Niekoszerna miłość

"Oczy szeroko otwarte" to rzadki przypadek, kiedy w kinie udaje się udźwignąć prawdziwy ciężar zderzenia zakazanej miłości i religijnego tabu.

06.07.2010

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Oczy szeroko otwarte” / fot. materiały dystrybutora /
Kadr z filmu „Oczy szeroko otwarte” / fot. materiały dystrybutora /

Przy wejściu do ortodoksyjnej dzielnicy Mea Shearim w Jerozolimie krzyczą ostrzegawcze napisy w kilku językach: każdy, kto przekroczy bramę tego zakonserwowanego sztetla w środku miasta, zobowiązany jest nosić skromny, niegorszący mieszkańców strój i musi zachowywać się wedle wyszczególnionych na tablicy przykazań. Ktokolwiek był w takim miejscu jak Mea Shearim, może wyobrazić sobie, czym w zamkniętej społeczności ortodoksyjnych Żydów mogłoby być przyznanie się do homoseksualizmu. Albo czym jest życie kogoś, kto homoseksualizm rozpoznał w sobie, ale dalej żyje wedle tradycyjnych wzorów.

Młody izraelski reżyser Haim Tabakman poszedł jeszcze dalej, przedstawiając dramat religijnego, powszechnie szanowanego człowieka, męża i ojca gromadki dzieci, którego takie odkrycie dopada znienacka i okazuje się silniejsze niż wszystko inne. Pozostają mu dwa wyjścia: albo ukorzyć się przed boskim prawem i opinią ogółu, po czym wszystko z siebie wyprzeć i zapomnieć, albo opuścić gminę.

Idąc na film "Oczy szeroko otwarte", obawiałam się, że debiutancki film Tabakmana może mieć co najwyżej posmak egzotycznej ciekawostki czy niegroźnego w skutkach skandalu. Bardzo rzadko udaje się w kinie udźwignąć prawdziwy ciężar zderzenia zakazanej miłości i religijnego tabu. W sposób mistrzowski dokonał tego turecki reżyser Özer K?z?ltan w filmie "Lęk przed Bogiem" (2006), pokazując niemłodego już mężczyznę, członka jednego ze stambulskich bractw muzułmańskich, którego nadgorliwa pobożność nie tylko przegrywa z doczesnymi pokusami, ale wręcz doprowadza bohatera na skraj paranoi. W tym filmie czuło się prawdziwe napięcie, autentyczną duchową walkę, a nie tylko pikantną anegdotę. Udaje się to napięcie uchwycić również reżyserowi izraelskiemu, przez co historia, z racji samego sztafażu mocno dla nas egzotyczna, nabiera cech niemal uniwersalnych.

Nazywany "żydowskim Brokeback Mountain" izraelski film ma też więcej wspólnego z głośnym filmem Anga Lee, niżby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. Kapelusze noszone przez amerykańskich kowbojów i żydowskich ortodoksów wcale tak bardzo się nie różnią. W obu filmach wrażliwa jednostka zostaje przeciwstawiona silnej, patriarchalnej społeczności. Obie wspólnoty przetrwanie swoje w obecnym świecie zawdzięczają przede wszystkim przestrzeganiu surowego, istniejącego od pokoleń prawa i niezmiennego stylu życia. W obu przypadkach decyzja jednego człowieka może zaważyć na losie co najmniej kilkorga spośród jego bliźnich, a jego samego na zawsze wykluczyć ze wspólnoty.

Odwaga Tabakmana w przedstawieniu homoseksualnej relacji Aarona i Ezriego, rzeźnika z koszernej jatki i wyrzuconego z jesziwy studenta, wyraźnie odcina się od pospolitego gorszycielstwa. Reżyser rozpina siatkę dyskretnych sugestii, znaków, symboli, zdając sobie sprawę, że przemówią do nas mocniej niż erotyczna dosłowność. Kiedy Aaron rozpoznawszy swoją fatalną namiętność nerwowo szarpie frędzlami tałesu, kiedy ogląda nakreślone delikatną kreską rysunki Ezriego, kiedy uczy swego pomocnika kroić połcie surowego mięsa, a nawet gdy słucha nauk wygłaszanych przez uczonych w Torze - wszystko zdaje się zapowiadać niepohamowaną eksplozję, a także nieuchronnie tragiczny finał.

Największy dramat Aarona polega na tym, że jego rozterki nie mają charakteru wyłącznie obyczajowego - ich kontekst jest głęboko religijny. "Najwyższy stworzył pożądanie, by oczyścić duszę", "Kto żyje wstrzemięźliwie, grzeszy" - cała mądrość wyznawanej przez bohatera religii staje się dlań pułapką. To, czego dotknął, przerasta wszelkie interpretacje. A jednak chciałby spróbować transgresji - w imię uczucia, ale także w imię samego przekroczenia. Podwójnie spętany literą świętej księgi, będzie się szarpał, będzie ranił wbrew samemu sobie, oskarżony o obcowanie z "nieczystym", stanie się nadgorliwym egzekutorem religijnego kodeksu. Dopiero rabin (nie żona - poczciwa, milcząca, niezdolna do nazwania problemu) wyciągnie z Aarona prawdę, a zarazem najtrafniejszą definicję miłości zakazanej, choć przecież gdzieś głęboko budującej: "Byłem martwy, teraz żyję!". Finałowa scena kąpieli bohatera w źródle ma sens podwójny: to my musimy zdecydować, który stan tak naprawdę wybrał Aaron.

"OCZY SZEROKO OTWARTE" - reż. Haim Tabakman, prod. Izrael / Niemcy / Francja 2009. Dystryb. Against Gravity.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2010