Od granicy rosyjskiej Charków dzieli 40 km. Syreny nie zdążą zawyć, a iskander w ciągu minuty już dolatuje. Nasza relacja z ostrzeliwanego miasta

„Jak spada rakieta, jesteśmy zawsze na miejscu. Owszem, można od tego oszaleć. Trochę już świrujemy” – Julia od dwóch lat codziennie przygotowuje tysiące posiłków dla potrzebujących. Jak Julia i inni mieszkańcy Charkowa radzą sobie z nieustającym zagrożeniem z powietrza?
ZDJĘCIA

03.01.2024

Czyta się kilka minut

Charków, 2 stycznia 2024 r.
Charków, 2 stycznia 2024 r. / Fot. Piotr Sobik

Zawsze zaczyna się od Telegrama. Popularny wśród charkowian kanał Radar Kh (w wolnym przekładzie: Charkowski Radar) na bieżąco informuje o alarmach i zagrożeniu z powietrza. Choć nieraz to daremne. Od granicy z Rosją miasto dzieli 40 km. Syreny nie zdążą zawyć na ulicach ani alarm w Telegramowej aplikacji w telefonie zaskowyczeć, a rakieta w ciągu minuty już dolatuje.

Nocą z 1 na 2 stycznia 2024 r. ten scenariusz się powtarza.

22.21: „Wszystkie szahedy w naszym rejonie kierują się w stronę obwodu połtawskiego. Może być głośno”. Szahed to irański dron kamikadze dalekiego zasięgu.

7.30: „Rakieta!”. Pod komunikatem wysyp reakcji użytkowników, od wkurzonych emoji po dynie i bałwanki.

7.30: „Wszyscy do schronów”.

7.38: „S-300” (typ rakiety).

7.38: „Uderzenie”.

7.40: „Uderzenie”.

9.48: „Wozdusznyij otboj”. Odwołanie alarmu (podane po rosyjsku – kanał Radar Kh jest rosyjskojęzyczny, tak jak wielu mieszkańców Charkowa).

Charków, 2 stycznia 2024 r. / Fot. Piotr Sobik

Nie ignoruj | Rąbnęli rano w centrum. Taki powszedni chleb nasz charkowski. Rakieta wgryzła się w osiedle, posiekła okolicę odłamkami. Fala uderzeniowa pozbawiła szyb okna w promieniu kilku przecznic.

Na miejscu pracuje stała ekipa. Szybko i sprawnie. A nuż uderzą po raz kolejny tego dnia i trzeba będzie się przenieść w kolejne miejsce. Ratownicy, służby komunalne, policja i prokuratura ds. zbrodni wojennych, która zbiera odłamki i ustala, że użyto rakiety Iskander. Prasa lokalna i zagraniczna, której przedstawiciele są akurat w mieście. Gapie. I mieszkańcy osiedla, rozpoznawalni po telefonach przy uchu, rzadziej stojący nieruchomo, patrzący w przestrzeń lub w wybite okna własnych mieszkań. Nie ma na to czasu.

11.02: „W Charkowie na dany moment nie ma niebezpieczeństwa. Nie ignorujmy alarmów rakietowych”.

– Właścicieli nie ma, są na bazarze – starsza kobieta stoi przed bramą jednego z uszkodzonych domów. – Pojechali szukać nowej furtki, starą urwała im fala uderzeniowa. Pilnuję im dobytku.

Popija herbatę z papierowego kubka z logo World Central Kitchen. Dodaje: – Mnie chroni Bóg i mój anioł stróż. Jestem charkowianką, nie ucieknę stąd nigdy.

Kiedyś w Charkowie żyło półtora miliona ludzi. Po 22 lutego 2022 r. część uciekła, ale wielu zostało. Ci już raczej stąd nie odejdą, choć miasto jest często pod ogniem.

11.25, piknięcie: „Wozdusznyij otboj”.

Charków, 2 stycznia 2024 r. / fot. Piotr Sobik

17 tysięcy posiłków | Namiot międzynarodowej organizacji World Central Kitchen to element mikroklimatu, jaki wyrasta wokół każdego krateru po uderzeniu rakietowym. Zarządzająca namiotem Julia, wolontariuszka, odrywa się od porządkowania stołu: – Mamy wielką kuchnię, pracuje na terenie jednej z fabryk. Działamy od początku inwazji. Latem 2022 r. przygotowywaliśmy dziennie ok. 17 tys. posiłków i rozwoziliśmy po mieście potrzebującym.

Teraz Julia pracuje w rytmie ostrzałów miasta: – Po każdym z nich przyjeżdżamy na miejsce z herbatą i czymś do jedzenia. Dla pracujących służb i dla poszkodowanych. Jeżeli robota się przedłuża, gotujemy coś na ciepło. Zobacz tego gościa w czarnej kurtce, to kierownik charkowskiego oddziału World Central Kitchen. Był na każdym z przylotów – Julia używa neologizmu, który od dwóch lat zakorzenił się w języku. „Przylot” to coś, co spadło z nieba: rakieta, dron, w strefie przyfrontowej także pocisk artyleryjski.

– Jak jest przylot, jesteśmy zawsze. Zawsze jest nasz namiot. Owszem, można od tego postradać zdrowie psychiczne – dodaje Julia i uśmiecha się serdecznie. – Trochę już tu świrujemy.

12.15: „Teraz rakieta!”.

Charków, 2 stycznia 2024 r. / Fot. Piotr Sobik

Ile tak można? | Kilka przecznic dalej. W tej kawiarni szyby już ocalały. Dziewczyna za barem przedstawia się jako Margo. – Głośno było, owszem. Przywykłam już. Jestem z Saltiwki – mówi porozumiewawczo, przywołując nazwę dzielnicy, która z początkiem pełnoskalowej wojny zebrała największe cięgi od rosyjskiej artylerii. – Jak będzie blisko, może się schowam. Gdy były ciężkie ostrzały, chodziłam do schronu. Ale przez to dało się tylko godzinę popracować w ciągu dnia, może dwie. Ile tak można?

Kawa nieśpiesznie kapie w ekspresie. Margo bez przekonania przegląda wiadomości kanału Radar Kh. – Oho, rakieta. Leci, leciii…

12.24: „Znowu uderzenie w naszym obwodzie, idź do schronu”.

Środkiem uliczki sunie z godnością samochód z gruzem na dachu i wybitymi szybami. Widzi to para lokalsów. Wybuchają śmiechem i dopingują kierowcę, niewidocznego, który pewnie też niewiele widzi przed sobą. Potem się przytulają, milkną.

Ksenia, może trzydziestoletnia mieszkanka osiedla, stoi przy świeżo rozłożonym stole pełnym kanapek, do których ustawia się kolejka głodnych. Po chwili wraca do konwersacji na Telegramie, gdzie dzieli się ze znajomymi zdjęciami z miejsca uderzenia iskandera. Ktoś reaguje wysłaniem zdjęcia płaczącego Kiwaczka, bohatera popularnej sowieckiej animacji.

13.31: „Jak już wszyscy rozumiecie, dziś ignorować alarmu rakietowego nie wolno. Zwracajcie uwagę na sygnały naszego kanału, będziemy uprzedzać w każdym momencie”.

Ten zapach | Policjanci ustępują miejsca starszym paniom w jadowicie odblaskowych kamizelkach, które zamiotą ulicę ze szklanych okruchów. Z kilku okien naraz wyrzucają gruz. Mężczyzna cichcem pociąga z piersiówki. Troje ludzi wynosi spakowane walizki. Ktoś niesie uratowany komplet wędek w pokrowcu.

Na chodniku, wśród słodkawego odoru krwi, który rozchodzi się nie wiadomo skąd, Andrij ćmi papierosa. – Raz poczujesz ten zapach i nie opuści cię do śmierci – przyznaje. Jak i reszta żelaznej ekipy, jest świadkiem niemal wszystkich ostrzałów miasta. Odpowiada za komunalne pojazdy, które usuwają wraki, powalone drzewa i sterty wojennych śmieci. Ataki rakietowe zlewają mu się w jedną całość. Nie lituje się nad sobą i nie zamierza uciec z Charkowa. Trzyma go tu odpowiedzialna robota.

Charków, 2 stycznia 2024 r. / Fot. Piotr Sobik

Czysty terror | Nad Charkowem zapada noc. Na lokalnych kanałach, forach i profilach trwają gorzkie dyskusje.

„Czy nie wydaje się wam dziwne, że przed dwa lata wojny budynkom rządowym w Kijowie nie zadano ani jednego ciosu?” – pyta użytkownik Telegrama.

„Jeden Wołodia zabija cywili, a drugi Wołodia trzyma nas tutaj w zamknięciu”.

„Przenieść dzielnicę rządową z Kijowa do Charkowa, od razu ją znajdą”.

„Chciałbym wyjaśnić, co mieści się w definicji »zwycięstwa« podanej przez naszego prezydenta. Wykrzykiwanie »Chwała Ukrainie« na ruinach Charkowa mnie osobiście nie kojarzy się ze zwycięstwem”.

„Gdzie są tutaj nasze Siły Obrony Powietrznej? Znowu wszystko w Kijowie zestrzelą! A Charków łapie rakiety! Zapomnieli o Charkowie! Zełenski, zatrzymaj wojnę!”.

Jeden z lokalnych kanałów postanawia skomentować te emocje: „Rozumiemy tych ludzi bardzo dobrze. Ponieważ to, co robi Rosja, to czysty terror rakietowy, abyśmy wywarli presję na nasze władze i zażądali zaprzestania tego wszystkiego. Niektórzy zapomnieli, kto jest naszym wrogiem. A jeśli chodzi o patrioty i inne systemy obrony powietrznej, to nie będzie potrafił zadziałać tak, jak działa w Kijowie. Jeśli taki by się tu znalazł, Rosjanie będą terroryzować Charków 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Będą szukać tych patriotów, dopóki ich nie znajdą. Niestety nie ma takiej możliwości, by maksymalnie chronić nasze miasto”.

22.32: „Uderzenie”.

Faktycznie, pół Charkowa usłyszało głuche rąbnięcie. Druga połowa wisi na kanałach, śledzi komunikaty.

22.33: „Jeszcze!”.

22.34: „Uderzenie”.

22.35: „Uderzenie”.

Wojna o istnienie Ukrainy trwa: mimo ofiar i zniszczeń, ukraińska armia i społeczeństwo stawiają opór Rosji. Jakie mają szanse? Co będzie dalej?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Rocznik 2001. Studiuje psychologię na SWPS w Katowicach. Od marca 2023 roku pisze dla Tygodnika Powszechnego korespondencje z Ukrainy.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 2/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Trochę już tu świrujemy