Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Autobus 116, jazda w kierunku uczelni. Wtaczam się z torbą na kółkach i siadam naprzeciw gościa starszego nieco, w kaszkiecie, o miłym uśmiechu. Uśmiech celuje we mnie, najpierw błędnie, ale robi się magnetyczny, gdy wyciągam notes. „Robota wre”. „Ano” – odpowiadam. „Będę w kolejnym odcinku”. U, tknęło. „A chce pan?”. „A jasne”. „No to stoi”. Zadowolony. Plac na Rozdrożu, spory transfer, stoimy. „A wie pani, że my tu siedzimy jak w książce”. „Aha?”. „No, jak bohater z tym, no, jak się nazywa ten nawijacz...”. „Narrator”. „Tak! To jest dziwne wrażenie”. „W sensie?”. „Haha, no nigdy nie siedziałem w tekście. A zaraz będę wysiadał, jeszcze tylko jeden przystanek”.
Park Morskie Oko, wczesny wieczór 17 października, ławka. Przystanek w czasie spaceru z Rudą. Ona z telefonem, ja zamykam oczy, sięgam uchem w okolicę. Na sąsiedniej ławce dwóch popija dyskretnie wino z termosu. Świętują powyborczo. „Myślisz, że oddadzą?”. „Co?”. „Władzę”. „Muszą”. „Nie”. „Masz, pij i nie ględź”. „Nie muszą”. „Andrzej! a było tak miło...”. Pauza. „Słuchaj, jest konstytucja”. „Konstytucja jest dla ludzi”. „Haha, a oni to kto?”. „Dobre pytanie”. „Andrzej, zwariowałeś, pij”. „Oni nie miną”. „Wszystko mija”. „Wszystko – tak, ale nie oni”.
Dwie w autobusie 168. Ta w kurtce puchowej: „A pani córka głosowała?”. Ta w trenczu: „Tak”. „Dobrze?”. „Czyli…?”. „Tego nie trzeba Polakowi tłumaczyć”. „Ach, rozumiem”. Puchowa na irytacji: „Znaczy się: źle głosowała. Po co się wami tak ten rząd przejmuje? I jeszcze z tego nic nie ma”. „Poza cierpieniem”. Pauza. Trenczowa: „A pani córka dobrze?”. „No oczywiście!”. „Widzi pani, to jednak rodzinne”. „?”. „Bo ja też źle głosowałam”. „Niech się pani tak nie cieszy, przegraliście Polskę”. „Eee, jeśli Polska na tym dobrze wyjdzie, to ja mogę przegrać Polskę”.
Dzwoni staruszka od ciśnienia: „Pani Elizo, czy to możliwe?”. „Ale co?”. „Głupio się pani pyta. Pamięta pani mój zakład: oni albo ja. Kto kogo przeżyje. Stawiałam na onych”. „Czyli na nich”. „Owszem, ale wolę ich sobie inaczej odmieniać. Zyskuję dla nich w ten sposób przestrzeń kosmiczną”. „Haha”. „Nie wiem, co mam zrobić ze swoją wątłą wygraną. Oduczyłam się toastów”. „Hm, nie wiem, chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni”. „Zmęczeni? Może pani jest zmęczona. Ja potrzebuję coś zmalować, tylko nie wiem co”. „Aha”. „Tak to jest dożyć, czego nie miało się dożyć. Nie mam, jak by to powiedzieć, sali na bal”. „Hehe”. „Zawsze gardziłam szkieletonami na andrzejki. Ale tym razem zleciłam wnukowi hurtowy zakup kościotrupów, tak mnie wzięło. Zaproszę dwie koleżanki z Żoliborza. Niech pani przyjdzie, polejemy wosk w intencji”. „Świetnie”. „Trzy staruszki i jedna wariatka”. „Że niby ja?”. „A woli się pani zamienić na fotel staruszki? Wzięłabym”.
Folder Inne nagradza: „Szanowna Pani, jest Pani jedną z osób czytających literaturę czasem, również medialnie. Naszą specjalizacją są pochówki, jednak uważamy iż nie musimy się ograniczać na standard. Pochówek jest wydarzeniem, które długo się wspomina. Na posiedzeniu Firmy uznaliśmy iż są również ludzie potrzebujący poza słowami księdza także piękna poezji. Uważamy, że Kościołowi to nie koliduje. Chcielibyśmy zaproponować Pani napisanie szablonu mów pogrzebowych w ilości kilku. Bardzo nam zależałoby na wpleceniu cytatów z poezji lub aforyzmów. Szablony proszę dostosować do wieku i rodzaju zgonu. Szablonu na samobójstwo nie zamawiamy, gdyż Firma nasza organizuje pochówki religijne. Poza tym może Pani popuścić wodze talentowi. Temat śmierci zajmuje za mały choryzont w naszej codzienności. Chcemy ten temat poszerzyć, a ceremonie pogrzebowe są dla tego okazją. Poza zapłatą za tekst oferujemy Pani promocję 50% na dowolny pochówek. Jest ona do zrealizowania tylko w obrębie naszego powiatu w dwa lata od wejścia w życie, ale serdecznie Panią do tego zapraszamy”.
Dwie starsze w szatni przybibliotecznej. „Widzisz tego młodego?”. „Z komórką?”. „Z komórką”. „No. I co?”. „A podszedł z płaszczem, ja rozmawiałam akurat z Renią, to mówię: »Sam pan się powieś«”. On, że »Ahaha, taki zgrany dowcip«”. „Hm, jaki dowcip?”. „Oj, no że powieś się w szatni”. „Nie znałam”. „A ja znałam, ale co tam. Odbiłam: »Eee, kto by pomyślał, taki młody, a taki dziaders«”. „Skąd ty takie słowa znasz?!”. „Skąd? Wiadomo, od wnuczki”.
Instytut Onkologii, czekam pod dyżurką lekarską. Z korytarza leczeń beznadziejnych wychodzą dwie w turbanach, wspierające się na stelażach kroplówkowych. Jedna podchodzi do okna, rozpłaszcza się na szybie i stuka palcami w szkło. „Co ty robisz?”. „Wypukuję melodię”. „Aluńka, nikt jej nie pozna”. „Mnie też nikt nie zna”. „Nieprawda, Aluńka, powiedz mi, co to jest za kawałek”. „Nie”. „Dlaczego nie? Może jeszcze zagrasz”. „Zagram, ale nie powiem”. „Bo?”. „Po śmierci wszystko jest anonimowe”.
Skwer Chorwacki, późny wieczór. Siedzę na ławce, patrzę w noc, obok dwóch w stanie równie śniętym. A jednak nie możemy zasnąć, trzeba czuwać. Pierwszy: „Ta pani ma jakiś problem. Już drugą noc tu siedzi i patrzy długo w niebo. Nie ma chłopa albo jakieś szczególne zdolności”. Drugi z ławki: „A pani zawodowo co robi?”. Ja: „Wywołuję duchy, w ramach uniwersytetu”. Pierwszy: „A nie mówiłem”. Drugi: „Dobra jest”. Do mnie: „Można sobie z tym poradzić”. Ja: „Z czym?". „Że śnimy”. Ja: „Owszem, śnimy, nie wiem, kto nas obudzi”. Drugi: „To może być okrutne”. „Tak, będzie”.