejsce egzekucji Żydów z okupacyjnego powiatu bocheńskiego, zamordowanych w sierpniu 1942 r. Kozie Górki w Puszczy Niepołomickiej, kwiecień 2018 r. / MICHAŁ OKOŃSKI

Nazywała się Etinka Marsend. Była czteroletnią dziewczynką, nauczoną przez rodziców cichego zachowania w każdej sytuacji. Podczas akcji wysiedleńczej w bocheńskim getcie nie zapłakała, gdy Niemcy przeszukiwali dom po domu, a jej rodzina i sąsiedzi postanowili się ukryć. Nie zapłakała też, gdy ojciec przemycał ją w plecaku do obozu pracy w Szebniach i jeden z SS-manów uderzył plecak kijem. Została zamordowana dopiero w obozie, gdy jej obecności nie można było dłużej ukrywać. Zginął też jej ojciec, który w ostatnim akcie odwagi ranił, a może zabił oprawcę.

To jedna z setek historii opowiedzianych przez autorów studium „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”. Mam potrzebę jej przywołania, bo jeszcze przed premierą dwutomowego dzieła historyków z Centrum Badań nad Zagładą Żydów w mediach zaroiło się od sensacyjnych informacji na temat tej książki – informacji wypaczających i ustawiających jej odbiór. „Jak Polacy dobijali Żydów” – krzyczał choćby z okładki „Newsweek”, dodając: „Z każdych trzech Żydów, którzy w czasie wojny uciekli Niemcom, dwóch zamordowali Polacy – sensacyjna książka historyków, do końca ukrywana przed władzami”. Pomijając nawet zafałszowanie tego, co wynika z badań Centrum („dwóch spośród każdych trzech Żydów poszukujących ratunku zginęło – najczęściej za sprawą swoich sąsiadów, chrześcijan” – piszą we wstępie Barbara Engelking i Jan Grabowski; „najczęściej” to jednak nie wyłącznie), i to, że książka nie jest sensacyjna, bo stanowi raczej kontynuację i potwierdzenie prac publikowanych przez to grono od lat kilkunastu: takie postawienie sprawy gubi istotę rzeczy. Najważniejsza jest opowieść o determinacji, odwadze i pomysłowości tych, którzy w trzeciej fazie Zagłady – czyli już po likwidacji gett – walczyli o życie swoje i swoich najbliższych.

W CIĄGU OSTATNICH KILKU LAT dziewięcioro naukowców związanych z Centrum przeprowadziło gruntowne badania na terenie dziewięciu (z ponad 50) powiatów Generalnej Guberni. Analizowali wszelkie dostępne, często unikatowe źródła polskie, izraelskie, niemieckie, amerykańskie, ale też ukraińskie, białoruskie i rosyjskie. Były wśród nich dokumenty Polskiego Państwa Podziemnego, władz emigracyjnych, okupacyjnej administracji i sądownictwa, akta powojennych procesów, relacje ocalałych i świadków, korespondencje wójtów i sołtysów. Wiele z tych dokumentów wyjęto z archiwów po raz pierwszy.


Czytaj także: Niepamięć narodowa - rozmowa z jednym ze współautorów książki "Dalej jest noc", prof. Dariuszem Libionką


W powiatach objętych badaniami w 1942 r., czyli przed rozpoczęciem „Akcji Reinhardt” polegającej na masowych mordach i wywózkach do obozów Zagłady, żyło jeszcze ok. 140 tys. Żydów. Przeżyło 2513 osób – a przynajmniej o tylu informacje udało się odnaleźć we wszystkich dostępnych źródłach. Ogromną większość pozostałych Niemcy – ze szczególnym okrucieństwem – pozbawiali życia, często na oczach polskich sąsiadów. Czasami oddziały likwidacyjne korzystały ze wsparcia policji granatowej, strażaków czy junaków z Baudienstu. Rola „zwykłych” Polaków? „Niektórzy byli gotowi pomóc uciekającym, inni łapali Żydów i oddawali ich w ręce mundurowych, ten i ów rabował dopiero co opuszczone żydowskie domy, często odnajdując przy tym poukrywane ofiary, a jeszcze inni patrzyli w przerażeniu na rozgrywające się wokół sceny masowych mordów. Wielu obserwowało toczące się wydarzenia, a ich bezczynność w sytuacji, gdy na ich oczach ginęli Żydzi, oznaczała więcej niż bierność czy obojętność” – czytamy we wstępie do książki.

„NIEKTÓRZY”, „INNI”, „TEN I ÓW”, „WIELU”… Nie znamy i nigdy nie poznamy dokładnej liczby. Co ważniejsze: nie znamy i nigdy nie poznamy liczby tych, którzy próbowali się ratować (na pewno jednak nie można twierdzić, że ofiary były bierne albo „prowadzone jak owce na rzeź”). Badania naukowców z Centrum wydają się potwierdzać czynione jeszcze w PRL szacunki Szymona Datnera, że było ich w skali kraju 200–250 tysięcy, z których ocalało 40–50 tys. – choć różnice między badanymi powiatami są tak duże, że każą zachować ostrożność przy każdej próbie uogólnienia. Na analizowanych w „Dalej jest noc” terenach, poza obszarem wielkich miast, przeżyło ok. 30 proc. ukrywających się Żydów, ok. 60 proc. zginęło, losów ok. 10 proc. nie udało się ustalić. Zagrożenie stanowiły niemieckie wojsko i policja, granatowi policjanci, czasem członkowie konspiracji, ale również polscy cywile; Żydzi ginęli też z chorób, zimna, głodu; zdarzały się samobójstwa.


Czytaj także: Niepoliczalni - Michał Okoński o szacowaniu liczby Żydów, których w czasie wojny zabili Polacy


W dwutomowej pracy nie brak, rzecz jasna, świadectw o udzielaniu próbującym się ratować schronienia – o pomocy stałej (przyjmowaniu pod dach, czasem na długie miesiące) i doraźnej, np. dostarczaniu żywności. „Akty pomocy to także wsparcie moralne – pocieszanie, wspieranie na duchu, współczucie i zrozumienie, podtrzymywanie nadziei” – czytamy.

HEROIZM TYCH, KTÓRZY UDZIELALI POMOCY, nie zmienia faktów niedających się zakwestionować: skala uczestnictwa Polaków w wyniszczeniu żydowskich współobywateli była większa, niż się dotąd wydawało. Co z tego wynika dla nas dzisiaj, to oczywiście ważne pytanie. Podczas niedawnej debaty „Społeczeństwo polskie w czasie Zagłady” Dariusz Stola zauważał, że za tamte zbrodnie nie ponosimy odpowiedzialności, choć ponosimy odpowiedzialność za to, co zrobimy z wiedzą o nich. „Dalej jest noc” to 1700 stron wiedzy, której nie sposób sprowadzić do klisz o „pedagogice wstydu” – głównie dlatego, że to wiedza właśnie, a nie pedagogika.

Tyle że przedstawianie tej książki pod hasłem „Jak Polacy dobijali Żydów” nie prowadzi do przyswojenia żadnej wiedzy. Skłania raczej do dalszego budowania barykad i mnożenia kolejnych obronnych narracji o rzekomej polskiej niewinności. Co równie ważne: wypacza intencje jej autorów i narusza pamięć o jej rzeczywistych bohaterach.

JACY TO BOHATEROWIE? Ukrywający się w domu niejakiego Klimka pod Nowym Wiśniczem Szymon Dranger organizował wsparcie i samoobronę dla innych szukających schronienia w okolicy – wydawał m.in. czasopismo „Hechaluc Halochem”, w którym zamieścił nawet szczegółowy poradnik, jak wybudować ziemiankę. W numerze z września 1943 r. tak pisał o „współczesnym marranie”: „Kto widział go odciętego od świata w górach i lasach, skazanego na własną tylko zaradność i spryt, zależnego od słońca, deszczu, wichury, mordu – i od jednego chłopa, który czasem donosi za bochenek chleba, kto widział go, jak zalegalizowany pod obcym nazwiskiem nie ma miejsca, w którym mógłby odetchnąć swobodnie, i drży każdej chwili, by nie zostać rozpoznanym; kto spotka go, jak w otoczeniu nasiąkłym antysemityzmem musi torować sobie drogę nie przez słuszne prawa, ale poprzez zakłamanie; kto widział go wreszcie, jak z nerwami poszarpanymi do ostatka wpada w ręce policji i jeszcze usiłuje się bronić – ten musi nabrać podziwu dla człowieka, który tak umie walczyć o życie. I jest rzeczywiście wiele bezimiennego bohaterstwa w tych wszystkich, którzy nieznani nikomu prowadzą cichą walkę i mimo niej cicho też schodzą ze świata, pokonani nienawiścią ludzką”. Zauważmy: jest w tej historii donos za bochenek chleba, jest otoczenie nasiąkłe antysemityzmem, jest policja. W centrum pozostaje jednak człowiek, który walczy o przetrwanie.


Czytaj także: Nasza wina, nasza wielkość - Michał Okoński o "Biednych Polakach patrzących na getto" Jana Błońskiego


„Oczyścić pole Kaina to – najpierw – pamiętać o Ablu” – pisał na tych łamach Jan Błoński w pamiętnym eseju „Biedni Polacy patrzą na getto”. Oczyszczenie Kainowego pola nie dokona się przez, niezbędną skądinąd, rozmowę o Kainie i jego wspólnikach, wśród których oczywiście byli także Polacy. Najpierw trzeba pamiętać o Ablu, który „nie był sam, mieszkał w naszym domu (na naszej ziemi), a więc we wspólnym domu na wspólnej ziemi”. Czytając „Dalej jest noc”, podziwiając benedyktyńską pracę jej twórców (za grupką badaczy nie stała bynajmniej wielka państwowa instytucja z setkami etatów), właśnie za uczynienie głównym bohaterem Abla winien jestem wdzięczność. ©℗

DALEJ JEST NOC. LOSY ŻYDÓW W WYBRANYCH POWIATACH OKUPOWANEJ POLSKI, red. Barbara Engelking, Jan Grabowski, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów 2018. Cytaty w tekście zaczerpnąłem z rozdziału Dagmary Swałtek-Niewińskiej o powiecie bocheńskim, na którego terenie mieszkam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2018