Obława na Messiego

Murtaza Ahmadi, afgański chłopiec, umyślił sobie, że zostanie następcą Lionela Messiego. Ma dopiero siedem lat, a już przekonuje się, że choć marzenia, nawet te największe, spełniają się, to przewrotny los potrafi też odebrać wszystko, co dał.
w cyklu STRONA ŚWIATA

11.12.2018

Czyta się kilka minut

Murtaza Ahmadi w koszulce, którą otrzymał od Leo Messiego. Kabul, 26 lutego 2016 r. /  / Fot. Rahmat Gul/AP/East News
Murtaza Ahmadi w koszulce, którą otrzymał od Leo Messiego. Kabul, 26 lutego 2016 r. / / Fot. Rahmat Gul/AP/East News

O istnieniu Murtazy świat dowiedział się w styczniu 2016 roku za sprawą zagranicznego dziennikarza, który zabłąkał się do zapomnianego przez Boga i ludzi, ubogiego powiatu Dżaghori w prowincji Ghazni. Cudzoziemcowi wpadł w oko afgański brzdąc, który uganiał się za piłką, ubrany w zrobioną z plastikowej torebki koszulkę w białe i niebieskie pasy, barwy drużyny Argentyny, z wymalowanym flamastrem numerem 10 i nazwiskiem Messiego. Koszulkę zrobił mu starszy brat, litując się nad malcem, którego rodziców nie stać było na kupno choćby najtańszej podróbki piłkarskiej koszulki, jakie sprzedają na bazarach w Ghazni. Dziennikarz zrobił chłopcu kilka zdjęć, które potem umieścił na internetowej witrynie. Nie spodziewał się, że wywołają aż taki rozgłos.

Fotografia Murtazy obiegła cały świat, stała się sensacją internetu. Obejrzał ją też sam Lionel Messi w Barcelonie. Argentyńczyk polecił swoim agentom odnaleźć małego Afgańczyka i przekazać mu w prezencie piłkę futbolówkę i dwie prawdziwe koszulki reprezentacji Argentyny, na której piłkarz złożył swój autograf. Messi pełniący honorowe obowiązki ambasadora Funduszu Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci UNICEF, (był czas, całkiem niedawny, gdy Barcelona, w której na co dzień gra Messi była jedną z niewielu na świecie drużyn, której zawodnicy na klubowych koszulkach nosili napis UNICEF, a nie reklamy możnych sponsorów; w 2011 roku klubowe władze podpisały jednak intratny kontrakt z szejkami z Kataru i napis UNICEF został przeniesiony na plecy koszulek, a na piersiach pojawiła się reklama katarskich linii lotniczych) obiecał też, że jeśli tylko nadarzy się okazja, chciałby poznać Murtazę osobiście.

Fotografia i przekleństwo

Okazja nadarzyła się prawie rok później, w grudniu 2016 roku, równo dwa lata temu, gdy drużyna Barcelony z Messim zjechała do katarskiej stolicy Dohy, by rozegrać tam pokazowy mecz z saudyjskim zespołem Al Ahli. Szejkowie z Kataru, którzy w 2022 roku przeprowadzą u siebie w kraju pierwszy na Bliskim Wschodzie finałowy turniej o mistrzostwo świata w piłce nożnej, nie przepuścili okazji, by przy okazji wizyty Messiego zrobić sobie dodatkową reklamę. Na własny koszt ściągnęli do Dohy małego Murtazę wraz z ojcem.

Chłopiec nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu. Nie tylko spotkał się z Messim i na własne oczy zobaczył idola, ale ściskając rękę Argentyńczyka wyszedł wraz z nim i całą drużyną Barcelony na murawę, ustawił piłkę na środku boiska, pozował z drużyną Barcelony do zdjęć. Tak mu się to wszystko spodobało, że ani myślał wracać na trybuny i żeby zacząć mecz sędzia musiał go na rękach znieść z boiska.


STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o  tych częściach świata, którae rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty w cyklu są dostępne za darmo. CZYTAJ TUTAJ →


Wydawało się, że przypadkowa fotografia odmieni życie rodziny Ahmadich, z nędzarzy uczyni ich wybrańców losu. Spadł na nią deszcz darów i ofert. Jedni dobrodzieje obiecywali kupować małemu Murtazie piłki, koszulki i piłkarskie buty, inni zobowiązywali się zapewnić chłopcu profesjonalne, piłkarskie treningi. Chłopiec twierdzi, że na pożegnanie w Katarze, sam Messi powiedział mu: „załatwię ci coś, jak trochę podrośniesz”. Tak przynajmniej przetłumaczono mu słowa Argentyńczyka.

Okazało się jednak, że fotografia, która miała poprawić dolę Murtazy i jego rodziny, ściągnęła na nich przekleństwo. „Życie stało się nie do zniesienia” – ojciec Murtazy, Mohammad Arif Ahmadi żalił się zagranicznych dziennikarzom po powrocie z Kataru. – „Najpierw zaczęły się dziwne telefony. Pomyślałem, że to mogą być pospolici przestępcy, którzy porywają ludzi dla okupu. W Ghazni pełno tu takich. Mogło im przyjść do głowy, że z powodu rozgłosu, jaki spadł na Murtazę, dorobiliśmy się Bóg wie jakich pieniędzy, że Messi nam zapłacił. Ale przeraziłem się nie na żarty kiedy dostałem list z pogróżkami od talibów”.

Uciec przed sławą

O tym, że nadawcą listu są talibowie, powiedział mu kierowca, który przywiózł przesyłkę. Talibowie pytali, dlaczego jego syn nie studiuje Koranu w przymeczetowej szkole, a zamiast tego marnuje czas, uganiając się za piłką.

Bo kiedy rządzili w Afganistanie w latach 1996-2001, zakazali wszelkich rozrywek, odciągających uwagę wiernych od modlitwy, a piłkarskie stadiony służyły za miejsca publicznych kaźni. „Czasami zaglądali do szkoły i wypytywali o Murtazę, grozili, że go dopadną i porąbią na kawałki” – załamywała ręce matka chłopca, Szafika. – „Nocami wokół naszego domu włóczyli się jacyś podejrzani ludzie… Baliśmy się, że nam go porwą… Przez dwa lata nie wypuszczaliśmy go więc z domu. Nie chodził do szkoły, nie wychodził nawet na ulicę żeby pobawić się z innymi dziećmi czy pokopać piłkę. Ileż bym dała żeby to wszystko nigdy się nie stało, żeby Murtaza nie stał się tak sławny!”

Kiedy telefony z pogróżkami zaczęły się powtarzać, w kwietniu 2016 roku ojciec Murtazy sprzedał dobytek, zapakował rodzinę do samochodu i wywiózł żonę i piątkę dzieci (Murtaza jest najmłodszy z rodzeństwa) do Pakistanu.

Najpierw myśleli, by osiąść w Islamabadzie, ale życie w pakistańskiej stolicy okazało się za drogie. Wylądowali więc w Kwetcie, stolicy położonej nad afgańską granicą prowincji Beludżystan, dokąd od dziesięcioleci chronią się przed wojną chłopi z afgańskiego południa. Ironia losu sprawiła, że ojciec Murtazy uciekał z Afganistanu przed talibami, a wylądował w Kwetcie, gdzie ci sami talibowie założyli sobie wygnańczą stolicę i kwaterę główną. Ojciec Murtazy pocieszał rodzinę, że długo w Kwetcie nie zabawią, a talibowie nie nadużyją przecież gościny pakistańskich gospodarzy i nie ośmielą się podnieść na nich ręki, wywołać międzynarodowego skandalu. Nie chcąc wodzić losu na pokuszenie, ojciec Murtazy co prędzej wybrał się w podróż do Islamabadu, do tamtejszej ambasady USA i poprosił o azyl polityczny dla siebie, sławnego syna i całej rodziny. Prośby o azyl złożył też w kilku innych zachodnich ambasadach. Czekał cierpliwie długie miesiące, nie zrażając się kolejnymi odmowami. W końcu jednak Ahmadim skończyły się pieniądze i postanowili wrócić do Afganistanu, do rodzinnej wioski.

Koszulki i futbolówka

W powiecie Dżaghori od zawsze mieszkali skośnoocy Hazarowie. Ich sąsiedzi, Pasztuni, a także Tadżycy i Uzbecy mają ich za gorszych od siebie, przybłędów, bękartów. Hazarowie są bowiem potomkami Mongołów, którzy przed wiekami najeżdżali, grabili i podbijali afgańskie ziemie. Dodatkowym powodem niechęci Pasztunów do Hazarów jest fakt, że są szyitami podczas gdy większość Afgańczyków wyznaje sunnicką odmianę islamu. Talibowie, sunniccy fanatycy, widzą w Hazarach odszczepieńców i najgorszych wrogów.

Rodzina Murtazy pocieszała się, że ponieważ w Dżaghori mieszkali niemal wyłącznie Hazarowie, talibowie, wywodzący się niemal wyłącznie z Pasztunów, pojawiali się tam z rzadka, nie mieli w powiecie stałych obozowisk, ani kryjówek. W sierpniu jednak w całej prowincji Ghazni, nie tylko w powiatach pasztuńskich, ale także hazarskich wybuchła wielka wojna. Talibowie, z każdym miesiącem rozszerzający swoje partyzanckie królestwo, zaatakowali stolicę, miasto Ghazni, a także przecinającą prowincję najważniejszą drogę kraju, wiodącą z Kabulu do Kandaharu i dalej na zachód, do Heratu nad irańską granicę. W listopadzie, kiedy talibowie podeszli pod wioskę Ahmadich, ojciec Murtazy ponownie zarządził rodzinną ucieczkę. Razem z nimi, obawiając się talibów i pogromu, uciekło z Dżaghori ponad cztery tysiące rodzin, dwie trzecie ludności powiatu.

Po raz drugi rodzina Ahmadich porzucała domostwo, tym razem w panice, pośród strzelaniny, w środku nocy. Aby sąsiedzi i towarzysze niedoli nie rozpoznali w Murtazie sławnego malucha, przyjaciela Messiego, matka kazała mu ukryć twarz pod jej chustą. Nie pozwoliła mu też zabrać z domu piłkarskich koszulek z autografami Messiego, ani podarowanej mu przez Argentyńczyka futbolówki.

Uciekli do Bamjanu, sławnego z największych na świecie, wykutych w skałach posągów Buddy, które talibowie przed laty zniszczyli. Uznali je za obrazoburcze, kazali swoich żołnierzom strzelać do nich, z czołgów i dział, a w końcu wysadzili je w powietrze.

Do Bamjanu, ojczyzny Hazarów, talibowie się prawie nie zapuszczają. Rodzina Ahmadich znalazła schronienie w jednym z meczetów. Ojciec zostawił żonę i dzieci pod opieką brata, Asifa, a sam wrócił do Dżaghori, skąd afgańskie wojsko rządowe wyparło talibów. Pojechał, żeby przypilnować domu, dobytku i pola. Rodzinie jednak wracać zakazał, powiedział, że w Bamjanie będą bezpieczniejsi.

Chłopiec od Messiego

Ale w Bamjanie też nie zaznali spokoju. Miejscowi bandyci, żyjący z rabunku kupieckich karawan i podróżnych szybko zwiedzieli się, że w okolicy pojawił się chłopiec, którego sam Messi zaprosił do Kataru na mecz. Stryj Asif skarżył się dziennikarzom, że przeróżni watażkowie, jeden przez drugiego, przychodzili do niego grożąc, że zabiją Murtazę jeśli nie odda im pieniędzy, podarowanych mu rzekomo przez najlepszego piłkarza świata. „Jesteś bogaty, mówili, podziel się z nami pieniędzmi Messiego, bo inaczej porwiemy ci bratanka” – wspominał Asif Ahmadi. Szóstego dnia pobytu w Bamjanie nie zdzierżył pogróżek i zabrał całą rodzinę do Kabulu.

Rok po najszczęśliwszym dniu w jego siedmioletnim życiu, Murtaza Ahmadi jest uchodźcą, pozbawionym domu, skazanym na poniewierkę. Wraz ze stryjem, matką i rodzeństwem gnieździ się w ciasnej, nieogrzewanej izbie, za której najem muszą płacić prawie sto dolarów miesięcznie. Utrzymują się z pomocy, świadczonej ofiarom afgańskiej wojny przez zagraniczne organizacje dobroczynne. Matka Murtazy martwi się zimowymi chłodami, z powodu których jej najmłodszy syn wciąż choruje. Znów prawie nie wychodzi z domu, a znudzony marudzi, że chce do szkoły i grać w piłkę nożną jak Messi.

Najstarszy brat, Humajun, który dwa lata foliową torbę przerobił na sławną piłkarską koszulkę Murtazy, przyznał w rozmowie z zagranicznym dziennikarzem, że żalu mu barat, ale w sumie to cieszy się, iż nie wychodzi z domu. „Tak jest lepiej dla niego i dla nas wszystkich” – powiedział. – „Boimy się, że jak się ludzie w końcu o nas zwiedzą i rozejdzie się po okolicy, kto mieszka w ich sąsiedztwie, wszystko zacznie się od nowa i znów będziemy musieli uciekać”.


CZYTAJ TAKŻE:

Michał Okoński: Celebryta? Multimilioner? Idol? Słup reklamowy? Podatkowy przestępca? Pozbawiona emocji maszyna do wygrywania? Trzydziestolatek z umysłowością dwunastolatka? Zanim osądzicie – śpieszcie się kochać Leo Messiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej