(Nie)zwykły ksiądz

Ks. Roman Indrzejczyk

13.04.2010

Czyta się kilka minut

W sobotni poranek 10 kwietnia kilkoro przyjaciół otrzymało sms-a od ks. Romana Indrzejczyka: "Pozdrawiam z Katynia". Mieli nadzieję, że może poleciał innym samolotem. Niestety, kapelan prezydenta był w TYM samolocie. Wiadomość wysłał tuż przed startem z Warszawy...

Aby oddać sprawiedliwość ks. Romanowi Indrzejczykowi - temu, jak dobrym był człowiekiem, jak gorliwym chrześcijaninem, jak mądrym księdzem, jak zaangażowanym ekumenistą - trzeba by pół numeru "Tygodnika". Tu nie sposób nawet wymienić wszystkich powodów, dla których warto i trzeba o nim pamiętać.

Urodził się w Żychlinie w 1931 r. Święcenia kapłańskie przyjął 8 grudnia 1956 r. - z rąk Prymasa Wyszyńskiego, wkrótce po jego uwolnieniu z internowania. Przez ponad 20 lat (1964-86) był kapelanem szpitala psychiatrycznego w Tworkach i proboszczem tamtejszej parafii.

Po 13 grudnia 1981 r. przestał się golić - jak starotestamentalni prorocy na znak żałoby. Nękany przez Służbę Bezpieczeństwa, odprawiał Msze za Ojczyznę, na które zjeżdżali ludzie z całej okolicy. Następnie proboszczował (do 2004 r.) na warszawskim Żoliborzu, w parafii Dzieciątka Jezus. Był duszpasterzem służby zdrowia, przez kilka lat także na szczeblu ogólnopolskim. Jako przewodnik górski działał w PTTK, co było także "przykrywką" dla niekonwencjonalnego duszpasterstwa.

Swoją żoliborską parafię potrafił przemienić we wspólnotę - ponad wszelkimi istniejącymi podziałami. W ramach Parafialnego Studium Religijno-Społecznego prowadzono tam wykłady historyczne oraz wieczory poetycko-muzyczne. Było miejsce dla wszystkich: od Jacka Kuronia i Jana Józefa Lipskiego po braci Kaczyńskich i Strzemboszów, a nawet dużo dalej na prawo. Nic dziwnego, że to w salkach katechetycznych u ks. Indrzejczyka zbierała się komisja krajowa nielegalnej Solidarności, a później tam powstawał Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie.

Działał w kręgach ekumenicznych, wciągnął parafię we współpracę z holenderskimi protestantami. Był członkiem Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, przez pewien czas jej wiceprzewodniczącym. Bez wahania zgodził się, by to w jego kościele odbywały się

modlitwy organizowane przez Radę przy okazji żydowskiego święta Simchat Tora. I tak od jesieni 1992 r. w żoliborskim kościele chrześcijanie i Żydzi wyrażali wspólną radość z Tory. Aż do zmiany proboszcza; potem Rada musiała szukać nowego miejsca na modlitwę...

Gdy przeszedł na emeryturę, mogło się wydawać, że to schyłek jego działalności. Nowo wybrany prezydent Lech Kaczyński zaskoczył jednak Prymasa Polski, prosząc, by to ks. Indrzejczyk (zaprzyjaźniony od lat z rodziną Kaczyńskich) został jego kapelanem. Nie bez oporów, Prymas nominację podpisał.

Do działalności prezydenta - i tak ceniącego tradycje Polski jagiellońskiej - ks. Roman wniósł specyficzny akcent duchowy. Przyczynił się do tego, że Lech Kaczyński zaczął zapraszać chrześcijan różnych wyznań na modlitwy ekumeniczne w prezydenckiej kaplicy. Największym echem odbił się jednak inny nowy zwyczaj: zapraszanie polskich Żydów na spotkanie z okazji święta Chanuki. W oknach Pałacu Prezydenckiego płonęły dzięki temu świece chanukowe. Aż wreszcie Lech Kaczyński stał się pierwszym urzędującym prezydentem Rzeczypospolitej, który złożył wizytę w synagodze. Jego kapelan skromnie powtarzał: "Prezydent jest otwarty i nie chciałbym sobie przypisywać żadnych zasług".

Ks. Indrzejczyk słynął z cierpliwości. Buntował się przeciwko złu, strukturom, układom, ale nigdy przeciw człowiekowi. Znał doskonale zło, do jakiego zdolny jest człowiek, ale wierzył, że w głębi serca każdego, prędzej czy później, uda się odnaleźć dobro. Może dlatego był tak cenionym spowiednikiem.

Doświadczał także ludzkiej niechęci, a wręcz nienawiści, ale nie było w nim goryczy. Nie mówił źle o innych. Całym sobą dążył do pojednania. Jeśli już musiał kogoś skrytykować, zawsze obudowywał tę uwagę mnóstwem zastrzeżeń.

Często mówił, że jest zwykłym księdzem, a był niezwykłym. A może taki właśnie powinien być zwyczajny ksiądz? Wspominał, że kiedyś zainspirowały go słowa jednego ze zbuntowanych uczniów: "Nie mówcie nam tyle o świętości. Pokażcie, jak się to robi". No więc pokazywał...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010