Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tragedie rodzinne ostatnich miesięcy to niestety przede wszystkim sensacje medialne. Od słuchania i czytania o Gromniku i Łodzi podnosi się włos na głowie, ale równocześnie wszystko zdaje się pozostawać poza wymiarem społecznej rzeczywistości polskiej. Nie padają pytania: jak to w ogóle było możliwe? - pytania kierowane nie do urzędników (tu litania zaniedbań), lecz do polskiego sumienia społecznego. Matka pięciorga pozbawiająca życia troje na raz. Rodzice sześciorga kolejno przez lata mordujący czworo. Przecież nie na pustyni czy w leśnej głuszy, tylko w środku społeczności lokalnych. W Polsce, w której inicjatyw i instytucji opiekuńczych, pracujących naprawdę ofiarnie, chyba nie brakuje. W kraju, w którym głosy broniące życia nie są przecież ani wyciszane, ani tym bardziej zabronione. Jak to mogło być, że te dwa światy: czynionego dobra i rozpaczy - nie spotkały się w porę, aby zapobiec najgorszemu? Czego brakuje w naszych działaniach, z których tacy jesteśmy dumni? Odpowiedź na to pytanie jest konieczna, bo obie te tragedie to sprawa nasza, a nie cudza.
PS. Z ostatniej chwili: trzecia tragedia - w Szczecinie nie żyje dwoje dzieci niepełnosprawnych.