Nasi bracia więksi. Anita Piotrowska o spektakularnym dokumencie „Pieśni wielorybów”

Jean-Albert Lièvre stworzył popularnonaukowy poemat, w którym narracja zza kadru prowadzona jest w pierwszej osobie liczby mnogiej. Z perspektywy wielorybów.

20.12.2023

Czyta się kilka minut

Pieśni wielorybów, reż. Jean-Albert Lièvre
Pieśni wielorybów, reż. Jean-Albert Lièvre

Co powiedziałyby nam wieloryby, gdyby w noc wigilijną przemówiły nagle ludzkim głosem? Na przykład to, że istniały na Ziemi miliony lat przed pojawieniem się człowieka i że ich zniknięcie może oznaczać koniec gatunku homo sapiens.  Byłby to zapewne skrót myślowy, lecz przecież jako tak zwani siewcy mórz, a konkretnie użyźniacze fitoplanktonu, przyczyniają się walnie do produkcji tlenu, którego poziom na naszej planecie ciągle się zmniejsza. 

Mogłyby też wspomnieć o czymś dużo bardziej dla siebie dotkliwym, jak choćby o przeprowadzanych dziś, w majestacie prawa i w różnych częściach świata, masowych rzeziach waleni. Albo coś o tonach plastiku pływających w oceanach. Spektakularny dokument „Pieśni wielorybów” stara się jednak nie epatować ciężkimi oskarżeniami – woli po prostu oddać głos waleniom. Dosłownie i w przenośni.

Wieczne safari

Przez cały XX wiek kino przyrodnicze było przede wszystkim familijną rozrywką, szansą na zobaczenie dzikich zwierząt z bliska i na wielkim ekranie. Ten model opowiadania właśnie się kończy.

Zapewne ryzykowny to zabieg w czasach, kiedy tyle się mówi o upodmiotowieniu zwierząt. Tymczasem Jean-Albert Lièvre stworzył popularnonaukowy poemat, w którym narracja zza kadru prowadzona jest w pierwszej osobie liczby mnogiej, czyli właśnie z perspektywy wielorybów. W polskiej wersji językowej czyta ją popularna wokalistka Margaret i zawsze to jakaś odmiana wobec Krystyny Czubówny, wszechobecnej w takich produkcjach. Zresztą twórcy filmu rozmyślnie antropomorfizują swoich bohaterów. Dokument adresowany jest w dużej mierze do młodszego widza, a prócz walorów edukacyjnych ma uruchamiać wyobraźnię i dostarczyć refleksji nie tylko na temat samych wielorybów, lecz także naszego usytuowania w globalnym ekosystemie. I robi to z takim wizualnym rozmachem, że również dorosły widz czuje się niczym zanurzony przez półtorej godziny w nieskończonym oceanarium. A kiedy milknie na chwilę werbalny komentarz i brzmią wreszcie te wszystkie chlupoty i bulgoty, pomruki pękających lodowców i oczywiście nieziemskie śpiewy fiszbinowców czy zębowców, zmysłowa immersja graniczy z medytacją.

Nie jest przypadkiem, że nagrania owych pieśni poszybowały w kapsule Voyagera jako część ziemskiego dziedzictwa wysłanego domniemanym mieszkańcom innych galaktyk. To, co przypomina muzyczny ambient, okazuje się skomplikowanym systemem językowym, mającym swoje dialekty, melodie i archiwa. Trudno bowiem uciec w opisie zwierzęcej komunikacji od ludzkiego słownika. Mowa więc o sieci społecznościowej, nawigacji GPS, o mapach, a nawet o swoistym karaoke. Kiedy podkreśla się grupową współpracę wielorybów, używa się raczej określenia „solidarność” aniżeli „stadne instynkty”. Ów humanizujący język brzmi zresztą zdecydowanie lepiej niż wkładanie w wielorybi otwór gębowy podniosłych haseł typu „śpiewamy dla planety”. 

Warto jednak pamiętać, że nie jesteśmy na wykładzie z zoologii, oceanografii czy animal studies, ale po prostu na filmie familijnym. Dodajmy: w możliwie szerokim tego słowa znaczeniu, dalekim od infantylizującego przyrodę bambinizmu i jednocześnie zacierającym znaki sprzeczności między naturą a kulturą. Chodzi w nim także o to, byśmy przy bliższym spotkaniu z naszymi braćmi większymi, dzięki poznaniu ich ewolucji, percepcji i rytuałów, poczuli się częścią znacznie większej rodziny. Tak jak ekipa tego filmu, kręconego – wedle deklaracji samych twórców – z poszanowaniem dobrostanu zwierząt, ograniczoną do minimum ingerencją w ich środowisko i z przestrzeganiem zasad „zielonej” produkcji.  

W naszej kulturze wieloryb nie miał, jak dotąd, najlepszych notowań i długo kojarzył się, co słychać w niektórych językach, z ogromnych rozmiarów rybą. Przynajmniej od czasów starotestamentowego Jonasza był synonimem, pewnie ze względu na gabaryty, krwiożerczego potwora. Naładowany symbolami lewiatan powracał u Hermana Melville’a w „Moby Dicku” i we współczesnym filmie Andrieja Zwiagincewa. Ostatnio, u Darrena Aronofsky’ego, stał się synonimem uwięzienia w monstrualnym ciele. Dla kina dokumentalnego, zwróconego w inne rejony świata, był człowiekowi mięsem, a często gwarantem biologicznego przetrwania gdzieś na północnych rubieżach kontynentów  („Wieloryb z Lorino” Macieja Cuskego). Równolegle dyskurs naukowy czy ekologiczny coraz częściej dostrzega w wielorybie ofiarę gospodarki opartej na nadmiernej eksploatacji tudzież czuły barometr dla funkcjonowania oceanicznej biocenozy. Nie przypadkiem bohaterów filmu Lièvre’a nazywa się szumnie strażnikami naszej planety. 

I nawet jeśli głównym celem twórców nie miało być powodowanie u nas tak zwanego moralniaka, jednym z bardziej zapamiętanych kadrów filmu będzie z pewnością obraz wyrzuconego na dziką plażę gigantycznego walenia. Patrzy na nas nieruchomym okiem i wiele wskazuje na to, że godziny wodnego zwierzęcia unieruchomionego na suchym lądzie są już policzone. Że zginie pod wpływem promieni słonecznych bądź pod własnym ciężarem. Wówczas podbiega do niego mały chłopiec, a po chwili kładzie dłoń na ledwie dyszącym cielsku i zaczyna polewać je wodą z dziecięcego wiaderka. Rozpoczyna się akcja ratownicza i takie przerywniki będą towarzyszyć aż do końca paradokumentalnej gawędzie o największym z żyjących dziś na Ziemi ssaków. 

Ponoć sam reżyser trzydzieści lat wcześniej przeżył podobną sytuację: na jednej z plaż Bahamów stanął oko w oko z humbakiem, z daleka do złudzenia przypominającym skałę, i od tamtej pory prześladował go ów obraz. Dlatego nakręcił film, który mimo nadmiernego rozpoetyzowania w warstwie słownej nie narzuca się z ludzką obecnością (w przeciwieństwie chociażby do dokumentu „O czym śnią wieloryby”, pokazywanego niedawno na festiwalu Watch Docs). Człowiek rzadko wchodzi tutaj w kadr, już prędzej jego własne „pieśni”, albowiem ścieżka dźwiękowa francuskiego dokumentu jest zaiste imponująca: od Sigur Rós i Talk Talk, poprzez Leonarda Cohena po Kronos Quartet. 

Na szczęście ta kaloryczna playlista nie wytłumia naturalnej fonosfery. Bo jeśli coś zostaje po tym filmie, to nie tylko jego pokrzepiająca fabularna osnowa, widowiskowa oprawa czy warstwa edukacyjna. Najmocniej działa ów tytułowy „masaż dźwiękowy”, który od lat funkcjonuje na rynku jako muzyka relaksacyjna. Tym razem służy czemuś innemu niż ukołysanie. W łagodny sposób, głosami inteligentnych olbrzymów, pragnie wybudzić nas z letargu arogancji.  

PIEŚNI WIELORYBÓW („Les gardiennes de la planète”) – reż. Jean-Albert Lièvre. Prod. Francja 2022. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 29 grudnia. 

Jean-Albert Lièvre to francuski fotografik, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych, głównie przyrodniczych, znany z takich tytułów, jak „Syndrom Titanica” czy „Flore”. Jego scenariusz do filmu „Pieśni wielorybów” powstał z inspiracji książką „Whale Nation” autorstwa zmarłego w 2017 roku Heathcote’a Williamsa. W oryginalnej wersji językowej narratorem jest aktor Jean Dujardin. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52-53/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Nasi bracia więksi