Naprawdę nazywam się Tewzadze

Na początku były wolna Gruzja i wolna Polska. Potem Gruzini musieli uciekać przed Sowietami, a Polacy udzielili im schronienia. Jeszcze później Gruzini odpłacili za gościnę. Także krwią.

30.09.2008

Czyta się kilka minut

Gruzińscy oficerowie w drodze do Polski; Konstantynopol, 1921 r. /fot. archiwum Pro Georgia /
Gruzińscy oficerowie w drodze do Polski; Konstantynopol, 1921 r. /fot. archiwum Pro Georgia /

Nikoloz Matikaszwili, już jako 80-letni mężczyzna, wspominał: "Mama znała mnóstwo bajek. W zimie zazwyczaj siadaliśmy wokół piecyka i przy mruczeniu czarnego kota słuchaliśmy razem bajek mamy: o Prometeuszu, Dewie czy Nacarkekii; o księżniczkach zaklętych w żaby, ryby czy węże. Opowiadała również o Bogu, który zawsze pomagał pozytywnym bohaterom bajek. Słuchaliśmy tych opowieści i nasze serca przepełniała dobroć, wielkoduszność, miłość, chęć obrony i pomocy słabszym".

Wtedy, u kolan mamy w drewnianym domku w Sagaredżo (wschodnia Gruzja), Nikoloz nie przypuszczał, że życie przyniesie mu więcej przygód niż bohaterom tych bajek. Jako wygnańcowi.

Z Tbilisi do Warszawy

Jesienią 1921 r. do Polski dotarło 108 oficerów gruzińskich; niektórzy z rodzinami. Z zajętej przez Armię Czerwoną ojczyzny musieli uciekać do Konstantynopola. Stąd rząd emigracyjny starał się wysłać ich do szkół wojskowych we Francji, Grecji i Polsce. Aby przetrwali, uczyli się - i zbudowali armię, gdy kraj znów odzyska wolność.

Gruzińskie władze emigracyjne rezydowały w Paryżu, ale najsilniejsze związki Gruzini mieli z Polską. - Stosunki dyplomatyczne nawiązała już Rada Regencyjna, tworząc w Tbilisi jesienią 1918 r. tzw. Przedstawicielstwo Państwa Polskiego na Kaukazie - opowiada dr Dawid Kolbaia, pracownik Studium Europy Wschodniej UW. - W styczniu 1921 r. polski rząd uznał Republikę Gruzińską de iure. Nastąpiło to krótko przed wkroczeniem wojsk sowieckich i ponowną utratą niepodległości.

Kolbaia: - Przyjazne uczucia dla Gruzji znajdowały oparcie w federalistycznej koncepcji polityki wschodniej Piłsudskiego. Wprawdzie po podpisaniu traktatu ryskiego utraciła ona znaczenie praktyczne, ale nie zanikła w sferze ideologicznej, gdzie jej kontynuacją stał się prometeizm. Jego celem było popieranie tych narodów wchodzących w skład ZSRR, które w czasie I wojny próbowały budować własną państwowość: Ukraińców, Ormian, Azerów, Tatarów, kaukaskich górali i Gruzinów.

Zaproszenie dla gruzińskich wojskowych było też spłatą długu wdzięczności: za wspomaganie tworzących się na Kaukazie w latach 1917-18 oddziałów polskich. W 1921 r. Polska mogła się odwdzięczyć, a w 1922 r., decyzją Piłsudskiego, gruzińscy oficerowie zyskali prawo do tzw. służby kontraktowej w Wojsku Polskim.

Generałowie i powstańcy

W opracowanym przez dr. Kolbaię roczniku "Pro Georgia. Journal of Kartvelological Studies" widnieje długa lista: generałów, majorów, kapitanów - oficerów kontraktowych. Swe przeznaczenie znaleźli na przedpolach Warszawy w 1939 r., w Katyniu, w Powstaniu Warszawskim...

W Powstaniu walczyli też Gruzini, dawni żołnierze Armii Czerwonej, którzy uciekli z niemieckiej niewoli. Niewiele o nich wiadomo, poza tym, że służyli w tzw. słowackim plutonie na Czerniakowie i że dowódca był najspokojniejszy, gdy to oni stali na warcie. I jeszcze, że kiedyś poszli na gniazdo karabinu maszynowego uzbrojeni w kindżał i butelkę zapalającą.

Nazwiska tych, którzy zginęli, znajdują się na Murze Pamięci w Muzeum Powstania. Wśród nich Ioseba Tamradze, który 15 września został sam na posterunku u zbiegu Czerniakowskiej i Zagórnej: na chwilę zatrzymał Niemców, pozwalając wycofać się innym. Ci Gruzini, którzy wraz z powstańcami przeprawili się wtedy na drugi brzeg Wisły, jako byli jeńcy zniknęli w sowieckich łagrach. Ich dawny dowódca szukał ich po wojnie, słał listy. Wracały bez odpowiedzi.

Albumy z ogródka

Nie wiadomo, gdzie zginął Jerzy Mamaladze. Prawdopodobnie w Katyniu. W 1939 r. jego pułk wpadł w ręce Sowietów. Wolał zataić, że jest emigrantem. W obozie w Kozielsku nosił nazwisko Malinowski. Dzięki koledze udało mu się wysłać list do żony. Potem nie było już wiadomości.

Zostały trzy albumy przedwojennych zdjęć. Gdy zaczęła się wojna, Jerzy zakopał je w ogródku. Inne pamiątki spłonęły w Powstaniu, a te ocalały i zostały opublikowane w roczniku "Pro Georgia".

Są tu zdjęcia z Gruzji: dzieci, mężczyzn, kobiety w ciemnej sukni (chyba matki; fotografię zrobiono we Francji, a matka była pół-Francuzką), podpisane lub tylko z datą. Jest też młody Jerzy w mundurze. A potem epopeja: droga do Polski, oczekiwanie na statek w Konstantynopolu, polska szkoła wojskowa, promocje oficerskie, manewry. Życie towarzyskie: Jerzy bez konia i szabli, za to z gitarą. Życie prywatne: urlop na kajakach, wycieczka do Krakowa. Czasem zdjęcia podpisane są po gruzińsku, czasem wcale. Wśród nich - dokument z warty honorowej przy zwłokach Piłsudskiego w warszawskiej katedrze.

Zdjęcia urywają się w 1938 r. Wojnę przeżyła tylko żona Jerzego (synek zmarł w 1941 r.). Zaangażowana w konspirację i aresztowana przez gestapo, przeszła Pawiak i Ravensbrück. Po dawnym życiu zostały jej trzy albumy.

Nazwisko z testamentu

Był 17 września 1980 r., gdy Walery Krzyżanowski spisał testament: "Rozliczając się z życiem, chcę wyjaśnić pewną tajemnicę. A mianowicie nazywam się Walerian Tewzadze. Jestem podpułkownikiem dyplomowanym Wojska Polskiego. Urodziłem się w Gruzji. Brałem udział w wojnie 1939 r. w obronie Warszawy jako dowódca Odcinka Północnego. Dostałem się do niewoli niemieckiej. Jestem kawalerem orderu Virtuti Militari V klasy. Jako Gruzin zostałem zwolniony z niewoli niemieckiej. Skorzystałem z wolności i wstąpiłem do AK, zmieniłem nazwisko na Walery Krzyżanowski. W 1944 r. zostałem wysłany do 7. dywizji piechoty AK jako szef sztabu i zastępca dowódcy dywizji".

I dalej: "Zmarła 12 lutego 1980 r. Małgorzata Chmelikowska nie była moją siostrą, lecz żoną. Ujawniając powyższe, proszę tych, którzy zajmują się moim pogrzebem, aby pochowali mnie pod prawdziwym nazwiskiem. Jednocześnie na tablicy grobowca proszę zmienić napis zamiast Małgorzata Chmelikowska na Małgorzata Tewzadze. Pieniądze, które pozostają po mojej śmierci, przeznaczam na zmianę tablicy nagrobnej oraz utrzymanie czystości przez następne lata". W 1987 r. spoczął na cmentarzu w Dzierżoniowie pod prawdziwym nazwiskiem.

Za młodu marzył o studiach na politechnice. Wspominał: "Nie byłem entuzjastą wojskowości, a do szkoły [Tbiliskiej Szkoły Wojskowej - red.] trafiłem przypadkowo. Nie miałem żadnego pojęcia o sztuce wojskowej i wśród krewnych też nie miałem żadnego wojskowego".

Ale okazał się świetnym żołnierzem. W mundurze przeżył lata rewolucji w Rosji i wybijania się Gruzji na niepodległość. Chaos, walka, rozejmy, głód. Radość z narodzin wolnej Gruzji, gorycz po napaści bolszewików w 1921 r.

Decyzją Sztabu Generalnego, Tewzadze miał wyjechać z kraju, jak inni obiecujący oficerowie. Nie była to decyzja łatwa: "Nie wyobrażałem sobie opuszczenia mojego kraju i rodziny. Po długim wahaniu postanowiłem jednak opuścić go. Myślałem, że panowanie bolszewików długo nie potrwa. Ojczyzna wyswobodzi się, a ja do niej powrócę".

Jego życie rozszczepiło się nie tylko między dwie ojczyzny, ale i dwa światy: przedwojenny i późniejszy. W tym pierwszym był szanowanym oficerem. W drugim - pracował w zakładach włókienniczych w Dzierżoniowie, żonę przedstawiał jako siostrę. Lata w ukryciu i napięciu.

Mimo to w testamencie napisał: "Jako Gruzin chciałbym być pochowany w Gruzji, ale jestem szczęśliwy, że będę pochowany w ziemi szlachetnego i dzielnego Narodu Polskiego".

Ostatni Mohikanin

Gdy opuszczali kraj w 1921 r., sądzili, że wrócą i przepędzą bolszewików. Tymczasem przyszło im walczyć w armii polskiej. Choć nie mieli takiego obowiązku: w 1939 r. jako cudzoziemcy mogli opuścić Polskę. Nie skorzystali z tego. Bili się z Niemcami i Sowietami w 1939 r., a potem wielu w podziemiu.

Wśród nich Nikoloz Matikaszwili, także absolwent Tbiliskiej Szkoły Wojskowej. W lecie 1944 r. ze swym leśnym oddziałem miał iść na pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Nie udało mu się przebić, ale dostał się do bram obozu w Pruszkowie, do którego Niemcy wysiedlali warszawiaków. Dał znać Gruzinom w Berlinie, którym Niemcy pozwolili wyciągnąć z obozu rodaków. Pełnomocnictwa przejął Matikaszwili: "Krążyłem w tym piekle i wyprowadzałem z obozu tylu Gruzinów, ilu znalazłem. Niejednokrotnie podawałem Polaków za Gruzinów i w ten sposób im również ratowałem życie. Polacy zwykle wracali do swoich domów, a Gruzini wyjeżdżali na Zachód".

Sam został w Polsce, postanowił się nie ukrywać i nadal chciał służyć w polskim wojsku. Na przedwojennych oficerów nie patrzono jednak dobrze i szybko wysłano go na emeryturę. Sam przyznawał, że nie był to najgorszy los - jego przyjaciel Micheil Kwaliaszwili spędził kilkadziesiąt lat w łagrach.

Przed śmiercią Matikaszwili napisał: "Dziś jestem »ostatnim mohikaninem« z tej grupy junkrów [absolwentów szkoły wojskowej w Tbilisi - red.]. Mam ponad 87 lat i uważam za swój obowiązek opisanie losu, marzeń, służby, walki i śladu moich kolegów junkrów, aby młoda generacja nie zapomniała o nas".

Zmarł w 1993 r. Jego trumnę okryto gruzińską flagą.

Duchowny i naukowiec

Swojego grobu nie ma o. Grzegorz Peradze. Wiadomo tylko, kiedy zginął: komendant obozu w Auschwitz wysłał do metropolity w Warszawie telegram z informacją o śmierci archimandryty Peradzego: 6 grudnia 1942 r., o godzinie 16.45.

Grzegorz (Grigol) Peradze urodził się w 1899 r. w Bakurciche (wschodnia Gruzja). Gdy miał kilka lat, osierocił go ojciec, także duchowny. Matka z Grzegorzem i dwoma braćmi przeniosła się do Tbilisi. Tam skończył seminarium duchowne.

Potem wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie rewolucja, niepodległość, a potem bolszewicy. Grzegorza powołano do wojska. A gdy gruzińscy oficerowie ruszyli do Polski, pojechał również on. Cerkiew gruzińska, która w 1918 r. ogłosiła niezależność od Moskwy, wysłała go na studia do Berlina. Cel był ten sam, co w przypadku oficerów: oni mieli kiedyś budować armię, on - Kościół.

Następne lata upłynęły na pracy naukowej. Uzdolniony, opanował kilkanaście języków (m.in. hebrajski, grecki, syryjski, arabski, koptyjski). Studiował historię religii, tłumaczył starożytne teksty, pisał rozprawy. Próbował wrócić, ale ZSRR odmówił mu wizy. Pod koniec lat 20. mieszkał w Paryżu, gdzie żyła spora kolonia gruzińska: w tamtejszej parafii gruzińskiej św. Nino brakowało duszpasterza - po wahaniach Grzegorz zdecydował się przyjąć święcenia kapłańskie i objąć parafię.

W 1933 r. metropolita warszawski Dionizy zaprosił go do Polski. Przystał na propozycję: w Paryżu nie czuł się dobrze, mówił, że tam emigracja zbyt skupia się na polityce, a w Warszawie ludzie są bardziej nastawieni na duchowość i kulturę.

Ks. Henryk Paprocki, który przygotowywał proces kanonizacyjny Peradzego, opowiada, że Gruzin był fascynującym wykładowcą. W 1939 r. miał jechać do Algieru na kongres naukowy. Zrezygnował z obawy, że zbliżająca się wojna uniemożliwi powrót do Polski. Później odrzucił niemiecką propozycję wykładania w Berlinie. Oficjalnie dalej zajmował się pracą naukową, nieoficjalnie - pomocą Żydom.

W maju 1942 r. do jego mieszkania weszło gestapo. Podczas rewizji znaleziono pieniądze (dolary, funty), prawdopodobnie na ratowanie Żydów, i ukryte w ikonie fotografie dokumentów, co uznano za dowód szpiegostwa.

Zdjęcia podrzucono, a Niemcy weszli w wyniku donosu. Komu zależało, by się pozbyć Peradzego? Wydaje się, że była to akcja grupy Gruzinów, którzy współpracowali z Niemcami. Peradze im przeszkadzał, zwalczając antypolską propagandę w tzw. legionach kaukaskich (formacje tworzone z jeńców radzieckich). Ks. Paprocki twierdzi, że Peradze uraził ich też, gdy odmówił zostania ich kapelanem.

Na Pawiaku spędził kilka miesięcy. Metropolia Prawosławna starała się mu pomóc, ale bez powodzenia. Przewieziony do Auschwitz, 18 dni później został zamordowany. - Zgłosił się za więźniów-Polaków, biorąc na siebie winę. Komando zostało wygonione na plac i Niemcy powiedzieli, że jeśli nie zgłosi się ten, który ukradł chleb, zginą wszyscy. Peradze uratował pozostałych - opowiada ks. Paprocki.

Uznany za świętego przez Kościół Prawosławny w 1995 r., Peradze zostawił duży dorobek naukowy, ale ocalały tylko prace już opublikowane (zapiski i dzienniki zarekwirowało gestapo). Wyłania się z nich obraz człowieka cieszącego się światem. W "Dzienniku podróży po Ziemi Świętej i Syrii" z 1936 r. są obserwacje jak spod pióra reportera. Bo ten święty był też zwykłym człowiekiem, który lubił przesiadywać pod drzewami figowymi i zajadać owoce.

***

Przed II wojną światową kolonia gruzińska w Warszawie liczyła ponad 300 osób. Dziś - około 200-250. Nie ma już oficerów, balu gruzińskiego i tamtego świata. Ale zostały polsko-gruzińskie przyjaźnie. I pamięć, której jednym ze strażników jest dr Dawid Kolbaia.

Co roku wydaje pismo "Pro Georgia", a w nim dokumenty i relacje. - Losy Polski i Gruzji były podobne, może dlatego, że podobne jest nasze położenie strategiczne - mówi Kolbaia. - No i tak samo kochamy wolność. Bohaterstwo tamtych Gruzinów, ich miłość do Polski dają mi siłę, żeby chronić ich ślady. Żeby ta polsko--gruzińska przyjaźń nie przepadła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2008