O czym śni Kosowo

Na dziesiątą rocznicę ogłoszenia niepodległości Kosowianie życzą sobie mniej podziałów, więcej Europy i wiary, że zajdą tak daleko jak Rita Ora.

12.02.2018

Czyta się kilka minut

Pomnik Newborn w Prisztinie, luty 2017 r. / FACEBOOK / NEWBORN MONUMENT
Pomnik Newborn w Prisztinie, luty 2017 r. / FACEBOOK / NEWBORN MONUMENT

Co roku, 17 lutego, mieszkańcy Kosowa sprawiają sobie prezent: prawie nowy pomnik. Długi na 24 metry i wysoki na 3 metry, trójwymiarowy napis „Newborn” (ang. nowo narodzony) w centrum stołecznej Prisztiny jest przemalowywany nie do poznania. W poprzednich latach pokrywały go białe obłoki na tle błękitnego nieba, zamknięte w gęstej sieci drutów kolczastych. Albo namalowane na nim szare cegły muru, a litery „n” i „w” w słowie „Newborn” położono, by stały się zarazem częścią wymalowanego na chodniku napisu „No walls” (ang. żadnych murów).

– Pomnik „Newborn” odsłonięto w dniu, w którym proklamowaliśmy niepodległość – wyjaśnia mi Ibrahim, 21-letni mieszkaniec Prisztiny. – Od razu stał się kultowy. Każdy chce go zobaczyć, zrobić sobie z nim zdjęcie. My za jego pomocą opowiadamy, o czym marzymy: o swobodzie podróżowania, o przezwyciężeniu izolacji i podziałów. Dziś, przed dziesiątą rocznicą ogłoszenia niepodległości, marzenia Kosowian wydają się równie trudne do zrealizowania jak dekadę temu. Serbia, od której odłączyła się ówczesna kosowska prowincja, wciąż nie uznała Kosowa (jak dotąd uczyniło to 114 państw, w tym Polska).

Belgrad nadal silnie wspiera też miejscowych Serbów. W społeczeństwie Kosowa, zdominowanym w ponad 90 proc. przez ludność albańską, Serbowie – w większości mieszkający na północy kraju – stanowią kilka procent. To ok. 140-150 tys. ludzi w niespełna dwumilionowym społeczeństwie (o dokładne dane trudno, bo spis powszechny w 2011 r. został przez Serbów zbojkotowany). Ale skutecznie manifestują swoją odrębność.

Niespokojnie na północy

To na północy w ostatnich latach dochodziło do najsilniejszych tarć między Serbami a Albańczykami, które od czasu do czasu przeradzały się w krwawe zamieszki. Od 2013 r., głównie dzięki mediacjom Unii Europejskiej, region ten cieszy się częściową autonomią. Nie oznacza to jednak, że napięcia zniknęły. Szczególnie mocno wybrzmiały w ostatnich miesiącach.

Pod koniec listopada 2017 r. domy dwóch serbskich funkcjonariuszy Sił Bezpieczeństwa Kosowa w miejscowości Zubin Potok obrzucono granatami. Natomiast w połowie stycznia 2018 r. w Mitrovicy zastrzelono Olivera Ivanovicia, lidera Partii Socjaldemokratycznej i jednego z najbardziej znanych serbskich polityków w Kosowie. Ivanović został postrzelony przed biurem swojej partii z przejeżdżającego samochodu; dostał pięć kul. Sprawca zbiegł, auto porzucił i spalił. Nikt nie przyznał się do zabójstwa.

Prezydent Serbii Aleksandar Vučić, który cztery dni później przyjechał na miejsce śmierci Ivanovicia, obiecał, że morderca zostanie ujęty bez względu na to, jakiej jest narodowości. Jednocześnie przypomniał, że „Serbowie żyją w Kosowie od zawsze” i obiecał im wsparcie oraz ochronę.

Gdzie Krym, gdzie my

Kosowscy Albańczycy porównują politykę Serbii wobec regionu Mitrovicy do rosyjskich działań wobec Krymu, które ostatecznie doprowadziło do jego aneksji. Po krymskie analogie sięgają zresztą także Serbowie. Na ścianach budynków w siedzibie administracyjnej regionu, 85-tysięcznym mieście o takiej samej nazwie Mitrovica, powtarza się graffiti powiązanych węzłem flag Serbii i Rosji. Z podpisem: „Kosowo to Serbia, tak jak Krym to Rosja”.

Podobne murale występują jedynie w północnej części miasta. W południowej dominują hasła „Wszyscy Serbowie to dranie”, wypisywane pod pomnikami albańskich partyzantów z Armii Wyzwolenia Kosowa (UÇK). Bo Mitrovica podzielona jest na dwie części: północną, zamieszkaną przez Serbów, i południową, zamieszkaną przez Albańczyków.

Granicę między nimi wyznacza rzeka Ibar. Po jej przekroczeniu zanikają meczety, a pojawiają się cerkwie. Znika też w sklepach euro (oficjalna waluta Kosowa), płacić można tylko w serbskich dinarach. A dwugłowy orzeł na czerwonym tle – godło Albanii – ustępuje miejsca pasom czerwieni, niebieskiego i bieli, kolorom serbskiej flagi.

Jeszcze do niedawna na ustawionych przy moście prowizorycznych checkpointach Serbowie pilnowali, by Albańczycy nie zapuszczali się do północnej części miasta. W 2014 r. punkty kontrolne zniknęły, potem most został gruntownie wyremontowany przez Unię. Bruksela liczyła, że w ten sposób zbliży do siebie dwie społeczności. Serbowie nadzieje te rozwiali. W grudniu 2016 r. zaczęli budować przy moście dwumetrowy mur z betonu.

– Mitrovica podzielona jest między dwa państwa: na północ od Ibaru jest Serbia, na południe Albania. A państwa zazwyczaj oddziela granica, prawda? Toteż mieliśmy prawo granicę tę zaznaczyć – tłumaczy mi 20-letnia Aleksandra, Serbka. – Tyle tylko, że wtrąciła się Unia. Wszyscy mówią, że Merkel zagroziła Vučiciowi [wtedy był premierem Serbii – red.], że jeśli na to pozwoli, Serbia może zapomnieć o członkostwie.

Na murze się nie skończyło. W styczniu 2017 r. z Belgradu do Mitrovicy ruszył pociąg obklejony w barwy serbskiej flagi, z napisem „Kosowo należy do Serbii” w 20 językach. Ale do stacji końcowej nie dojechał, władze Kosowa zatrzymały go na granicy z Serbią.

Pod naciskami Brukseli mur w Mitrovicy został ostatecznie rozebrany w lutym 2017 r. Kilka dni później pomnik „Newborn” w Prisztinie pomalowano w szare cegły, z jasnym przesłaniem: nigdy więcej. Jednak w miejsce muru szybko wyrosły barykady z palet, ogrodzenia z siatek i prowizoryczne zapory. Oficjalnie z powodu przebudowy drogi. Ale miejscowi Serbowie szczerze przyznają: skoro nie pozwolili nam zbudować muru, przynajmniej w ten sposób odgrodzimy się od Albańczyków.

Unijne wysiłki, NATO-wskie pomniki

Unijne wysiłki na rzecz zasypania politycznej przepaści między Serbią a Kosowem, tak dobrze widoczne w Mitrovicy, to część strategii mającej na celu integrację państw Bałkanów Zachodnich. Zgryźliwi komentują, że Bruksela przypomniała sobie o Bałkanach, gdy te zaczęły coraz głębiej wpadać w objęcia Rosji i Turcji.

Faktem jest, że to właśnie w kuluarach odbywających się co kilka miesięcy szczytów Unia-Bałkany Zachodnie między bałkańskimi politykami powoli pękają lody. O ile prezydent Serbii Aleksandar Vučić i premier Albanii Edi Rama mają całkiem niezłe relacje, o tyle sytuacja na linii Belgrad-Prisztina nader często bywała podbramkowa. W marcu 2017 r. na szczycie w Sarajewie sukcesem okrzyknięto już sam fakt, że w czasie wielostronnych rozmów premierzy Serbii i Kosowa usiedli przy jednym stole. W czerwcu, w Trieście, złożyli swoje podpisy pod traktatem o współpracy w zakresie transportu. Było to pierwsze międzynarodowe porozumienie, podpisane jednocześnie przez Serbię i Kosowo.

Jakkolwiek podtrzymanie euroentuzjazmu na Bałkanach bywa dla unijnych polityków wyzwaniem, to w Kosowie nie stanowi ono problemu. Nie zmieniła tego nawet afera korupcyjna z unijną misją EULEX w roli głównej, gdy opinia publiczna dowiedziała się, że jej prokuratorzy i sędziowie brali łapówki. Z sondażu przeprowadzanego w lipcu 2017 r. przez Instytut Gallupa wynika, że 84 proc. Kosowian uważa, iż członkostwo w Unii przyniosłoby im korzyści, tylko 4 proc. sądzi, że byłoby ze szkodą dla Kosowa.

Wszyscy pamiętają tu militarne wsparcie, którego udzielił im Zachód wiosną 1999 r. – gdy lotnictwo NATO rozpoczęło naloty na Federalną Republikę Jugosławii, mające zmusić Belgrad do wycofania sił wojskowych, policyjnych i paramilitarnych z Kosowa oraz zaprzestania wojny i represji noszących znamiona czystek etnicznych w Kosowie. Dekadę później w Prisztinie odsłonięto pomnik prezydenta USA Billa Clintona (obok zaś otwarto sklep odzieżowy o nazwie „Hillary”), a pół roku później w mieście Prizren stanął pomnik NATO.

Do dziś większość serwisów, warsztatów samochodowych i parkingów nosi nazwę „Toni” lub „Bler” (pisownia oryginalna), co jest uhonorowaniem Tony’ego Blaira, ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii i jednego z największych zwolenników interwencji w Kosowie.

Spragnieni świata, bez pracy

Od operacji „Allied Force” minęły blisko dwie dekady. Czas wystarczający, by na świat przyszło nowe pokolenie.

Kosowianie to dziś najmłodsze społeczeństwo w Europie: 70 proc. populacji to osoby poniżej 35. roku życia. Widać to zwłaszcza w Prisztinie, gdzie modne kawiarnie dzień i noc wypełnione są młodymi. Przychodzą nie tylko z powodu miłości do kawy, w której rywalizować mogą tylko z Włochami. Po prostu – nie mają co robić.

Według danych Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) bezrobocie w Kosowie wynosi 33 proc., a wśród osób w przedziale wiekowym 15-24 lat aż 58 proc. Powszechna dostępność internetu (dostęp do sieci ma 81 proc. społeczeństwa) sprawia, że Kosowianie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że pozostają w tyle za rówieśnikami z Europy Zachodniej.

– Ci, którzy pracę mają, zarabiają średnio 350-400 euro miesięcznie – marszczy brwi Ibrahim. Sam pracuje w hostelu (jest ich w stolicy coraz więcej). Kosowianie chcą, by świat przyjeżdżał do nich, skoro sami nie mogą swobodnie podróżować. Z kosowskim paszportem wszędzie potrzebują wiz. Skarżą się, że na ich przyznanie czekają nieraz miesiącami.

Komisja Europejska w 2016 r. zaproponowała zniesienie wiz dla obywateli Kosowa, o ile rząd spełni dwa warunki: wytoczy ciężkie działa w walce z korupcją i zorganizowaną przestępczością oraz rozwiąże spór graniczny z Czarnogórą. Jakkolwiek oba warunki są wyzwaniem, obecnie bardziej problematyczny wydaje się ten drugi.

W 2015 r. Kosowo i Czarnogóra podpisały porozumienie demarkacyjne, ale na jego ratyfikację w najbliższym czasie nie ma co liczyć. Jedną z pierwszych decyzji Ramusha Haradinaja, który we wrześniu 2017 r. znów objął urząd premiera Kosowa (był nim już wcześniej, przez trzy miesiące na przełomie 2004 i 2005 r.), było powołanie nowej komisji demarkacyjnej, zdominowanej przez ekspertów krytykujących zawarte porozumienie. Zresztą budzi ono sprzeciw większości społeczeństwa – w przypadku jego ratyfikacji Kosowo straciłoby 8 tys. hektarów terytorium.

Być jak Rita Ora

Wypełnione rzędami cegieł betonowe konstrukcje rosną w mgnieniu oka, wznoszone co kilkadziesiąt metrów, na przestrzeni wielu kilometrów. Tereny wzdłuż drogi prowadzącej z Macedonii do Ferizaj, miasta na południowym wschodzie Kosowa, to jeden wielki plac budowy. Trudno stwierdzić, czy jakiś budynek wzniesiono miesiąc czy może rok temu – wszystkie są nieotynkowane. Większość to powstające bez żadnego planu zagospodarowania samowole. Niemal wszystkie budowane za pieniądze Kosowian, którzy zdecydowali się na emigrację.

Ibrahima to boli. Kiedy pytam go, czego życzy sobie na okrągłą rocznicę ogłoszenia niepodległości, odpowiada: – Żebyśmy wreszcie stanęli na własne nogi, rozwinęli skrzydła. Wiesz, jak Rita Ora.

Piosenkarka, której utwory nie schodzą z pierwszych miejsc brytyjskich list przebojów, pochodzi stąd – z Prisztiny. Gdy miała niespełna rok, jej rodzice opuścili Kosowo (z powodów politycznych) i osiedli w Wielkiej Brytanii. Tam Rita zrobiła karierę. W Kosowie uważana jest za swoją, jakby nigdy nie wyjechała. Ibrahim postrzega ją jako symbol sukcesu, który może osiągnąć każdy Kosowianin. – Grunt, żebyśmy wreszcie przestali myśleć o przeszłości, a zaczęli patrzeć w przyszłość – powiada.

Ale to postulat trudny do realizacji. Na wielu murach w stolicy wysprejowane jest pytanie: „Gdzie jest Ukshin Hoti?”. Wykładowca uniwersytetu w Prisztinie i znany aktywista, swoje zaangażowanie w latach 80. XX w. przypłacił odsiadką w więzieniu. Skazany ponownie w 1994 r. za „stwarzanie zagrożenia dla porządku konstytucyjnego Serbii”, przesiedział kolejne pięć lat. W dniu, w którym miał wyjść na wolność, został przewieziony do więzienia w serbskim Niszu. Odtąd słuch o nim zaginął. Jest jedną z 1700 zaginionych w czasie wojny osób, których los wciąż pozostaje nieznany.

Bardzo małe kroki

A to tylko przykład jednej z licznych niezamkniętych spraw, które utrudniają zasypywanie podziałów między Serbami i Albańczykami.

Ibrahim jest jednak optymistą. – Mój tata opowiadał mi jak kiedyś, w miejscu Bulwaru Matki Teresy w Prisztinie, płynęła rzeka. Jednym brzegiem chodzili Albańczycy, drugim Serbowie. Dziś zamiast rzeki jest szeroka aleja, którą chodzą wszyscy – podkreśla.

Rzeczywiście, w ciągu ostatniej dekady nawet w Kosowie czas nie stał w miejscu. Słynnego XIV-wiecznego prawosławnego monastyru w Gračanicy pod Prisztiną już nie pilnują żołnierze NATO. Choć przy innych wciąż stoją posterunki KFOR (międzynarodowych sił pokojowych), a zwiedzających obowiązuje kontrola. Ale do incydentów dochodzi rzadko.

Minister spraw zagranicznych Kosowa, Behgjet Isa Pacolli, w grudniu 2017 r. zapowiedział intensyfikację rozmów z Belgradem i wyraził nadzieję, że do końca 2018 r. uda się rozwiązać kwestie sporne. Kosowianie nie mieli jednak złudzeń, że na kolejne urodziny Prisztina mogłaby dostać prezent w postaci uznania jej państwowości przez Serbię. Podejrzewali raczej, że deklaracja ta może oznaczać m.in. powrót do rozmów na temat utworzenia wspólnoty serbskich gmin. Miałyby do niej należeć gminy na terenie Kosowa, w których większość stanowią Serbowie.

Śmierć kończy rozmowy

Jednak teraz, po śmierci Olivera Ivanovicia, o rozmowach nie ma już mowy.

W kilka godzin po tym zabójstwie ambasador USA w Kosowie Greg Delawie przestrzegł, że nikt nie powinien wykorzystywać go dla osiągnięcia korzyści politycznych. Na próżno. Serbia zerwała toczące się w Brukseli rozmowy na temat normalizacji stosunków z Kosowem, jak zapowiedziała – aż do czasu wyjaśnienia tej zbrodni. To zaś może potrwać długo.

Większość ekspertów nie podejmuje się prognozować, jaki wpływ śmierć Ivanovicia będzie mieć na stosunki między Serbią i Kosowem. Na Bałkanach bieg wydarzeń może zmienić się z godziny na godzinę.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2018