Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że marzą im się - przynajmniej na łamach "Dziennika" - przede wszystkim powieści. Nie wiem, czy działały tu redakcyjne nożyce, ale z siedmiu wypowiadających się autorytetów tylko jednemu (Karolowi Maliszewskiemu) udało się wtrącić kilka słów o poezji. No cóż, zdążyłem się już przyzwyczaić, że poezja nie jest dziś częścią literatury, podobnie zresztą jak esej, reportaż, a zwłaszcza dramat. W najlepszym razie traktuje się je jako punkt wyjścia do dyskusji o sprawach społecznych, w najgorszym - jak ubogie krewne beletrystyki, a ściślej powieści, bo opowiadanie to też taka nie całkiem literatura jest... Tylko powieść może dać czytelnikowi prawdziwą frajdę i poczucie spełnienia, tylko o powieści warto rozmawiać, tylko o powieści pisanie może liczyć na łaskawe spojrzenie redaktora.
Zatem powieść - ale jaka? I o czym? Na jedno i drugie pytanie najczęściej pada odpowiedź: odważna. "Chodzi mi o (...) pisanie eksperymentujące z formą, niepokojące, odważne intelektualnie", deklaruje Tomasz Bocheński (ten sam autor zwraca uwagę, że prozę beletrystyczną wyprzedza dziś "reportaż, wywiad, esej", co sprawia, że ona sama coraz częściej "opisuje opisane już gdzie indziej"). Wtóruje mu Tadeusz Nyczek, który jednak nie wypowiada się na temat formy, ma natomiast bardzo konkretne oczekiwania co do treści: "Marzy mi się książka najodważniejsza z odważnych: z satysfakcją odrzucająca strach przed opisaniem dzisiejszej Polski katolickiej. Czyżby najbardziej katolickiego kraju Europy wciąż nie było stać na wielką powieść o kwestii religijnej?" (to samo pytanie w omawianej ankiecie stawia też Jacek Kopciński). I wreszcie Inga Iwasiów: "Marzy mi się powieść dojrzała, zadająca fundamentalne pytania, uciekająca z wielkim krzykiem od kompromisów, czyli od tego, czego rzekomo domaga się rynek. Nieuciekająca przed odpowiedzialnością, patosem, ryzykiem, pokazująca też wciąż niedopowiedziany, zakłamany obszar naszego, kobiet, związku z historią XX wieku".
Tego typu głosy bardzo łatwo zinstrumentalizować, to znaczy dać pisarzom zadanie: napiszcie o Kościele, napiszcie o kobiecie... W pierwszym odruchu miałem zresztą ochotę wykpić samą ideę ankiety, która za nic ma ostrzeżenia, powtarzane m.in. przez Wiesława Myśliwskiego, że nie należy pisać książek, na które czekają czytelnicy, bo z reguły kończy się to pisarską klęską. Ale kiedy przeczytałem głosy krytyków raz jeszcze, uderzyło mnie co innego: właśnie to wołanie o odwagę, o nonkonformizm, o bezkompromisowość. Od blisko 19 lat żyjemy w wolnym kraju, w którym bez cenzury opublikować można właściwie wszystko, a jednak wciąż odczuwamy jakiś deficyt odwagi. Niby powstają powieści śmiałe - ale za śmiałą treścią nie nadąża na ogół troska o formę, a i sama śmiałość przypomina bardziej wymachiwanie pięścią (lub wypinanie gołej d...) niż prawdziwy spór. Gdybym wśród polskich powieści wydanych w ubiegłym roku miał wymienić taką, która była naprawdę odważna i bezkompromisowa (tak na poziomie treści, jak formy), musiałbym wskazać "Kurtyzanę i pisklęta" Krzysztofa Niemczyka. Tyle że dzieło to powstało... 40 lat temu.
"Wewnętrzna cenzura człowieka jest bezlitosna, nie znamy nawet myśli, których zrodzić nie chcemy", pisał (też przed laty) Stanisław Jerzy Lec. Więc podpisuję się pod apelem o odwagę w literaturze. Ale życzę jej nie tylko powieściom.