Niech nie wie lewica...

To szansa na przebudzenie Kościoła, wyrwanie z marazmu. I Kościół tę szansę wykorzystuje – mówi siostra Małgorzata Chmielewska.

21.03.2022

Czyta się kilka minut

Namioty Caritasu na placu Jana Nowaka Jeziorańskiego w Krakowie. 14 marca 2022 r. /
Namioty Caritasu na placu Jana Nowaka Jeziorańskiego w Krakowie. 14 marca 2022 r. /

Bohdan Nasypanyi jest grecko­katolickim klerykiem. Razem z żoną i córką mieszka w klasztorze Augustianów przy kościele św. Katarzyny w Krakowie. Pochodzi z wioski Koniuchy położonej na zachód od Tarnopola. Do Polski przyjechał na studia doktoranckie w krakowskim Uniwersytecie Papieskim. Jako student i żonaty kleryk pracował dorywczo, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. Gdy tylko wybuchła wojna, rzucił dodatkowe zajęcia, by cały wolny czas poświęcić organizowaniu pomocy dla Ukrainy. – Studiuję tutaj, ale nie mogę przecież nie angażować się w to, co dzieje się w moim kraju – mówi.

Wśród swoich licznych znajomych rozsianych po całym świecie prowadzi zbiórki pieniędzy. Potem kupuje sprzęt dla ukraińskiej obrony terytorialnej. – Wysłałem już kilkanaście termowizorów, krótkofalówki. Trudniej jest z kamizelkami kuloodpornymi. Bardzo ważne są też opaski uciskowe, osobiste apteczki i wszelkie akcesoria militarne.

Pokazuje zdjęcia sprzętów, które wysłał: – Patrz, dziesięć krótkofalówek, sześć termowizorów. Jeden taki termowizor kosztuje ponad siedem tysięcy złotych. To tylko kilka sztuk, ale są bardzo potrzebne.

Ze wzruszeniem opowiada o jednym z darczyńców, który wsparł zbiórkę niezwykle dużą kwotą. – Postanowiłem, że pojadę do niego do Warszawy i osobiście mu podziękuję. Chcę spojrzeć mu w oczy, chcę zobaczyć jego twarz, zapamiętać.

Bohdan uważa, że wspólnie tworzymy nową historię naszych relacji – przecież wiemy, że to sąsiedztwo bywało trudne. Piszemy nowy rozdział otwartych, braterskich społeczeństw, wymazujemy wszystko to, co było złe między nami.

Pomaga znaleźć mieszkania ludziom, którzy przyjeżdżają z Ukrainy. – Znam już wielu księży w Polsce. Dzwonię więc i pytam, czy mogą przyjąć kogoś na plebanię albo do klasztoru. Dwie rodziny, trzy rodziny, ile potrzeba. Nie spotkałem się jeszcze z odmową. Tuż obok są siostry augustianki. Pomogły mi bardzo, kiedy szukałem miejsc dla kobiet z dziećmi. Dały schronienie i od razu przedszkole, szkołę, ale nie chcą o tym mówić.

Milczenie na temat udzielanej pomocy sprawia, że pojawiają się głosy o małym zaangażowaniu Kościoła. Siostra Małgorzata Chmielewska: – Trudno mi się zgodzić z zarzutami, że Kościół nic nie robi. Robi bardzo dużo. Wiele zakonów czy zgromadzeń pomaga w ciszy, w milczeniu. Nie chcą się tym chwalić. To nie jest tak, że parafie kierują ludzi tylko do domów parafian. Uchodźcy znajdują też schronienie w plebaniach, w domach katechetycznych. Proboszczowie, którzy to robią, nie piszą o tym co chwilę na Facebooku, nie mają na to czasu.

Kłamstwa Putina

Uchodźcy z Ukrainy znajdują też pomoc w murach seminarium Towarzystwa Salezjańskiego w Krakowie. Osoby potrzebujące trafiają tu poprzez salezjański wolontariat misyjny. Koordynatorem pomocy jest ks. Marcin Wosiek. Oprowadza mnie po budynku, pokazuje sypialnie gości z Ukrainy, stołówkę, salę zabaw dla dzieci. Garaże zaadaptowane zostały na magazyny ciągle napływających darów. Na tablicach ogłoszeń rozwieszone informacje w języku ukraińskim – godziny posiłków, odpoczynku, aktywności dla dzieci. Oprócz kameralnych pokojów na kilka łóżek przygotowano też duże sale na kilkanaście miejsc.

Naszą rozmowę co chwilę przerywa telefon. Dzwoni ktoś z Żytomierza, z Bóbrki, Kijowa. Płyną informacje o potrzebach, o zmierzających do Polski ludziach. Pomoc świadczona przez salezjanów w dużej mierze opiera się na sieci kontaktów na Ukrainie. – To się teraz bardzo sprawdza – mówi ks. Marcin. – Pomagamy w organizacji transportu z lekami, pomagamy dotrzeć uciekinierom do Polski, organizujemy noclegi. Możemy tutaj przyjąć jednorazowo ponad sześćdziesiąt osób.

Ci, którzy zatrzymują się u salezjanów, zwykle ruszają w dalszą drogę. Tak jak Diana Tonakanian, która gorączkowo odlicza godziny do wylotu do Włoch. ­Urodziła się w Armenii, ale od 28 lat mieszka w maleńkim Wyszogrodzie na przedmieściach Kijowa. Jest stomatologiem.

– Miałam prywatny gabinet, pacjentów i piękne życie, które 24 lutego zmieniło się w koszmar. Gdy rozległy się pierwsze wybuchy, pojechałyśmy z siostrą i jej dziećmi do rodziców – opowiada Diana. – Pięć dni spędziliśmy w piwnicy, baliśmy się wychodzić. Cały czas w ubraniach, w brudzie i kurzu. Trzeciego marca postanowiliśmy wyjechać. Znajomi pomogli nam dostać się do Lwowa. Podróż trwała trzy dni, co chwilę staliśmy w korku. Ale na każdym kroku pomagali nam ludzie. We Lwowie, potem w Zamościu. Byłam przejęta tym, że tyle pomocy otrzymaliśmy w Polsce. Noclegi, jedzenie, ubrania; wszystko za darmo. Za nic nie musieliśmy płacić. Wczoraj zachorowało dziecko mojej siostry. Księża zawieźli nas do lekarza, mogłam zapłacić, ale nikt nie chciał ode mnie pieniędzy. To jest cudowne, jestem bardzo wdzięczna. Jadę do Włoch, mam ze sobą swój dyplom lekarski.

Diana nie traci nadziei, że wróci szczęśliwie na Ukrainę. – Wierzę w to, że wygramy, że nastanie dzień zwycięstwa. Będziemy świętować, będziemy stroić swoje miasta. Nie wskrzesimy tych, co zginęli, ale dla nas ważna będzie wtedy przyszłość. Wygramy. Pochodzę z Armenii, ale w Kijowie nigdy przez 28 lat nie spotkało mnie z tego powodu nic złego. Studiowałam, występowałam na konferencjach naukowych. Nikt mi nie powiedział: „Jesteś Ormianką, tobie nie wolno”. To kłamstwo, co mówi Putin, że Ukraina to kraj rasistowski, nazistowski. To wolny kraj, każdy może tutaj żyć i pracować. Rosja okłamała też swoich żołnierzy. Te dzieciaki giną nie wiadomo za co. Nasi giną za ojczyznę, za naszą ziemię, a tamci? Co Putin powie ich matkom, żonom?

Ludzie z Wołynia

Większość krakowskich domów zakonnych przyjęło gości z Ukrainy. Jednymi z pierwszych były siostry albertynki. W ich krakowskim Domu Generalnym schronienie znalazło ponad sześćdziesiąt osób. Kilka mam z dziećmi trafiło też do podkrakowskiego klasztoru Benedyktynek w Staniątkach. Mieszkania dla ofiar wojny znalazły się też m.in. u franciszkanów i dominikanów w Krakowie. O. Maciej Soszyński OP opowiada: – Potrzebne było podjęcie szybkich decyzji. Pierwsze rodziny ­przyjęliśmy 28 lutego. Na początku przygotowaliśmy dwadzieścia miejsc, zgłosiliśmy je do bazy Caritasu. Od tego momentu właściwie przestaliśmy panować nad tym kontaktem. Dzwonili do nas wolontariusze nie tylko z Caritasu, ale też z dworca i bezpośrednio z granicy. Dziś jesteśmy w stanie przyjąć jednorazowo ponad sześćdziesiąt osób. Warto podkreślić zaangażowanie braci studentów: to oni niosą cały trud opieki nad tymi ludźmi. Oni też budują relacje z uchodźcami. Jeżdżą z nimi na zakupy czy do lekarza.

Osoby, które otrzymały schronienie u dominikanów, zajmują pokoje gościnne braci. Do dyspozycji uchodźców przekazano też cztery lokale mieszkalne w kamienicach poza klasztorem. – Nie wiemy, czy nasi goście będą chcieli tam zostać na stałe, ale przypuszczamy, że tak może być. Jedna z pań znalazła pracę, dla jej dzieci znaleźliśmy szkołę. Zareagowaliśmy najszybciej jak to możliwe, ale miałem poczucie, że i tak straciliśmy cztery dni. Były one potrzebne na przemodelowanie naszej organizacji. Miejsca, które mieliśmy na zewnątrz, wymagały adaptacji: dwa z tych mieszkań były wcześniej pomieszczeniami biurowymi – tłumaczy o. Soszyński.

W sytuacji, w której znaleźliśmy się wszyscy, dominikanin dostrzega wymiar społeczny i teologiczny: – To najpiękniejszy proces budowania wspólnoty, jaki można sobie wyobrazić. Mieliśmy tu dziesięcioosobową rodzinę z Wołynia. Bardzo nam pomogli przy remoncie i wyposażeniu mieszkań. Dostrzegliśmy w tym symboliczne pojednanie i zasypanie historycznych podziałów. To, co się dzieje, to żywa Ewangelia.

Gdzie jest Kościół

Drzwi domów samotnej matki Wspólnoty Chleb Życia otworzyła też s. Małgorzata Chmielewska. – Sytuacja, której jesteśmy uczestnikami, to ogromna szansa na przebudzenie Kościoła, wyrwanie z marazmu, i jestem przekonana, że Kościół tę szansę wykorzystuje – mówi. – Zżymam się strasznie, kiedy widzę w internecie pytania: „a gdzie jest Kościół?”. Kościół to my wszyscy, to ludzie. W domach, które prowadzi nasza wspólnota, błyskawicznie zorganizowaliśmy tymczasowe miejsca pobytu dla kobiet z Ukrainy. W Krakowie, Warszawie, Brwinowie. Przez te miejsca bezustannie przewija się kilkadziesiąt osób.

Siostra Małgorzata angażuje też do pomocy bezdomnych, którzy mieszkają w prowadzonych przez nią placówkach. – Ci, którzy są sprawni, pomagają przy urządzaniu pomieszczeń, skręcają łóżka. Dla nich to też są wyrzeczenia, bo jest zamieszanie, szum, ciasnota. Muszą się dzielić przestrzenią, ale to, że teraz stali się pomocni, potrzebni, ma duże znaczenie dla budowania ich poczucia własnej wartości.

Siostra Chmielewska podkreśla, że ważna jest również współpraca z samorządami i organizacjami pozarządowymi. – Nie można przy tym wybierać, komu pomagamy, a komu nie, czy wybrzydzać: z tą organizacją współpracujemy, a z tą nie, bo to ateiści – zastrzega. – Wspomogliśmy Fundację Serce Miasta, która zajęła się tymi uciekinierami, których nikt nie chciał wziąć do siebie. Chodzi tu głównie o osoby z poważnymi dysfunkcjami. Zorganizowaliśmy też transport dla kobiety, która przeszła w Polsce poważną operację onkologiczną, amputację nogi. Ją też bierzemy do siebie.

Gorąca zupa

Osobami z dysfunkcjami, które docierają do nas z Ukrainy, zajmuje się też Caritas Polska. W oddziałach tej instytucji w całej Polsce schronienie znajdzie około dwóch tysięcy sierot oraz dzieci z różnym stopniem niepełnosprawności. Caritas organizuje także transporty humanitarne, wspomaga finansowo i poprzez dostawę leków oraz żywności oddziały Caritasu w Ukrainie.

Przed Dworcem Głównym w Krakowie uruchomiony został punkt wydawania gorącej zupy. W namiocie ustawionym na placu Jana Nowaka Jeziorańskiego wolontariusze wydają gościom z Ukrainy gorące posiłki. Obiady wydaje też prowadzona przez Caritas Kuchnia św. Brata Alberta. W akcji biorą udział wolontariusze z Centrum Wolontariatu oraz klerycy z krakowskiego seminarium i Ruch Światło-Życie. W ciągu pierwszych dwóch tygodni wojny schronienie za pośrednictwem Caritasu znalazło w Krakowie i okolicach około 3500 osób. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2022