Nie widzieć, nie słyszeć

Skandal wstrząsa niemieckim Kościołem. A zwłaszcza zakonem jezuitów, który blisko 20 lat ukrywał wiedzę o seksualnym molestowaniu uczniów swej elitarnej szkoły przez nauczycieli--zakonników.

09.02.2010

Czyta się kilka minut

Liceum imienia św. Petrusa Kanizjusza, w skrócie zwane Canisius-Kolleg, usytuowane jest w miejscu nobliwym: na obrzeżach dzielnicy Berlina, w której rezydencje mają dyplomaci. Adres jest jak najbardziej adekwatny: Kolegium im. Kanizjusza to nie tylko dobre liceum, to szkoła o renomie europejskiej.

A przy tym szkoła katolicka: prowadzi ją zakon jezuitów. Nosi imię pierwszego niemieckiego jezuity, Petrusa Kanizjusza (1521-1597). Pius XI beatyfikował go w roku 1925 - było więc poniekąd rzeczą naturalną, że powstałe w tym samym roku jezuickie liceum w Berlinie uznało go za patrona. Kto zdaje tu maturę, ten automatycznie tworzy sobie dobry punkt wyjścia - do studiów, a potem kariery.

Jednak od kilku dni dobre imię tej elitarnej szkoły stoi pod znakiem zapytania. W grę wchodzi nie tylko jej renoma, ale także - wiarygodność. Rzecz nie tylko w tym, jakie fakty z przeszłości wychodzą dziś na jaw. Równie obciążające może być to, że choć władze szkoły i prowincja jezuitów wiedziały o wszystkim od dawna, zrobiły niewiele.

"Pseudopedagogiczne preteksty"

Fakty są takie: dwóch jezuitów, nauczycieli z Kolegium im. św. Kanizjusza, przez wiele lat wykorzystywało seksualnie uczniów, chłopców i dziewczęta. Działo się to w latach 1975-83. Mowa o co najmniej 30 przypadkach molestowania, potwierdzonych przez zeznania byłych uczniów i uczennic. Na razie, bo na światło dzienne co chwila wychodzą kolejne wydarzenia z lat 70. i 80. ub. wieku.


Po stronie ofiar: o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym, internetowym wydaniu specjalnym.


Przestępstw tych dopuścić mieli się dwaj duchowni. 65-letni dziś Wolfgang S. uczył w berlińskim liceum do 1979 r. niemieckiego i religii oraz prowadził zajęcia sportowe; potem został przeniesiony do szkoły im św. Ansgara w Hamburgu. Również byli uczniowie tej szkoły wysunęli wobec niego zarzuty molestowania. Po kolejnej zmianie miejsca pracy Wolfgang S. trafił do jezuickiego Kolleg Sankt Blasien w Schwarzwaldzie. Tu podobno przyznał się do swych czynów dyrektorowi szkoły, po czym wyemigrował do Chile, a w 1992 r. wystąpił z zakonu.

Dziś Wolfgang S. przyznaje się do winy. W wydanym oświadczeniu pisał: "Przez wiele lat nadużywałem mojej pozycji i wykorzystywałem seksualnie dzieci i młodzież, sięgając po rozmaite pseudopedagogiczne preteksty". Prosząc swoje ofiary o wybaczenie, dodawał: "Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie".

Drugi obwiniony, 69-letni obecnie Peter R., były już zakonnik i były nauczyciel religii, nie przyznaje się do winy. Również w jego przypadku berlińskie liceum, gdzie miał molestować podopiecznych, nie było jedynym miejscem zatrudnienia. Przeniesiony z Berlina, dalej pracował z młodzieżą: w Getyndze odpowiadał za duszpasterstwo młodzieżowe w licznych parafiach. Gdy pojawił się zarzut, że molestuje seksualnie dziewczęta, jezuita najpierw zniknął z Niemiec - wyjechał do Meksyku - a potem wrócił do kraju i został urlopowany przez władze zakonne. W 1995 r. wystąpił z zakonu, jednak nadal był zatrudniony przez Kościół, w diecezji Hildesheim.

Wygląda na to, że na tym sprawa się nie kończy. Kolejny jezuita, który najpierw uczył w Liceum im. św. Kanizjusza, a potem pracował w duszpasterstwie młodzieżowym w Hanowerze, podejrzewany jest o molestowanie podopiecznych; przestępstwa miał popełniać między rokiem 1972 a 1975.

Prowincjał niemieckich jezuitów o. Stefan Dartmann obawia się, że wkrótce zgłosić mogą się kolejne ofiary z kolejnych miast, gdzie zakon prowadzi placówki oświatowe.

"Odwracaliśmy wzrok"

Do opinii publicznej wiedza o przypadkach molestowania w Liceum im. Kanizjusza trafiła kilka dni temu - po tym, jak pod koniec stycznia obecny rektor liceum, o. Pater Klaus Mertes, rozesłał list do około pięciuset byłych uczniów, którzy uczęszczali do szkoły w czasie, gdy ci trzej jezuici pracowali tam jako nauczyciele.

Ksiądz Mertes opisał w nim całą sprawę molestowania - i poprosił dawnych wychowanków liceum o wybaczenie. W swoim liście pisał: "Z głębokim wstrząsem i wstydem przyjąłem do wiadomości fakt, iż dochodziło do tych bezprawnych i przestępczych czynów, które nie miały charakteru sporadycznego, lecz systematyczny, i które dokonywane były przez wiele lat". W swym liście o. Mertes przyznaje - otwarcie i odważnie - że o przypadkach seksualnego wykorzystywania uczniów przez nauczycieli wiadomo było od dawna, ale że były one tuszowane przez ówczesne władze szkoły. Zamiast dopełnić swego "obowiązku chronienia ofiar" molestowania, władze szkolne "odwracały wzrok", udając, że nie ma problemu.

Nie ma tu czego pomniejszać bądź upiększać; nie ma nic, co mogłoby usprawiedliwić postępowanie w przeszłości władz szkolnych i władz zakonu - takie było przesłanie konferencji prasowej, na której wystąpili w Berlinie rektor Mertes i prowincjał Dartmann.

Jednak skrucha, którą prezentują obecny dyrektor szkoły i obecny przełożony niemieckich jezuitów, przemawiając w imieniu swoich instytucji - to jedno. Zaś palące pytania, na które na razie nie ma odpowiedzi - to drugie. Dlaczego nikt nie zauważał cierpienia dzieci? Dlaczego, gdy pojawiły się już podejrzenia, że dochodzi do molestowania, zakonników-nauczycieli usuwano w cień, przenosząc ich w miejsca, gdzie nadal mieli do czynienia z dziećmi i młodzieżą? Dlaczego mówić o tym wszystkim - także w kontekście ofiar - zaczęto dopiero po wielu latach?

Jakimś wytłumaczeniem - co nie znaczy, że usprawiedliwieniem - może być to, co o. Mertes mówił w rozmowie z dziennikiem "Süd­deutsche Zeitung": że w Liceum im. św. Kanizjusza panowała szczególna "kultura korporacyjna". Kiedy w 1994 r. Mertes zaczął tu pracę, uważał to za wielkie wyróżnienie; "Kanizjusz" był dlań instytucją przez wielkie "I", otoczoną legendą, niemal z aureolą. Wkrótce jednak na legendzie pojawiły się rysy i wątpliwości, gdy do uszu o. Mertesa dotarły pierwsze plotki o molestowaniu. Ale dopiero w 2006 r. jeden z byłych uczniów zaufał mu i opowiedział, jak był molestowany - wszelako pod warunkiem, że nic z tego nie przedostanie się do wiadomości publicznej. Duchowny przystał na ten warunek i obietnicy dotrzymał - aż do chwili, gdy niedawno zgłosili się do niego kolejni uczniowie, w sumie 22 osoby. "Ale obawiam się, że liczba ta jeszcze się powiększy" - mówił.

***

Ujawnienie wydarzeń w elitarnej szkole katolickiej wywołało w opinii publicznej - sądząc po komentarzach - szok i gniew. Mowa jest, jak zwykle w takich przypadkach, o erozji moralności i inercji instytucji. O. Dartmann przyznał, że od ujawnienia sprawy otrzymał na swój adres elektroniczny ponad tysiąc maili.

Kościół zapowiada surowe konsekwencje dla duchownych winnych molestowania; jakie, to ma być ustalone na najbliższym posiedzeniu Episkopatu. Presja jest silna: tygodnik "Spiegel" obliczył, że od 1995 r. zarzut molestowania padł pod adresem prawie stu księży i świeckich zatrudnionych w kościelnych instytucjach.

Nie całkiem jasne jest natomiast, jakie skutki prawne mogą mieć ujawnione właśnie przypadki: choć z punktu widzenia prokuratury większość z nich uznać trzeba będzie chyba za przedawnione, zakonowi jezuitów grożą pozwy cywilne o zadośćuczynienie finansowe.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2010