Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O nadchodzącym czasie, w którym zabraknie już świadków Holokaustu, dyskusja trwa. Nasz sposób przekazywania pamięci musimy dostosować do nowej rzeczywistości - mówić tak, by dotknąć człowieka. Ale też, by go nie zranić. Auschwitz to największy cmentarz Europy. Jednocześnie dziś miejsce spotkania bardzo różnych pamięci oraz wrażliwości.
Młodzi ludzie, zwłaszcza ci, których nikt nie przygotował, w zbyt wczesnym zderzeniu z ekstremalnym złem, jakie się tu wydarzyło - bywa, że nie potrafią wiedzy o byłym obozie przyjąć. Bo przecież to się nie mieści w głowie. Podobnie ci, którzy z kolei przygotowani są bardzo dobrze, wychodzą po zwiedzaniu Muzeum równie poruszeni.
Pamięć nie jest tylko zbiorem wydarzeń, które pamiętamy - nad pamięcią trzeba pracować, porządkować ją, przechowywać, uzgadniać. Myślę, że kolejne pokolenia, mimo braku bezpośredniego kontaktu ze świadkami, powinny tę pamięć budować wspólnie. Wsłuchiwać się nawzajem w swoje wrażliwości. Młodzi ludzie z Polski, Izraela, Niemiec stając wobec koszmaru Auschwitz razem, chronią samych siebie przed przeszłością. Przełamują kulturę nienawiści na rzecz wychowania do pokoju.
Dlatego moim zdaniem najważniejsze jest spotkanie. Nie sama wiedza i nie sama pamięć, ale dopiero ich połączenie i wymiana pomiędzy różnymi grupami. I to staramy się od lat robić na różnych płaszczyznach, np. zwalczając wielką niepamięć o 500 tys. ofiar nazistowskiej polityki, które straciły życie przez to tylko, że były osobami chorymi psychicznie. Albo towarzyszyć młodym Izraelczykom podczas traumatycznych dla nich wizyt w Polsce - po wizycie w Auschwitz niektórzy z nich już do końca swojego życia będą nosić w sobie z bólem przeżycie, które stanie się tu ich udziałem. Chodzi więc o to, żebyśmy sobie nawzajem towarzyszyli, przełamywali zrozumiały odruch buntu.
Stąd konieczny jest żywy kontakt - i nawet już nie tyle ze świadkami, którzy odchodzą, ale z ludźmi, którzy są w tę pamięć zaangażowani, którzy wyczuwają sposób przeżywania tej rzeczywistości przez dzisiejszą młodzież. Po szoku, jakim jest wizyta w byłym obozie, konieczna jest przestrzeń wspólnego spotkania - podzielenia się emocjami, refleksjami, własną opowieścią. Do młodych trzeba się zbliżać, ale trzeba im też cierpliwie towarzyszyć. Głęboko wierzę w siłę bezpośredniego spotkania młodzieży z Polski, Izraela i Niemiec - wierzę w to, że kiedy choćby w marcu będą wspólnie szli w Krakowie w marszu do pozostałości po obozie płaszowskim, zbliżą się do siebie i ze wspólnej przeszłości wyprowadzą wspólną, lepszą przyszłość.
Not. tpo
Dr Andrzej Cechnicki (ur. 1950 r.) jest psychiatrą, psychoterapeutą, członkiem zarządu Polsko-Izraelskiego Towarzystwa Zdrowia Psychicznego, kierownikiem Pracowni Psychiatrii Środowiskowej Katedry Psychiatrii CMUJ.