Niegotowość ratunkowa

Widzieliśmy to wszyscy: na Śląsku skoordynowany system ratownictwa medycznego funkcjonuje nawet bez ustawy. Zachwycony minister zdrowia Zbigniew Religa chce więc skopiować go w całym kraju. Pomysł tyleż dobry, co nierealny.

06.02.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

W akcji ratunkowej 28 stycznia wzięło udział 106 zastępów Państwowej Straży Pożarnej, 445 policjantów, 80 funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej, 57 żołnierzy, 93 ratowników górniczych, 27 ratowników górskich i dwa psy ratownicze. Rannych do szpitali transportowały 63 karetki (dane z raportu sztabu kryzysowego w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach). Ponad 1300 osobami kierował jeden człowiek - kpt. Janusz Skulich, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach. Wszystko jak w zegarku. Żelazna dyscyplina i zgodna współpraca. - To, co zobaczyliśmy, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania - mówili obserwujący akcję ministrowie i eksperci.

Centrum Koordynacji Ratownictwa Medycznego w Katowicach. Wydział Operacyjny. Dwa niewielkie pomieszczenia przedzielone szybą. Mapy, komputery, telefony. Znakomita baza danych, wyszkoleni ludzie. Pierwszy sygnał o katastrofie dotarł tu nie przez telefon: o 17.15. włączył się system monitoringu w Komendzie Miejskiej Straży Pożarnej w Chorzowie, którego sygnał dociera automatycznie do CKRM. Gdy było już wiadomo, że ofiar mogą być dziesiątki, z centrum koordynacji ruszyła grupa dowodząca akcją.

- Tej nocy nikt tu nie spał - relacjonuje dr Wojciech Brachaczek, lekarz nadzorujący funkcjonowanie CKRM. - Dyżurni mieli ręce mokre od trzymania słuchawek. Dzięki bazie danych wiedzieliśmy, do których szpitali kierować karetki i skąd wzywać pomoc.

CKRM funkcjonuje od 2002 r. i podlega Urzędowi Wojewódzkiemu. - Pierwsze lata to była praca u podstaw: przygotowanie baz danych, oprogramowania i strategii - mówi dr Brachaczek. - Doszliśmy jednak do momentu, w którym nie wypadało już dłużej czekać. Od 1 grudnia 2004 r. CKRM pracuje w systemie całodobowym.

CKRM nie należy mylić z CPR (Centrum Powiadamiania Ratunkowego). Nie można się tu dodzwonić przez 112 czy 999 lub 997. Centrum działa w szczególnych sytuacjach. Brachaczek: - Musimy wskazać pogotowiu miejsce, gdzie można ulokować chorego. Szpitale dzwonią z pytaniem o lokalizację specjalistycznego sprzętu. Pomagamy straży pożarnej i policji. Współpracujemy na bieżąco z centrum zarządzania kryzysowego wojewody.

Chodzi o ciągłą wymianę danych. Straż pożarna melduje CKRM o swych interwencjach, a 71 szpitali codziennie informuje o wolnych miejscach na Oddziałach Intensywnej Terapii.

Centrum stworzono w odpowiedzi na zadania zapisane w ustawie o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Zakłada ona, że to wojewoda koordynuje ratownictwo medyczne - szczególnie, gdy skala zdarzenia przekracza teren albo możliwości powiatu. Tyle że ustawa nie precyzuje, jak. - W innych miejscach kraju funkcje CKRM spełnia jeden człowiek - mówi Brachaczek. - Nie jest dostępny całodobowo i działa bez zaplecza.

Ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym z 25 lipca 2001r. obowiązuje - choć w ograniczonym zakresie - od 1 stycznia 2003 r., a prace nad nią trwały dziesięć lat. Chodziło o przedsięwzięcie gigantyczne: koordynację służb, przeszkolenie ratowników i kierowców ambulansów, doposażenie karetek typu R (ratunkowe) i W (wypadkowe), stworzenie systemu szpitalnych oddziałów ratunkowych, gdzie dowożeni byliby pacjenci.

- Obecna ustawa czerpie głównie z wzorów belgijskich, niemieckich i częściowo angielskich - twierdzi Paweł Trzciński, rzecznik ministra zdrowia. - Chociaż konsultowali ją też specjaliści z Izraela, Islandii czy USA.

***

W Izraelu, gdzie ratownicy są na wagę złota, stworzono system społecznych ratowników medycznych - ochotników. Izraelskie Centra Powiadamiania Ratunkowego działają jak automaty. System wysyła sms do ratownika mieszkającego najbliżej zdarzenia. Ten w biegu wzywa ambulans z najbliższego pogotowia ratunkowego.

Islandia: małe zagęszczenie ludności, odległości między aglomeracjami sięgają kilkuset kilometrów. W przypadku dużej katastrofy karetki potrzebują nawet kilkudziesięciu minut. Od lat obywatele kraju przechodzą więc obowiązkowe szkolenia z pierwszej pomocy i zachowań w przypadkach ekstremalnych. W budżecie są na to ogromne kwoty.

Stany Zjednoczone: odpowiednikiem ratowników są tu tzw. paramedycy, którzy sami jeżdżą do wypadków. Jednak tylko do nich. W Ameryce i we Francji to dyspozytor CPR decyduje, czy wysłać ambulans, czy powiadomić lekarza dyżurującego pod telefonem w domu. Wynika to po części z oszczędności. Godzina pracy amerykańskiego lekarza jest kilkakrotnie droższa od pracy paramedyka. Niedopuszczalne jest jednak, by do wszystkich przypadków mógł jechać tylko ratownik. Tymczasem polska ustawa daje taką możliwość.

W Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym karetki wyjeżdżają 100-200 razy na dobę. Niecałe 30 proc. wyjazdów kończy się hospitalizacją pacjenta. - Obawiam się, że jeśli w karetkach będą jeździć ratownicy, wszystkie wyjazdy będą kończyć się przewiezieniem chorych do szpitala - mówi dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej w Katowicach. - Niewyobrażalnie obciąży to izby przyjęć. Pomijając fakt, że limity skończą się błyskawicznie, a NFZ nie będzie za to płacił...

W istocie: ból w klatce piersiowej wcale nie musi oznaczać zawału, a ból brzucha - niestrawności. Lekarz uczy się rozpoznania objawów przez sześć lat studiów i pięć lat specjalizacji. Ratownik po trzech latach licencjatu nie ma na to szans.

- To nie jest ustawa o bólu brzucha, ale o ratowaniu życia - odpiera argumenty rzecznik ministra zdrowia.

***

Wokół ustawy o PRM od lat panuje chaos. Nic nie wiadomo o zakresie czynności ratowników medycznych czy składzie zespołów karetki. - Co kilka miesięcy wprowadza się nowe rozporządzenia - denerwuje się Hamankiewicz. Potrzeba też blisko miliarda złotych rocznie, a mimo początkowych deklaracji rząd przekazał na ten cel w tym roku nie 300, a 70 milionów.

- Nigdy nie było w budżecie pieniędzy na ratownictwo - mówi min. Religa. - Nie było też determinacji rządu, żeby pieniądze na tę ustawę się znalazły. W ostatecznym kształcie ustawa ma wejść w życie dopiero 1 stycznia 2007 r. Wtedy też, według zapowiedzi premiera Marcinkiewicza z exposé, ma się nagle znaleźć 1,2 mld zł na jej realizację.

Śląsk to teren o dużym skondensowaniu szpitali z dobrym zapleczem. W ubiegłotygodniowej akcji ogromną rolę odegrali ratownicy górniczy i górscy. Na Pomorze mieliby nieco dalej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2006