Orwell, rok 2010

Skanery na lotniskach, kamery wykrywające emocje, dokumenty biometryczne, szpiegowanie internetu... Europa zaczyna podążać w kierunku wytyczonym przez Amerykę. W lęku o bezpieczeństwo fundujemy sobie system totalnej inwigilacji.

12.01.2010

Czyta się kilka minut

Pan pozwoli... Wyrwany z kolejki pasażerów na lotnisku w Miami, dałem się zamknąć w kapsule przypominającej kabinę prysznicową. Maszyna zrobiła "pssst", drzwi się otworzyły i mogłem wrócić na miejsce.

Był rok 2006, w USA niektóre lotniska właśnie dostały urządzenia umożliwiające prześwietlanie ciał pasażerów - w Europie prawie nieznane.

Wkrótce staną się one tak powszechne jak bramki do wykrywania metalu. Kamyczkiem, który poruszył lawinę, była próba zamachu w dzień Bożego Narodzenia, gdy w samolocie do Detroit Nigeryjczyk powiązany z Al-Kaidą próbował zdetonować bombę ukrytą w majtkach. Po tym zdarzeniu Amerykanie zapowiedzieli zamontowanie kilkuset dalszych skanerów; kupią je też Kanada, Holandia, Włochy i Wielka Brytania. Argumenty oponentów, że zmuszanie pasażerów do "striptizu na ekranie" gwałci ich prywatność, są wołaniem na puszczy.

"Niepokojący wyraz twarzy"

Nie ma gwarancji, że skanery zapobiegną aktom terroru. "Bombę da się zbudować ze składników dostępnych w sklepie wolnocłowym [po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa] - mówił BBC Philip Baum z pisma "Aviation Security International". - Trzeba patrzeć na ludzkie intencje, a nie tylko na to, co mają przy sobie".

Jak więc wykryć intencje? Służyć temu ma "profilowanie". Pracownicy ochrony obserwują pasażerów pod kątem nietypowego zachowania: nadmiernego pocenia, zdenerwowania, zbyt ciepłego ubrania. Brytyjskie lotniska dysponują kamerami, które automatycznie wykrywają "niepokojący wyraz twarzy" bądź podwyższoną temperaturę ciała. Podejrzani są kierowani do kontroli osobistej.

Dobrze wiem, dlaczego w Miami spośród setki pasażerów do skanowania wybrano właśnie mnie: z wyglądu mogę uchodzić za Araba. "Profilowanie" kluczem rasowym jest faktem, choć nikt tego głośno nie powie. Po próbie zamachu z 25 grudnia podczas lotów nad USA doszło do paru wymownych incydentów: panikę wzbudził Nigeryjczyk, który miał rozstrój żołądka i zbyt często korzystał z toalety, a także dwóch śniadych dżentelmenów, którzy na laptopie oglądali hollywoodzki hit "Królestwo" o walce agentów CIA z saudyjskimi terrorystami.

3 stycznia Administracja ds. Bezpieczeństwa Transportu (TSA), cerber amerykańskich lotnisk, wydała okólnik wskazujący 14 krajów; pasażerów, którzy są ich obywatelami, należy przeszukiwać staranniej. Iran, Sudan, Syria oraz - co zakrawa na kuriozum - Kuba zostały uznane za "sponsorów terroryzmu". Kraje "budzące zainteresowanie" to m.in. Afganistan, Pakistan, Irak, Arabia Saudyjska, Libia, Jemen i Liban. TSA obostrzyła też reguły zachowania w samolocie, np. przez ostatnią godzinę lotu pasażerowie nie mogą trzymać nic na kolanach (z wyjątkiem książki, choć chyba lepiej, żeby nie był to Koran).

Europa śladem Ameryki

Problem wykracza daleko poza lotniska. Już niemal bez słowa sprzeciwu składamy naszą prywatność na ołtarzu bezpieczeństwa. Na ulicach pojawiają się kolejne kamery, instytucje żądają podawania coraz więcej danych osobowych, dostajemy dokumenty pozwalające kodować dowolne informacje... Od sierpnia 2009 r. polskie paszporty zawierają odciski palców. Od 1 stycznia tego roku operatorzy komórkowi i dostawcy internetu muszą gromadzić i przechowywać przez dwa lata dane o połączeniach użytkowników.

A apetyt rośnie w miarę jedzenia... Wielka Brytania stworzyła jedną z największych na świecie baz DNA swoich obywateli - niedawno wyszło na jaw, że policja zatrzymywała ludzi tylko po to, aby pobrać próbki i wprowadzić je do systemu.

To jeszcze nic. Unia Europejska przeznaczyła 15 mln euro na opracowanie powszechnego systemu nadzoru, który w założeniu ma pomóc w walce z przestępczością. Projekt Indect ruszył w styczniu 2009 r., koordynuje go Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie. System ma gromadzić informacje z wielu źródeł, przede wszystkim z kamer ulicznych ("dźwięk, temperaturę, obecność niebezpiecznych związków chemicznych, przemieszczanie obiektów") oraz z komputerów, w tym z sieci www, forów internetowych i P2P (czyli bezpośrednich połączeń między użytkownikami - tak działają np. programy do ściągania filmów i muzyki). Dane zostaną poddane automatycznej obróbce w celu wyłapania "nietypowych" zachowań.

"Analiza będzie polegała nie tylko na detekcji przestępstw, agresji czy zagrożeń - czytamy w biuletynie AGH - ale również na zapobieganiu takim zdarzeniom przez ich przewidywanie i uprzednie powiadomienie odpowiednich służb".

Spielbergowski film "Raport mniejszości" - gdzie w wyniku informacyjnej analizy na ekranie komputera pojawia się tożsamość złoczyńcy, zanim jeszcze popełni on zbrodnię - właśnie staje się rzeczywistością.

Przeciąganie liny

Projekt Indect to unowocześniona wersja amerykańskiego systemu Echelon, w którym uczestniczą też Australia, Kanada, Nowa Zelandia i Wielka Brytania. Echelon może przechwytywać rozmowy telefoniczne, faksy, maile i przekazy radiowe w obrębie całej planety. Są one następnie przesiewane pod kątem słów kluczowych, jak "bin Laden" albo "bomba", i przesyłane do dalszej analizy.

Dla uczciwego obywatela te systemy szpiegowskie wydają się jeśli nie korzystne, to niegroźne - ale tylko dopóty, dopóki stosuje się je zgodnie z jawnie deklarowanym przeznaczeniem i dopóki poufne dane nie wyciekną w niepowołane ręce. Pokusa nadużyć jest wielka. Echelon w założeniu miał służyć pierwotnie walce z komunizmem, ale raporty ujawniają wykorzystywanie go np. do szpiegowania organizacji pacyfistycznych czy europejskich firm.

Ponieważ Unia Europejska coraz słabiej opiera się rozwiązaniom forsowanym przez Stany, warto spojrzeć za ocean, aby dowiedzieć się, co jeszcze nas czeka. Od zamachów z 11 września 2001 r. w USA trwa przeciąganie liny pomiędzy agencjami rządowymi, które próbują objąć społeczeństwo totalnym nadzorem, a tą jego częścią, która sobie tego nie życzy. Kiedy obrońcy swobód podnoszą krzyk, doktrynerzy Wielkiego Brata cofają się, ale tylko o krok - środek liny nie jest już tam, gdzie był wcześniej.

Przegłosowana 26 października 2001 r. Ustawa Patriotyczna (Patriot Act) dała rządowi USA czasowe przyzwolenie na zwiększenie zakresu inwigilacji: podsłuchy, namierzanie ludzi przy pomocy ich kart kredytowych, dostęp do spisu książek wypożyczanych z biblioteki, wgląd w transakcje internetowe. Teoretycznie ustawa straciła już moc, ale tajnym służbom pozostawiono szereg uprawnień. W 2002 r. Pentagon zaczął budować elektroniczną megabazę danych Amerykanów o nazwie Total Information Awareness. Rok później Kongres odmówił finansowania programu, lecz technologię przejęła Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA). W swoich bankach danych NSA i FBI zdołały już zebrać półtora miliarda danych z dokumentów obywateli USA: kart kredytowych, formularzy ubezpieczeniowych, praw jazdy. Lista podejrzanych o terroryzm FBI liczy już 400 tys. nazwisk. Pionierski projekt funduje sobie Nowy Jork: każdy pojazd wjeżdżający na Manhattan zostanie sfotografowany, wprowadzony do systemu i śledzony przez kamery w czasie rzeczywistym.

Świat Orwella ma się dobrze

Zasadnicze pytanie brzmi: czy teraz jest bezpieczniej?

Trudno na nie odpowiedzieć. Pół miliona kamer na ulicach Londynu nie zapobiegło zamachowi z 2005 r. - choć pomogło ustalić sprawców. Na terenie Stanów w ostatnich latach nie doszło do żadnego większego zamachu, jednak audyt rządowych agencji bezpieczeństwa z lipca 2009 r. nie wykazał, by nadzór elektroniczny odegrał jakąkolwiek rolę w zapobieganiu terroryzmowi. A to, że w Boże Narodzenie wpuszczono na pokład samolotu zamachowca, o którym amerykańscy wywiadowcy zostali wcześniej ostrzeżeni, pokazuje, że system jest dziurawy jak sito. Powód: niedostateczna komunikacja między poszczególnymi jego elementami, a przede wszystkim niezdolność do szybkiej analizy lawiny danych.

Ale w ciągu najbliższych lat technika zapewne upora się z tym problemem.

To paradoks, że terrorystom w tak krótkim czasie udało się zmusić Zachód do samoograniczenia swobód, co wcześniej nie udało się komunizmowi, dysponującemu bez porównania potężniejszymi środkami zagłady. Pokonaliśmy upiorny orwellowski świat, po czym przyjęliśmy go za swój.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2010