Niemcy coraz gorzej radzą sobie z imigracją. Wraz z rosnącą liczbą przybyszów narasta społeczny opór. Nasza relacja z Niemiec

Do końca 2023 roku liczba wniosków o azyl sięgnie w Niemczech poziomu 350 tysięcy – nie licząc Ukraińców, którzy ochronę otrzymują automatycznie. Łącznie daje to ogromną liczbę nowo przybyłych. Większość Niemców uważa, że to już wystarczy.
z Hörste i Lipska

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Ośrodek dla uchodźców w Hörste, listopad 2023 r. / fot. Łukasz Grajewski
Ośrodek dla azylantów w Hörste, listopad 2023 r. / fot. Łukasz Grajewski

Na hotelowym balkonie w maleńkim niemieckim miasteczku Hörste wywieszono płachtę z napisem „Herzlich Willkommen” (Serdecznie witamy).

Hörste to miejscowość wypoczynkowa. Położona jest na północnym zachodzie Niemiec, ok. 100 km od Dortmundu. Wokół rozpościera się urokliwa, pagórkowata i mocno zalesiona sceneria. Gdy u progu tej zimy mieszkańców zaskakują obfite opady śniegu, robi się naprawdę bajkowo. Z pewnością wielu Niemców chciałoby tu przyjechać na zimowy odpoczynek, szczególnie że tutejszy hotel leży już poza terenem zabudowanym.

Jednak ok. trzystu miejsc noclegowych, które po remoncie oferuje budynek hotelu w Hörste, nie można znaleźć na portalu rezerwacyjnym Booking.com – od kilku miesięcy wynajmują go władze landowe Nadrenii Północnej-Westfalii. 

To największy niemiecki kraj związkowy, do którego najliczniej przybywają imigranci i uchodźcy z całego świata. W 2023 r. nowych przybyszów jest już tak wielu, że nie ma ich gdzie pomieścić. Dlatego każdy nieczynny hotel, hala lub stare koszary wojskowe są na wagę złota, bo można je szybko przerobić na ośrodki dla ludzi aplikujących o status azylantów. 

Hotel w Hörste od listopada 2023 r. pełni właśnie taką funkcję.

Z Kamiszli do Hörste

Jeszcze przed przyjazdem pierwszych gości budynek został otoczony metalowym płotem. Żeby wyjść poza teren ośrodka dla azylantów i porozmawiać ze mną, Abdel Sahker wraz z dwójką nastoletnich synów najpierw muszą zgłosić się do budki strażniczej. 

Mężczyzna nie jest zadowolony z miejsca, do którego trafili. W końcu nie przyjechali do Niemiec na zimowy urlop. – Jeśli chcemy dotrzeć stąd do większego miasta, najpierw trzeba przejść pieszo dwa kilometry i dopiero później złapać autobus – mówi „Tygodnikowi”. 

Choć w dzień naszej rozmowy panuje już mróz, to Hawal, starszy z synów, ma na nogach tylko klapki. Niedopasowane do niskich temperatur i śniegu obuwie, sandały lub buty sportowe, to znak rozpoznawczy niemal wszystkich nowych mieszkańców ośrodka w Hörste.

Abdel Sahker wraz z rodziną przybyli do Niemiec trzy miesiące temu. On, żona i czworo dzieci zostawili całe swoje dotychczasowe życie w rodzinnym Al-Kamiszli. Miasto leży na północnym wschodzie Syrii, niedaleko granicy z Turcją. Dziś to część faktycznego parapaństwa, autonomii, którą syryjscy Kurdowie wykroili sobie zbrojnie z syryjskiego państwa w toku trwającej od 2011 r. wojny. 

Obecnie konfliktów zbrojnych jest na świecie tak dużo, że opinia publiczna niemal nie dostrzega, że również na granicy syryjsko-tureckiej wciąż trwa konflikt zbrojny. Turcja nie akceptuje kurdyjskiego parapaństwa u swoich południowych granic i armia turecka regularnie bombarduje kurdyjskie miasta.

Abdel Sahker z synami w ośrodku Hörste, listopad 2023 r. / Łukasz Grajewski

W lesie

Do jednego z ataków rakietowego doszło na początku października 2023 r. To właśnie wtedy Abdel Sahker, który przepracował jako nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej 27 lat, sprzedał cały swój dobytek. Za uzyskane pieniądze opłacił przemytników.

– Moi synowie niedługo osiągną wiek, w którym mogliby zostać wcieleni do wojska – tłumaczy swoją decyzję. 

Wiele lat zwlekał z jej podjęciem, licząc na poprawę sytuacji w Syrii, w regionie zamieszkanym przez Kurdów. Ale perspektyw zakończenia konfliktu jak nie było, tak nie ma. Dlatego, jak tłumaczy, w poszukiwaniu nowych perspektyw dla swojej rodziny ruszył do Niemiec.

Czy znalazł to, czego szukał? Bezpieczeństwo na pewno. A perspektywy? Po tym, jak wraz z rodziną złożył tutaj wniosek o azyl, musi się przede wszystkim uzbroić w cierpliwość. Czekając na rozpatrzenie wniosku, nie może podjąć pracy. Dzieci nie mogą pójść do szkoły, co jest szczególnie trudne dla ich ojca-nauczyciela. W ośrodku nie ma internetu, rodzina nie ma dostępu do kursów językowych. 

Na ten moment znajdują się w lesie, dosłownie i w przenośni.

W takich warunkach ponad setka osób z piętnastu różnych krajów spędzi przynajmniej osiem miesięcy. Choć zapewne dłużej. Osiem miesięcy czekało się na decyzję niemieckich urzędów w sprawie azylu w 2022 r. W roku 2023, ponieważ wniosków jest dużo więcej, czas oczekiwania jeszcze się wydłużył. 

Co robić z czasem? – Nie możemy nawet sami sobie gotować, a jedzenie ze stołówki jest bardzo niedobre – mówi Abdel. 

Ktoś mógłby powiedzieć, że brzmi to niewdzięcznie. Ale gdy przez cały dzień nie ma zupełnie nic do roboty, to właśnie posiłki, ich jakość, stają się centralnym tematem rozmów mieszkańców.

Uchodźcy tak, ale nie obok nas

Abdel Sahker wolałby zostać w Bielefeld – mieście, do którego trafił zaraz po złożeniu wniosku o azyl, a jeszcze przed decyzją niemieckich urzędników, żeby skierować jego rodzinę do Hörste. 

To właśnie w Bielefeld „Tygodnik” po raz pierwszy rozmawiał z Abdelem i jego rodziną. Ośrodki dla uchodźców w większych miastach mają tę zaletę, że w łatwy sposób można tam dotrzeć do innych imigrantów z danego kraju, którzy przybyli wcześniej i zdążyli się zadomowić. Są organizacje, są sklepy z produktami spożywczymi z całego świata. 

Natomiast zaczyna brakować otwartości na nowych przybyszów.

Ośrodek w Bielefeld znajduje się w kompleksie budynków, w którym niegdyś mieszkali brytyjscy żołnierze stacjonujący w tej części Niemiec po II wojnie światowej. Kompleks leży bezpośrednio przy Dzielnicy Muzyków. To willowa część miasta, którą zamieszkują zamożne elity miasta. I to właśnie mieszkańcy tej dzielnicy wywalczyli u władz miejskich, żeby tutejszy ośrodek dla azylantów zamknąć wraz z końcem stycznia 2024 r. Przeszkadzał im hałas, liczne dzieci biegające po ulicach, śmieci. 

Dzielnica Muzyków to z pewnością nie jest miejsce, w którym ludzie głosują na populistyczną i programowo antyimigrancką Alternatywę dla Niemiec (AfD). Pewnie mieszkańcy dzielnicy wybierają raczej Zielonych (ci są popularni w miejskiej klasie średniej), może liberałów czy chadeków. Przeciwko kolejnym napływającym do kraju imigrantom zapewne nic nie mają – w teorii.

To nie jest odosobniona historia. Protesty przeciwko nowym ośrodkom dla azylantów odbywają się dziś na terenie całych Niemiec. Na wschodzie kraju, politycznie coraz bardziej zdominowanym przez radykałów z AfD, nierzadko przybierają formę agresywnych i otwarcie ksenofobicznych demonstracji. Na zachodzie to częściej pisane eleganckim językiem petycje i zawiązujące się inicjatywy sąsiedzkie, które jednak sprowadzają się do tego samego celu: żeby kandydatów do azylu przenieść jak najdalej od ich domostw.

Nie damy już rady

Narastające protesty to odzwierciedlenie wielkiego pesymizmu niemieckiego społeczeństwa w kwestii imigracji. Aż 64 proc. respondentów biorących udziału w badaniu DeutschlandTrend uważa, że imigracja to źródło problemów dla kraju. Aż 84 proc. pytanych przez magazyn „Der Spiegel” uważa, że do Niemiec przyjeżdża za dużo ludzi.

Ile dokładnie wynosi to „za dużo”? 

Do końca roku 2023 liczba wniosków o azyl sięgnie z pewnością poziomu ok. 350 tysięcy. Przy czym ta liczba nie uwzględnia Ukraińców, którzy dzięki wspólnym unijnym ułatwieniom otrzymują automatycznie status ochronny. Od początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę, rozpoczętej 24 lutego 2022 r., przybyło ich do Niemiec ponad milion. 

Łącznie daje to ogromną liczbę nowo przybyłych. Zjawisko to można porównać już do roku 2015 oraz 2016, kiedy to miliony Syryjczyków ruszyły w kierunku Europy, a ponad milion z nich trafiło ostatecznie do Niemiec.

W tamtym momencie niemieckie społeczeństwo wykazało się bezprecedensową chęcią pomocy. Jednak dziś to już przeszłość. Słowa „Wir schaffen das” (Damy radę), wypowiedziane wtedy przez kanclerz Angelę Merkel, dziś zastąpiło twarde sformułowanie obecnego kanclerza Olafa Scholza: „Musimy deportować więcej i szybciej”.

Sala dla dzieci w ośrodku dla uchodźców w Hörste, listopad 2023 r. / fot. Łukasz Grajewski

Odyseja Mohammeda

– Docieramy tutaj połamani. Tracimy rodzinę, zdrowie, duszę – opowiada 30-letni Mohammed, który do Niemiec dotarł również z Syrii. 

Kolejny rozmówca „Tygodnika”, z którym spotkałem się w Lipsku, jest przykładem ogromnie złożonych historii, którym muszą przyjrzeć się niemieccy urzędnicy decydujący o przyznaniu azylu.

Mohammed jest ismailitą, członkiem islamskiej mniejszości wywodzącej się od szyitów. To właśnie tożsamość religijna ma decydujące znaczenie dla uznania ewentualnych prześladowań. A ich zagrożenie trzeba udowodnić, aby uzyskać status ochronny.

Ismailici, którzy przed wybuchem syryjskiej wojny zamieszkiwali centrum tego kraju, są wrogo postrzegani przez sunnitów, stanowiących w Syrii większość. Na przestrzeni ostatnich lat byli zwalczani przez reżim prezydenta-dyktatora Baszara al-Asada i zabijani także przez dżihadystów z Państwa Islamskiego, które wbrew obiegowej opinii nie zostało całkowicie zniszczone. Członkowie tej skrajnie islamistycznej organizacji wciąż działają na terenie Syrii i zabijają „innowierców”. 

– Jakby się dowiedzieli, że jestem ismailitą, to odcięliby mi głowę – twierdzi Mohammed w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Dla niego pozostanie w rodzinnym mieście, położonym w dystrykcie Hama, wiązałoby się – jak twierdzi – z życiem w poczuciu ciągłego zagrożenia. Dlatego ruszył w drogę. 

W międzyczasie miał tej decyzji wielokrotnie żałować. W Aleppo dotarł do tej części miasta, którą kontrolowała Wolna Armia Syryjska, opozycyjna wobec Asada, i został tam, jak twierdzi, uwięziony. Następnie miał przeskakiwać przez kilkumetrowy mur na granicy syryjsko-tureckiej i czołgać się przez tunel wykopany przez innych śmiałków pod kolejnym granicznym zabezpieczeniem. Dotarł do nadmorskiego Mersin w Turcji, gdzie musiał miesiącami zarabiać na sfinansowanie kolejnego etapu podróży. Dalsze miesiące spędził w Stambule.

Dalej miał przeprawić się przez rzekę Ewros na granicy turecko-greckiej, by następnie przez piętnaście dni lasami i poboczami iść w kierunku Salonik. W końcu trafił do Aten. Gdy z powodu chorób, których nabawił się podczas podróży, nie był już w stanie kontynuować podróży, jego rodzice w Syrii zdecydowali się sprzedać mieszkanie i przesłać mu równowartość kilku tysięcy euro. 

Mohammed opowiada, że za tę gotówkę kupił od przemytników fałszywy dokument tożsamości, który umożliwił mu dotarcie samolotem do Frankfurtu nad Menem. Stamtąd dotarł do Lipska, gdzie czekali na niego przyjaciele z rodzinnego miasta, którzy do Niemiec dotarli wiele lat wcześniej.

Kwestia (także) kulturowa

Mohammedowi udało się przetrwać tę podróż, przejść przez proces biurokratyczny i szybko stanąć na nogi. Urząd przyznał mu ochronę, co wiąże się też z możliwością podjęcia pracy. Z tej szansy postanowił od razu skorzystać – zatrudnił się w restauracji z arabskim jedzeniem w Lipsku, we wschodnich Niemczech.

Mohammed jest przykładem, który jest Niemcom obecnie bardzo potrzebny: dowodem, że imigranci z Syrii mogą się odnaleźć w nowej rzeczywistości, nauczyć się języka i podjąć pracę. 

Tyle że w tej opowieści nie da się pominąć jednej okoliczności: 30-letni Mohammed miał na to większe szanse od innych. Pochodzi bowiem z obecnie biednego wprawdzie, ale za to znanego i dumnego rodu, posiadającego – rzec można – bardzo szczególny kapitał kulturowy. W jego rodzinie w poprzednich pokoleniach znajdziemy poetę, ambasadora i opozycjonistów. Jego nazwisko jest znane w Syrii, dlatego też na jego prośbę nie publikujemy go w „Tygodniku”. W Syrii wciąż żyją jego rodzice i dwie siostry. 

To dzięki wykształconej rodzinie mężczyzna jeszcze w Syrii nauczył się angielskiego i studiował. A także, co równie ważne, został wychowany w atmosferze świeckiej, wręcz oświeceniowej. Dzięki temu jest mu o wiele łatwiej odnaleźć się na Zachodzie niż statystycznym przybyszom z Bliskiego Wschodu.

Co drugi wniosek odrzucony

Mohammedowi już przyznano ochronę. Wydaje się, że Abdel Sahker wraz z rodziną mają duże szanse na azyl. Muszą tylko przetrzymać kolejne miesiące nudy, które czekają ich w ośrodku w Hörste. 

Wiele rozmów, które „Tygodnik” przeprowadził w niemieckich ośrodkach dla kandydatów do azylu, wskazuje, jak wielu przybyszy nie ma takich szans. Przykładowo, romska rodzina z Macedonii Północnej raczej na pewno nie dostanie azylu. Także starsze małżeństwo z Albanii nie ma co na to liczyć. Młoda para z Algierii. Mężczyzna z Maroka. Kilku młodych Tadżyków. 

Wgląd w statystyki Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców jasno wskazuje, że w przypadku obywateli tych wszystkich krajów do nadania statusu azylanta dochodzi w przypadku tylko kilku procent wnioskujących. Ogółem w 2022 r. co druga osoba składająca wniosek o azyl otrzymywała decyzję odmowną. 

I to zdaje się najbardziej drażnić dziś niemieckie społeczeństwo. Bo odmowa udzielenia azylu – czyli uznania danej osoby za uprawnioną do ochrony przed prześladowaniem czy wojną – tak naprawdę niczego nie kończy. A już na pewno nie kończy niezbędnych wydatków z publicznych pieniędzy. 

Z powodu biurokratycznych zatorów ludzie, których wnioski o azyl odrzucono, i tak pozostają w ośrodkach, w których trzeba zapewnić im nadal przynajmniej podstawowe warunki bytowe. Odrzucenie wniosku oznacza też brak możliwości podjęcia legalnej pracy. 

W zasadzie taki człowiek powinien spakować się i wyjechać. W praktyce setki tysięcy niedoszłych azylantów korzystają albo z nadanego im tzw. pobytu tolerowanego, albo przemykają się przez sito ślamazarnych procedur dotyczących deportacji. 

Wbrew stanowczym zapowiedziom kanclerza Scholza nie wydaje się bowiem, żeby coś miało się w tej kwestii zmienić – zaostrzeniu przepisów dotyczących deportacji sprzeciwiają się koalicjanci z Partii Zielonych.

Koszty idą w miliardy

Dlatego w kontekście nowych przybyszów coraz mniej mówi się o ubogaceniu i szansach dla Niemiec, a coraz więcej o kosztach. 

Nadrenia Północna-Westfalia wyda w 2023 r. na wszelkie potrzeby związane z osobami składającym wnioski o azyl ponad pół miliarda euro. A jest to tylko jeden z szesnastu niemieckich krajów związkowych. 

Miliardy, które pochłania aparat zarządzający imigracją, kole w oko o wiele bardziej dzisiaj, gdy niemiecka gospodarka wchodzi w okres recesji, a rządzący politycy zapowiadają na rok 2024 znaczne podwyżki kosztów życia.

Padają zasadne pytania o sensowność systemu, który oficjalnie uznanym uchodźcom przyznaje znaczne zasiłki. O ile w Polsce nie słychać w ogóle o problemie niepracujących Ukraińców, o tyle w Niemczech tylko 19 proc. z ponad milionowej ukraińskiej społeczności podjęło pracę. Reszta korzysta z niemieckich zasiłków. 

Przy czym trudno oskarżać całą tę grupę narodową o lenistwo. To raczej niemiecki system i niemiecki rynek pracy, obwarowany przeróżnymi barierami, powodują, że tak mało ludzi pracuje.

O wdzięczności oraz o planach

W niemieckim społeczeństwie, w którym etos pracy jest bardzo ważny, problemy z jej podjęciem są często odbierane jako brak wdzięczności wobec nakładu wysiłków i pieniędzy, które Niemcy przeznaczają na uchodźców. 

Ci przekonują, że tak nie jest. – Niemcy wspierają nas, wspierają kobiety i dzieci. Jak mógłbym nie szanować tego kraju? – pyta retorycznie Mohammed.

Również Abdel Sahker, pomimo trudności związanych z pobytem w ośrodku na odludziu, pytany o stosunek do Niemiec nie pozwala sobie na wątpliwości: – Wybraliśmy Niemcy, bo to bezpieczny i demokratyczny kraj. Czekamy na pozwolenie na pobyt stały. A jeśli Bóg da, to też na kursy niemieckiego i na szkołę dla dzieci. Jesteśmy Niemcom bardzo wdzięczni – podkreśla Syryjczyk. 

Jego młodszy syn Jwal snuje nieśmiałe plany związane z przyszłością w Niemczech. Chciałby zapisać się do klubu futbolowego i w przyszłości zostać piłkarzem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Wszystkie drogi prowadzą do Niemiec