Niewiedza deprawuje

Seks uprawiało już 12 proc. polskich dzieci w wieku 12-15 lat i co trzeci 16- i 17-latek: wynika z badań opublikowanych przez "Gazetę Wyborczą". Nie ma poważnej instytucji czy autorytetu, który by uznał tę informację za pozytywną.

22.02.2011

Czyta się kilka minut

/ fot. Hughes / Hemis / Corbis /
/ fot. Hughes / Hemis / Corbis /

Wczesna inicjacja seksualna stanowi poważny problem zdrowotny i społeczny. Organizm w okresie dojrzewania jest bardziej podatny na choroby przenoszone drogą płciową niż u dorosłych, bardzo poważny problem stanowią też w naszej kulturze ciąże nastolatek. Oba wskaźniki powodują, że współżycie małoletnich kwalifikuje się jako zachowanie ryzykowne, które proces wychowawczy powinien modyfikować. Wokół tego panuje powszechna zgoda.

Zdecydowana większość środowisk wychowawczych (poza skrajnie konserwatywnymi) zgadza się również, że sytuacji może zaradzić edukacja seksualna dostosowana do wieku dzieci i młodzieży. Różnice pojawiają się dopiero przy pytaniu: jak edukować? Spierają się o to dwa konkurujące podejścia.

Sporne perspektywy

Pierwsze głosi, że trzeba tak edukować, by wpływać na zmianę ryzykownych zachowań dzieci i młodzieży. Nie chodzi o wątpliwe dydaktycznie zniechęcanie do współżycia, ale o pozytywny przekaz, że z seksem warto poczekać. Takie założenie realizują trzy profesjonalne programy profilaktyki młodzieżowej, opracowane przez psychologa Szymona Grzelaka: "PiON", "Wyspa Skarbów" i "Archipelag Skarbów". Wszystkie w różnym wymiarze godzin proponowane są szkołom jako jednorazowe przedsięwzięcia. Podobny przekaz, promujący wstrzemięźliwość, ma na celu podstawa programowa wprowadzonego do szkół jako przedmiot nieobowiązkowy "Wychowania do życia w rodzinie".

Konkurujące podejście zakłada współżycie nastolatków i stara się jedynie ograniczyć jego niekorzystne skutki. Polega zatem głównie na profilaktyce zdrowotnej i promocji antykoncepcji. Takie podejście reprezentuje m.in. zawarte w 2009 r. "Porozumienie na rzecz upowszechniania edukacji seksualnej dzieci i młodzieży w polskiej szkole", skupiające kilka laickich organizacji i świeckich autorytetów (m.in. Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Fundację Dzieci Niczyje, ZNP, czołowych seksuologów polskich i prof. Magdalenę Środę).

Dziś coraz bardziej zwraca się uwagę, że promocja prezerwatyw jako profilaktyki przeciwko chorobom zakaźnym jest skuteczna w środowiskach wysokiego ryzyka - np. w Ugandzie wyraźnie ograniczyła rozprzestrzenianie się AIDS wśród prostytutek i żołnierzy. Natomiast program promujący "bezpieczny seks" wśród brytyjskich nastolatków poniósł spektakularną klęskę (Wielka Brytania należy do krajów o najwyższych wskaźnikach ciąż i zachorowań na zakaźne choroby wśród nieletnich).

Co na to wychowawcy?

Stosunek nauczycieli do współżycia seksualnego ich podopiecznych uwarunkowany jest nie tylko światopoglądem, ale - kto wie czy nie bardziej - sytuacją prawną: jeśli rodzice nastoletniej matki udowodnią, że zaszła ona w ciążę w czasie, gdy podlegała opiece wychowawcy (np. z poznanym na zielonej szkole chłopakiem, z którym widziała się tylko tam), obowiązek alimentacyjny spada na nauczyciela. W innych krajach (np. w Niemczech) istnieją specjalne ubezpieczenia od takiej odpowiedzialności, w Polsce takich ofert jeszcze nie ma. Trudno się dziwić, że polscy nauczyciele będą "nietolerancyjni" wobec oznak amorów wśród młodzieży.

Kłopot z etyką

Kościół początkowo nie należał do prekursorów wychowania seksualnego. Sytuacja zmieniła się dopiero po Soborze Watykańskim II, który w Deklaracji o wychowaniu chrześcijańskim wyraźnie zaznacza, że dzieci i młodzież winna "otrzymać pozytywne i roztropne wychowanie seksualne, dostosowane do ich wieku". W nowszych czasach ukazały się dwa dokumenty poruszające ten problem: opracowane w 1983 r. przez Kongregację ds. Wychowania Katolickiego "Wytyczne wychowawcze w odniesieniu do ludzkiej miłości" oraz wydana w 1995 r. przez Papieską Radę ds. Rodziny "Ludzka płciowość: prawda i znaczenie". W obu podkreśla się jako fundamentalną w wychowaniu perspektywę etyczną. Problem w tym, że nauczanie moralne Kościoła w dziedzinie seksualności poprzeczkę umieściło niebotycznie wysoko: wszelkie zachowanie seksualne inne niż otwarty na nowe życie, pełny stosunek seksualny w małżeństwie stanowi czyn "wewnętrznie zły", czyli moralnie naganny zawsze, niezależnie od intencji i okoliczności. Przy czym zakłada się, że czynienie moralnego zła jest najbardziej fundamentalnym niszczeniem własnego człowieczeństwa (dlatego np. lepiej jest zginąć, niż popełnić moralne zło).

Takie surowe podejście trudno dziś obronić, choćby dlatego, że pomija ono fakt, iż ochrona seksualności jako etycznej wartości zakłada także dbałość o jej biologiczną sprawność i zdrowie. Mogą się zatem zdarzyć sytuacje wymagające użycia narządów seksualnych poza kontekstem małżeństwa (np. przy pobieraniu spermy do badania czy przy ochronie w okresie menopauzy i andropauzy przed funkcjonalną atrofią narządów długo nieużywanych). Przyjęty i broniony przez Kościół reżim deontologiczny zdaje się niekiedy godzić w wartości, które ma chronić.

Młodzieży oczywiście nie interesują metaetyczne trudności z uzasadnieniem norm moralnych. Interesuje ją jednak, co np. usłyszy o masturbacji. A słyszy sprzeczny przekaz. Z jednej strony, że "dostarczenie sobie samemu przyjemności do czasu znalezienia odpowiedniego partnera jest idealnym rozwiązaniem, zarówno dla duszy, jak i dla ciała" (dr Andrzej Depko). Z drugiej, że "zarówno Urząd Nauczycielski Kościoła - przy niezmiennej tradycji - jak i moralne wyczucie chrześcijan bez wątpliwości stanowczo utrzymują, że masturbacja jest aktem wewnętrznie i poważnie nieuporządkowanym" (deklaracja Kongregacji Nauki Wiary "Persona humana"). Ostrości tego stanowiska nie łagodzi dodawane zwykle zastrzeżenie, że w seksualnej sferze możemy mieć kłopot z pełnią wolnej woli i świadomością, a więc także z pełną odpowiedzialnością moralną.

Przeciwstawność tych ujęć wychowawcom może pomóc przekroczyć współczesna nauka. Zarówno biologia ewolucyjna, jak neurobiologia pokazują, że mechanizmy ludzkiej seksualności zostały tak ewolucyjnie ukształtowane, by najpierw i przede wszystkim zbliżały oraz wiązały ze sobą parę potencjalnych rodziców. Te same mechanizmy zatem powodują, że seksualność, nadużywana poza kontekstem więzi, być może na chwilę rozładowuje psychiczne napięcie, ale zarazem pogłębia poczucie osamotnienia i przez to wcale nie prowadzi do duchowej równowagi. Z kolei nadużywana poza kontekstem seksualnym, np. dla poprawienia sobie nastroju, jest drogą do uzależnień. Warto wobec tego z pełnym uruchamianiem seksualnych zdolności poczekać do czasu zawiązania się trwałej relacji międzyosobowej. Wówczas także niespodziewane pojawienie się dziecka nie będzie dramatycznym przeżyciem.

Taki przekaz nie powinien być kontrowersyjny ani dla młodzieży, ani dla nauczycieli.

Porozumienie poza podziałami

Pewne porozumienie czy choćby "pakt o nieagresji" jest możliwy. Wszystkim stronom przecież chodzi ostatecznie o dobro dzieci i młodzieży. Podstawą takiego paktu musiałoby być założenie, że przeciwnik ideologiczny nie kieruje się złą wolą, a moja własna perspektywa, jak każda, nie jest całkowicie uniwersalna. Zatem choćbym był przekonany, że jestem najbliżej prawdy, zawsze mogę się czegoś nauczyć od osób inaczej myślących.

- To prawda, że nasz program nie jest nastawiony na zachęcanie do wstrzemięźliwości, ale też nie jest nastawiony na zachęcanie do seksu - mówi "Tygodnikowi" szefowa Grupy Edukatorów Seksualnych "Ponton", Aleksandra Józefowska. - Ludzie często mylą seksualność z seksem i błędnie kojarzą edukację seksualną z nauką seksu. Tymczasem jednym z filarów edukacji seksualnej jest pogłębianie samoświadomości i nauka asertywności. Skupiamy się na pokazywaniu konsekwencji podejmowania współżycia. Zachęcamy do uważnego przyjrzenia się swoim motywacjom i do podjęcia odpowiedzialnej decyzji.

To nie jest podejście, które jako cel zakładałoby deprawowanie młodzieży, a takie oskarżenia kierowane są wobec wolontariuszy "Pontonu" z różnych stron.

W deklaracji programowej "Porozumienia na rzecz upowszechniania edukacji seksualnej dzieci i młodzieży w polskiej szkole" znalazło się stwierdzenie, że "lepsze efekty uzyskano wtedy, gdy przekazywano młodzieży nie tylko praktyczne wiadomości na temat bezpiecznego seksu, ale i wiedzę dotyczącą postaw i norm społecznych". Nic przecież nie stoi na przeszkodzie mówić uczniom również, jakie stanowisko wobec seksualności zajmuje Kościół i jakie argumenty za swoim stanowiskiem przedstawia. Z drugiej strony, także programy edukacyjne opracowane przez Szymona Grzelaka, mimo nastawiania na promocję wstrzemięźliwości, zakładają przekazywanie młodzieży rzetelnej informacji o środkach antykoncepcyjnych.

To, co naprawdę istotne, to przemiana myślenia. Dawniej sądzono, że niewiedza chroni, a wiedza deprawuje, dziś wiemy, że jest odwrotnie: to niewiedza kończy się często krzywdą i deprawacją, a wiedza pomaga dojrzewać do odpowiedzialności. Najlepsze wyniki dydaktyczne przynosi poważne traktowanie młodzieży. Oznacza to ukazywanie jej rzetelnej informacji, umiejętne stawianie pytań i powstrzymanie się od dawania odpowiedzi, zanim wypowiedzieć się zdołają młodzi ludzie.

Korzystałem z monografii Szymona Grzelaka "Profilaktyka ryzykownych zachowań seksualnych młodzieży" (wyd. Rubikon, Kraków 2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2011