Od Aten do Aten

Ze Zdobysławem Milewskim rozmawiają Agnieszka Sabor i Jan Strzałka

09.03.2003

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: Kiedy Grecja wstępowała do Unii Europejskiej, była krajem ubogim. W przeddzień naszego wstąpienia zastanawiamy się, co nam da integracja europejska. Czy Polska pójdzie drogą Irlandii, która dzięki członkostwu w UE odniosła sukces, czy drogą Grecji, która nie wykorzystała swej szansy. Właśnie: czy nie wykorzystała? Czy istnieje jakieś podobieństwo między Grecją a Polską?
ZDOBYSŁAW MILEWSKI: Z pierwszą kliszą gotów jestem się zgodzić: rzeczywiście, biedna i zacofana Irlandia odniosła sukces, dziś jej produkt narodowy brutto jest wyższy niż w Wielkiej Brytanii. Przeciw drugiej kliszy muszę zaprotestować: nieprawda, że Grecy przejedli wszystkie europejskie pieniądze. Świadczą o tym choćby ich drogi - są dziś imponujące! Do czasów premiera Costasa Simitisa było to państwo opiekuńcze, które nie prywatyzowało gospodarki. W 1995 r. Simitis rozpoczął wielki program uzdrowienia gospodarczego. To pozwoliło Grecji kilka lat później dołączyć do strefy euro. Dziś jest zbyt wcześnie, by iść daleko w szukaniu analogii między Grecją a Polską: drogi mamy kiepskie, a grecki dochód narodowy jest dwukrotnie wyższy niż w Polsce.

Choć trzeba przyznać, że członkostwo w Unii nie rozwiązało wszystkich problemów Grecji. Nie udała się np. reforma rolnictwa. Być może zadecydowało o tym nastawienie wspólnej polityki rolnej, która nie traktowała jednakowo upraw z południa i z północy Europy. Chłop francuski miał w sprawie polityki rolnej więcej do powiedzenia niż grecki czy portugalski.

W jaki sposób przeszło dwadzieścia lat temu Grecja negocjowała warunki wstąpienia do Unii? Czy można porównywać jej i naszą drogę do członkostwa?
To dwie różne historie. Warunkiem przyjęcia danego państwa do UE jest opinia Komisji Europejskiej. W przypadku Grecji Komisja uznała, że państwo to nie spełnia odpowiednich kryteriów. Ta opinia została anulowana werdyktem Rady Europejskiej - to jedyny przypadek tego rodzaju w historii wspólnoty. Gdyby Polska została negatywnie zaopiniowana przez Komisję, nie mielibyśmy czego szukać w Unii.

Skąd taryfa ulgowa dla Grecji? U schyłku lat 70. Europa obawiała się, że Grecja może pójść drogą Jugosławii i znaleźć się w orbicie ZSRR. Stąd inne wobec niej wymagania niż dziś wobec Polski. To Unia chciała Grecji, ta zaś niekoniecznie chciała Unii. Kiedy Grecja stała się jej pełnoprawnym członkiem, w wyborach zwyciężył Andreas Papandreu - jego kampanię zdominowały hasła antywspólnotowe. Przed przystąpieniem do Unii nie odbyło się referendum, gdyby doszło do niego - Grecy zapewne opowiedzieliby się przeciw UE.

Jak dziś przeciętny Grek ocenia wstąpienie do Unii?
Przeciętny Grek nie zastanawia się nad tym. Nie istnieje partia - z wyjątkiem komunistów - która pragnęłaby wycofania Grecji z UE. Grecy nie lękają się też poszerzenia Unii, odwrotnie - proces ten postrzegają jako szansę dla siebie. Eurobarometr wykazuje, że ok. 70 proc. społeczeństwa opowiada się za przyjęciem do UE nowych państw. Nie zapominajmy, że Grecja nie sąsiaduje z żadnym członkiem wspólnoty, więc Grecy nie mają uprzedzeń wobec sąsiednich narodów, jak Niemcy czy Austriacy. Jako jedno z nielicznych państw UE, Grecja zadeklarowała, że nie zastosuje okresu przejściowego na wolny przepływ osób. Dla Greków prawdziwym problemem są nielegalni imigranci z Albanii - lecz kraj ten w najbliższej przyszłości nie znajdzie się w Unii.

W Unii dominuje tradycja łacińska, w Grecji - prawosławna. Czy nie stwarza to problemów?
Powiedziałbym, że Unia czasem widziana jest przez Hellenów jako wspólnota dużych narodów Północy. Grecy boją się dyrektoriatów, pomijania interesów mniejszych państw, spychania Południa w Unii na drugi plan- to też często zawiązują koalicje, np. z Portugalczykami.

Co kształtuje tożsamość współczesnych Greków? Czy przystępując do Unii, wyrażali - jak niektórzy Polacy - obawy o jej utratę?
To nie lęk o utratę tożsamości był powodem, dla którego Grecy nie chcieli wstąpić do UE, ten problem dla nich nie istniał. Choć współczesna Grecja niewiele ma wspólnego z antyczną, to w pewnym stopniu zachowana została ciągłość kulturowa - mimo że po upadku klasycznej Grecji spadkobiercą antyku stało się Bizancjum, poddane potem panowaniu otomańskiemu, w pewnym momencie weneckiemu, nie sposób też zapomnieć o krucjatach „frankijskich”, jak je Grecy do dziś nazywają. Naród i tożsamość przetrwały - dzięki religii, podobnie jak i u nas podczas zaborów. Od powstania greckiego minęło prawie 190 lat, proces budowania nowego państwa trwa już dwa wieki. To pozwoliło okrzepnąć narodowi, nie lękać się o tożsamość.

Grecja boryka się z nierozwiązanymi problemami zewnętrznymi. Przede wszystkim Cypru, ale i Macedonii...
Problem Macedonii ma znaczenie wyłącznie symboliczne, Ateny nie zgadzają się, by pojugosłowiańska republika nosiła nazwę, która - zdaniem Greków - należy do ich historycznego dziedzictwa. Spór wydaje się bliski rozwiązania, tym bardziej, że Ateny to dla Skopje najważniejszy partner gospodarczy i polityczny.

Co się tyczy relacji między Grecją a Republiką Cypru - są fantastyczne. Spór toczy się bezpośrednio między Republiką Cy-pryj ską a nie uznawaną przez większość krajów (m.in. przez Grecję i Polskę) Turecką Republiką Cypru Północnego. Strona turecka nie akceptuje postanowień gremiów międzynarodowych, a sama zarzuca to również Nikozji. To z kolei wpływa na stosunki grecko-tureckie. W ostatnim czasie i w tej kwestii dostrzega się pozytywne zmiany - głównie za sprawą polityki ministra spraw zagranicznych, Georgiosa Papandreu. Na szczycie UE w Helsinkach Grecja wycofała zastrzeżenia wobec oficjalnego zgłoszenia kandydatury Turcji do Unii. Dziś Ateny podkreślają, że by stać się członkiem Unii, Ankara musi spełnić takie same warunki jak inni kandydaci. A z tym wiąże się problem - w Turcji problematyczna jest cywilna kontrola nad armią, nie w pełni przestrzegane są prawa człowieka, o czym wiedzą nie tylko Grecy.

Istnieją przesłanki, by być optymistą w kwestii stosunków grecko-tureckich. Zmiany dokonują się wśród elit politycznych, ale także w stosunkach między zwykłymi ludźmi. Grecy byli jednymi z pierwszych, którzy pospieszyli z pomocą Turcji, gdy w 1998 r. zdarzyło się tam trzęsienie ziemi. Kilka miesięcy później trzęsienie ziemi dotknęło Ateny, i z pomocą pospieszyli Turcy. Tragedie te zmieniły wzajemne postrzeganie. Kiedyś szedłem ateńską ulicą z pewnym Grekiem. Ujrzeliśmy samochód z turecką rejestracją. Grek powiada: „Odważny człowiek, przecież mogą mu zdemolować samochód”. Dziś to niemożliwe, w Atenach widać tureckich biznesmenów, w Turcji - greckich. Nikt już nie musi być odważny, by zostawić samochód na ulicy. Myślę, że trzęsienia ziemi - i towarzyszące im po obu stronach gesty solidarności - pozwoliły Georgiosowi Papandreu zmienić grecką politykę wobec Turcji.

Co Grecy wiedzą o Polsce i Polakach?
Nieco mniej niż Polacy o Grecji, a że Polacy o Grecji wiedzą niewiele, odpowiedź jest prosta. Pierwsze polskie nazwisko, jakie przychodzi do głowy przeciętnemu Grekowi, to Krzysztof Warzycha, piłkarz grający w Panatinajkosie Ateny. Strzelił najwięcej goli w historii ligi greckiej, a piłka klubowa jest tam na wysokim poziomie, choć reprezentacji tego kraju szczęście nie sprzyja.

Oczywiście, każdy wie, że Jan Paweł II jest Polakiem. Przed pielgrzymką Papieża do Grecji w maju 2001 r. badania opinii publicznej wskazywały, że większość społeczeństwa (a przecież to naród prawosławny) jest zdecydowanie przeciwna pielgrzymce - ale po papieskiej wizycie większość przyznała, że było to dla nich wydarzenie niezwykłe. W powszechnym wyobrażeniu Polska jawi się jako kraj ludzi dzielnych, którzy walczyli o wolność tak samo heroicznie, jak w XIX i XX w. bili się o nią Grecy. Na tym kończy się wiedza o Polakach, czemu trudno się dziwić: dzielą nas setki kilometrów, ale przede wszystkim różnice tradycji i mentalności.

Skąd w Grecji wzięło się kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków?
To niezbyt wielka grupa, zważywszy, że cudzoziemcy stanowią ponad 10 proc. populacji zamieszkującej Grecję. Najliczniejszą mniejszość stanowi blisko milionowa społeczność Albańczyków, z reguły żyjących w Grecji nielegalnie.

Skąd zaś Polacy? Kiedyś orbisowska wycieczka do Grecji była najprostszym sposobem ucieczki z PRL-u. Wyprawa kosztowała względnie tanio, łatwo było otrzymać paszport, a w Grecji wybrać obóz dla przesiedleńców. Kraj ten był raczej przystankiem w drodze do USA, Kanady czy Australii, choć część uciekinierów pozostała w Grecji, odkrywszy nie tylko jej walory klimatyczne, ale i socjalne, bo bez większych zachodów można było otrzymać pracę i żyć pośród przyjaznych ludzi. Na przełomie lat 80. i 90. w Grecji przebywało ok. 200 tys. Polaków.

Dziś w Atenach mieszka 25 tys. Polaków, a poza stolicą ok. 10 tys. Warto wspomnieć o „Kurierze Ateńskim” - polskim tygodniku, ukazującym się w nakładzie 4,5 tysiąca, a latem, ze względu na turystów, w znacznie większym. Wydawcą „Kuriera” jest Theodoros Benakis, który jako korespondent największego greckiego dziennika „Kathimerini” przyjechał do Polski w 1988 r. i gościł na konferencji poświęconej prawom człowieka, zorganizowanej przez opozycję solidarnościową w krakowskich Mistrzejowicach. Benakis poznał studentkę psychologii i wolontariuszkę zaangażowaną w konferencję. Ania Leonhard jest dziś jego żoną i redaktorem naczelnym „Kuriera”.

I co ważne: wszyscy emigranci polscy czy osoby przebywające w Grecji tymczasowo w pewnym stopniu czują się prawdziwymi Grekami. Wybrałem się kiedyś z przyjacielem i jego córeczką do Maratonu. A tam nie ma nic: kopczyk i niewielkie muzeum. Dziewczynka była rozczarowana: „Tatusiu, po co tutaj przyjechaliśmy, a nie nad morze?”. A on - rdzenny Polak - odpowiada: „Bo w tym miejscu parę tysięcy lat temu rozegrała się ważna bitwa i nasi wygrali”.

Często spotykał się Pan z Grekami, którzy kiedyś emigrowali do Polski, a potem wrócili do siebie?
Po wojnie domowej zamieszkało w Polsce ok. 20 tys. Greków. Kiedy w Grecji zapanował pokój i demokracja, większość z nich powróciła do ojczyzny, nie zapominając o kraju, w którym spędzili część życia. Ludzie ci są wiernymi sojusznikami sprawy polskiej. Współpracują z naszymi placówkami, niektórzy działają w Polsko-Greckim Związku Przyjaźni i Współpracy, którego prezesem jest Jacek Gmoch, znów postać ze świata piłki nożnej.

Grecko-polskie związki mają długą historię. Za symbol tych więzi można uznać rodzinę Papandreu, z której pochodzi minister spraw zagranicznych. Georgios Papandreu z dumą podkreśla, że w jego żyłach płynie polska krew.
Jego prababką była Zofia Minejko, córka wybitnego uczonego Zygmunta Minejki. Rodzina ta przybyła do Grecji po klęsce powstania styczniowego. W październiku 2002 ateńska szkoła polska - największa tego rodzaju placówka podległa polskim władzom oświatowym poza granicami kraju, bo kształci 700 dzieci na poziomie podstawowym, gimnazjalnym i licealnym -otrzymała imię wybitnego uczonego, Zygmunta Minejki. Tablicę pamiątkową wmurowywał Georgios Papandreu. Minister ma wyraźną słabość do ojczyzny przodków. Ale sympatię wobec Polski okazują nie tylko ci, którzy są z nami związani „rodzinnie”. Wielu wspomagało „Solidarność”. Zarazem Grecja najwcześniej przełamała blokadę polityki gen. Jaruzelskiego. Premier Andreas Papandreu, ojciec ministra spraw zagranicznych, już w 1982 r., jako pierwszy polityk zachodni, złożył wizytę w Polsce stanu wojennego. Znam Greka urodzonego i wychowanego w Polsce, internowanego w stanie wojennym za „Solidarność”. Internowani koledzy śmiali się: „Ty siedzisz, a twój premier spotyka się z Jaruzelskim”.

Dlaczego o tym wspominam? By pokazać, jak po wojnie domowej podzielone było społeczeństwo greckie. Podziały te odbiły się także w ocenie bloku komunistycznego: jedni z nadzieją spoglądali na „Solidarność”, inni zaś żyli politycznym pragmatyzmem bądź wiarą w socjalizm. Przed dwudziestu laty Grecja była podzielona, w pewnym sensie podziały trwają do dziś.

W styczniu 2003 Grecja objęła prezydencję w Unii. Co to znaczy dla państw unijnych i kandydujących, takich jak Polska?
Pod grecką prezydencją składaliśmy wniosek o przyjęcie do UE i pod jej prezydencją w kwietniu 2003 na Akropolu pod-piszemy traktat akcesyjny. To ładna rama - od Aten do Aten. Co znaczy grecka prezydencja dla Unii? Sześcioletnie okresy budżetowe UE po trzech latach poddawane są rewizji. Teraz nadchodzi moment, kiedy dokonane będą przesunięcia budżetowe. Trwać będą rozmowy dotyczące reformy wspólnej polityki rolnej - co dla Polski jest sprawą niezmiernie ważną. Toteż grecka prezydencja jest dla nas szansą.

ZDOBYSŁAW MILEWSKI był w latach 1992-93 sekretarzem prasowym Prezesa Rady Ministrów; w latach 1993-97 posłem na Sejm RP; 1999-2002 charge d'affaires ambasady polskiej w Atenach. Dziś jest kierownikiem biura prasowego Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Unia dla Ciebie - Grecja (10/2003)