Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wystarczy pobieżny rzut oka na katalogi, by stwierdzić, że nie są one (jeszcze) kompletne. W pierwszym nie znalazłem nazwisk osób znanych ze współpracy z organami, np. Lesława Maleszki czy Konrada Hejmy, w drugim - osób znanych z tego, że byli "rozpracowywani" i "wobec których nie stwierdzono", nie ma np. wielu ludzi KOR-u. Siebie też w żadnym katalogu nie znalazłem, choć IPN uznał mnie za osobę "rozpracowywaną", a zawarta w teczce dokumentacja kończy się stwierdzeniem, że do żadnej współpracy nie udało się mnie zwerbować.
Na przykładzie przypadku Lecha Wałęsy widać, że sam pomysł tworzenia katalogu okazał się niefortunny. Trudno się nie zgodzić z prof. Andrzejem Paczkowskim, który wyznał, że nie widzi sensu w tworzeniu takich list. Bo niby dlaczego instytucja powołana do pielęgnowania narodowej pamięci ma kategoryzować ludzi, których losy nieraz przebiegały od słabości do wyborów heroicznych?
Nie mam więc wątpliwości, że ustawę z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 1998 r., Nr 155, poz. 1016 z późn. zm.) należy poprawić. Oby tylko nie wylano dziecka z kąpielą i nie sparaliżowano działalności Instytutu. IPN to przecież nie tylko sprawy lustracji, ale także, a może przede wszystkim, ogromna praca historyków nad opracowaniem i edycją dokumentów. Książki IPN-u dostarczają niebywałej wiedzy o czasach PRL-u. Nawet jeśli jedna czy druga publikacja budzi wątpliwości, nie przekreśla to ogromnego i powstającego nadal dorobku całej instytucji.