Oblężenie

Izraelsko-egipska blokada Strefy Gazy uderza w zwykłych ludzi. Rządzący tam Hamas i tak sobie poradzi. "Społeczność międzynarodowa odpowiada za to, że Gaza stała się gettem" - mówi Ewa Jasiewicz.

26.01.2010

Czyta się kilka minut

Kiedyś, dawno temu, małe chipsy kosztowały pół szekla. Odkąd wszystko zaczęło przychodzić do nas tunelami z Egiptu, kosztują szekla. Duża paczka kosztowała 5, teraz 10 szekli. Wszystko jest z tuneli, bo Żydzi... to znaczy, bo Izraelczycy blokują nas z każdej strony" - tak dziewięcioletnia Sirin, mieszkanka Gazy, opowiadała Amirze Hass, dziennikarce izraelskiej gazety "Haaretz".

Dla Amiry Hass wizyta w Gazie nie jest czymś wyjątkowym: mieszkała tam kiedyś przez kilka lat (od 1993 r.), a teraz powraca do niej, raz po raz - zwykle nielegalnie. W oczach rządu Izraela i zdecydowanej większości współobywateli to, co robi Hass, jest wyrazem awanturnictwa albo wręcz szaleństwa.

***

Blokada Gazy jako "wrogiego terytorium" - lądowa i morska - została nałożona w czerwcu 2007 r. Najpierw była to blokada izraelska. Dziś jest izraelsko-egipska, poparta międzynarodowym milczeniem. Do Gazy mało co wjeżdża, jeszcze mniej z niej wyjeżdża. Wszystko, co potrzebne do życia zwykłych ludzi (ale także broń dla Hamasu), idzie tunelami, o których mówiła mała Sirin. Wejścia do nich znajdują się w Egipcie i w Gazie. Także kredki, zeszyt i piórnik dziewięciolatki przyszły tunelem. - Im kto wyżej postawiony w Hamasie, tym ma lepsze tunele i tym więcej kasy z nich kosi - wyjaśnia Samir, którego rodzina w Gazie zajmuje się "tunelarstwem". Są małe tuneliki, takie na szczupłą osobę; są ponoć i takie, że nawet samochód przejedzie.

Ile ich jest? O to pytał w Gazie w pierwszych dniach tego roku Tomasz Grzyb, fotoreporter z Polski. Jedni mówili, że 400, inni, że nawet 1000. - Kto by je tam liczył - przewracają oczami miejscowi. - Ważne, że są, bo dzięki nim Gaza żyje.

Ale do czasu: Egipt zaczął właśnie budowę muru, który ma odciąć komunikację tunelami. Stalowy mur ma wrzynać się na 30 metrów pod ziemię. Oficjalny powód to powstrzymanie dopływu broni do Gazy. Ale skutkiem będzie również powstrzymanie dopływu wszystkiego.

Władzom w Kairze nikt nie patrzy na ręce. Egipt nie ma swojej Amiry Hass, która, nawet jeśli nieakceptowana, mogłaby wykrzyczeć, że hańbą jest otaczanie innych murem. Jeśli Egipt miałby swoją Hass, pewnie szybko by ją uciszono. Izrael tak nie zrobi, nawet jeśli w Tel Awiwie postrzegają Hass jako "wewnętrzne zagrożenie". Zagrożeniem, z punktu widzenia Izraela, jest przede wszystkim sama Gaza: nawet zablokowana i kontrolowana. Hamas nie przestał bowiem nawoływać na swoich wiecach do "stawiania oporu syjonistycznemu najeźdźcy". Jego słowa znajdują posłuch, z Gazy raz po raz wylatują w kierunku Izraela domowej roboty rakiety, tzw. kasamy, terroryzując izraelskie pograniczne wsie i miasteczka.

Proporcjonalnie do odczuwanego zagrożenia, podczas trwającej rok temu ofensywy na Gazę, Izrael wypuścił swoje F-16. Dołożył pociski z białym fosforem, których użycia na terenach zaludnionych zabrania międzynarodowe prawo. Gazę uwsteczniono: spłonął największy magazyn z mąką i lekami administrowany przez Agencję ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim, zniszczono tysiące domów, szkoły, szpitale, meczety. Gaza do dziś nie podniosła się po zniszczeniach, na jej terytorium nie są wpuszczane materiały do odbudowy. To, co dociera, to namiastka potrzeb: ONZ-owska ciężarówka, łódka Ruchu Wolna Gaza (Free Gaza Movement), a na niej trochę cementu, leków, żywności.

***

W listopadzie 2008 r. taką łódką Wolnej Gazy przypłynęła Amira Hass. Planowała zostać do końca stycznia; gdyby tak się stało, w Gazie zastałaby ją izraelska Operacja "Płynny Ołów". "Niestety, Hamas nie dał mi pracować" - czytam jej pospieszny e-mail. - "Zapewnili mi 24-godzinną ochronę, twierdząc, że to dla mojego bezpieczeństwa". Amira wyjechała po trzech tygodniach; wcześniej zdążyła porozmawiać z małą Sirin. "Gdy tylko skończyła się ofensywa, wróciłam przez przejście w Rafah. Zostałam pięć miesięcy. Pisałam bez przerwy, zbierając dziesiątki świadectw z okresu ofensywy. Hamas zostawił mnie tym razem w spokoju" - pisze dalej.

Za każdym razem, gdy Amira Hass opuszcza Gazę, zostaje aresztowana i przesłuchana przez służby izraelskie. Popełnia bowiem wykroczenie: pobyt na terytorium uznanym za wrogie i złamanie zakazu wstępu (wydanego izraelskim dziennikarzom po porwaniu przez Hamas w 2006 r. szeregowca Gilada Szalita). Dziś w praktyce zakaz dotyczy tylko Amiry Hass, bo żaden inny izraelski dziennikarz do Gazy nie jeździ.

***

- Społeczność międzynarodowa jest odpowiedzialna za to, że Gaza stała się gettem - uważa Ewa Jasiewicz, koordynatorka Ruchu Wolna Gaza. Polka, urodzona i wychowana w Wielkiej Brytanii, podczas izraelskiej ofensywy przebywała w Gazie, pracowała w palestyńskich karetkach pogotowia. - Gaza to nie sprawa tylko palestyńska czy arabska. Gaza jest wyzwaniem dla człowieczeństwa i jako człowiek nie mogę się temu w milczeniu przyglądać - uważa Jasiewicz.

W styczniu 2010 r., w rocznicę izraelskiej ofensywy, do Gazy przybywały delegacje tych, którzy też "nie chcą się obojętnie przyglądać". Najpierw przybył Marsz Wolności Gazy (Gaza Freedom March), potem konwój zorganizowany przez kontrowersyjnego brytyjskiego parlamentarzystę George’a Gallowaya. W końcu, kilka dni temu, grupa 50 polityków z różnych krajów Europy (z Polski trójka: z PiS Jolanta Szczypińska i Zbigniew Kozak, z SLD Henryk Milczarek). - Politycy byli poruszeni, dla wielu była to jedyna okazja konfrontacji z rzeczywistością - mówi Arafat Szukri, przewodniczący Europejskiej Kampanii przeciw Oblężeniu Gazy (European Campaign to End the Siege on Gaza), która zorganizowała wyjazd.

Do Kairu przyjechało 1361 osób z 43 krajów, aby wziąć udział w Marszu Wolności Gazy - pisała w tych dniach Amira Hass na łamach "Haaretza". Wstęp do Gazy zostanie im jednak odmówiony, staną oko w oko z egipską policją. "Szkoda - ciągnie Hass - Egipcjanie nie dadzą nam zobaczyć, co się stanie, kiedy ta oddolna, przejrzysta inicjatywa spotka się z reżimem Hamasu".

Ostatecznie Egipt wpuści tylko sto osób i tylko na trzy dni. W tej grupie będzie Amira Hass, córka ocalałej z Holokaustu Hanny Hass. To matka wpoiła Amirze, aby nie stać z boku. Dlatego znów wybiera się do Gazy.

Magdalena Qandil (ur. 1981) jest dziennikarką zajmującą się tematyką Bliskiego Wschodu, gdzie obecnie mieszka. Studia z tej tematyki ukończyła w londyńskiej School of Oriental and African Studies. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi z Syrii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2010