Arcybiskup reinterpretowany

O abp. Tadeuszu Gocłowskim kard. Kazimierz Nycz powiedział, że „był jednym z ważniejszych biskupów ostatniego okresu, czyli czasów przełomu lat 80. i 90. ostatniego 25-lecia wolnej Polski”.

09.05.2016

Czyta się kilka minut

Ks. Adam Boniecki /  / Fot. Grażyna Makara
Ks. Adam Boniecki / / Fot. Grażyna Makara

Inni, że był patriotą, że miał talent doprowadzania zwaśnionych stron do zgody, osobisty urok, mądrość. Pogrzeb arcybiskupa zgromadził nieprzebrane tłumy wiernych. Reprezentacja Episkopatu nie była imponująca.

W latach wymienionych przez warszawskiego metropolitę mieszkałem w Rzymie, lecz nawet śledzącemu z daleka wydarzenia w Polsce osoba gdańskiego biskupa rzucała się w oczy z racji jego aktywnego zaangażowania w walkę Solidarności z reżimem. Abp Bronisław Dąbrowski i późniejszy biskup kaliski ks. Alojzy Orszulik byli zaangażowani niejako z urzędu. Oni reprezentowali Episkopat, czy nawet Kościół. Gocłowski był postacią z drugiego planu, lecz wyraźnie było widać, że odgrywa rolę tak ważną, jak chyba żaden inny z polskich hierarchów. Inicjował spotkania stron, był zapraszany jako gwarant wiarygodności i świadek, po zlikwidowaniu Solidarności uparcie wierzył – i dawał temu wyraz – w potrzebę i możliwość przywrócenia jej do oficjalnej egzystencji.


CZYTAJ TAKŻE:

NEGOCJATOR. Niewiele jest osób, którym Polska tyle zawdzięczała w okresie Solidarności i transformacji. Wraz z odejściem abp. Tadeusza Gocłowskiego zamknął się ważny rozdział historii w relacjach państwo–Kościół. Tekst Jarosława Zalesińskiego.


Nie wchodząc w szczegóły tej działalności, przypomnianej zresztą w tym numerze, chcę zwrócić uwagę na delikatne zagadnienie obecności Kościoła, a ściślej biskupów w polityce i ich roli. Z opublikowanych z okazji śmierci arcybiskupa wspomnień świadków wynika, że była to obecność dobra i rola ważna. Biskup nie pchał się do polityki. To jego, z racji autorytetu, którym się cieszył, proszono o udział w tym, co się działo. Także o to, żeby się działo w jego obecności, a czasem nawet w jego domu. Wałęsa chciał debatować z Kiszczakiem o sprawie przyszłego prezydenta Polski w okresie załamywania się, lecz jeszcze nie kompletnego załamania się systemu PRL-u. Opozycja miała świadomość stąpania po cienkim lodzie. Pamiętne pytanie „wejdą? – nie wejdą (Sowieci)?” było wtedy bardzo realne. Bp Gocłowski był obecny przy licznych negocjacjach, w dramatycznych momentach potrafił uratować je od zerwania, był w Magdalence, był przy Okrągłym Stole...

Kiedy dziś czytam znakomitą biografię obecnego papieża – „Prorok” Austena Ivereigha – nieodparcie nasuwają mi się analogie. Obaj – toutes proportions gardées – Bergoglio w Argentynie i Gocłowski w Polsce, dzięki autorytetowi osobistemu i pełnionego urzędu, wykorzystując znajomości, wspierali działania polityczne, o których słuszności byli przekonani. Ratowali ludzi, pracowali nad porozumieniem stron, starali się – bardziej lub mniej skutecznie – zapobiegać dramatom. Myślę, że tego rodzaju obecność ludzi Kościoła okazywała się słuszna i potrzebna. Dobrze, jeśli w sytuacjach trudnych napięć politycznych i społecznych jest do kogo się zwrócić i o nią poprosić.

Takie zaangażowanie wymaga odwagi. Zawsze znajdą się ludzie, którzy z białego zrobią czarne. Wiadomo, co o Jorgem Bergoglio wypisywali Verbitsky i jemu podobni. A abp Gocłowski? W wypowiedzi kard. Nycza o zmarłym zaintrygowało mnie zdanie: „na życiorysie abp. Gocłowskiego interpretowano czy reinterpretowano współczesne wydarzenia historii Polski, co się odbijało na jego ocenie, ale to nie umniejsza jego wkładu, gdy chodzi o zaangażowanie w działalność Kościoła w Polsce”. Zrozumiałem to zdanie dopiero po lekturze artykułu (z 2007 r.) w jednym z organów „prawdziwych Polaków”, którego autor „ujawnia”, dla kogo pracował abp Gocłowski (dziś pewnie by go zaliczono do „targowiczan”). Jednym z dowodów miało być to, że on – a także abp Życiński i bp Pieronek – „stali się autorytetami kościelnymi w Polsce sowicie nagłaśnianymi przez media będące pod całkowitą kontrolą żydo-komunistyczną z Adamem Michnikiem i »Gazetą Wyborczą« na czele”. Wszystko zresztą jest jasne, bo... abp Tadeusz Gocłowski był Żydem. Dodam nawiasem, że z podobnego źródła się dowiedziałem, kim ja naprawdę jestem. Cytuję: „Aaron Ajngold – żyd! Okupant naszego kraju!”.

Rzeczywiście „na życiorysie abp. Gocłowskiego reinterpretowano współczesne wydarzenia, co się odbijało na ocenie”. I byłoby to straszne, gdyby nie te tłumy, które nie reinterpretowały, lecz żegnały go serdecznie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2016