Na żywo

Festiwale muzyczne wpisały się w polski krajobraz. W letnich miesiącach nie ma chyba tygodnia, by nie odbywała się kolejna impreza. Ale pojawiają się głosy, że ich czas nieuchronnie się kończy.

02.08.2011

Czyta się kilka minut

Koncert zespołu The Flaming Lips, Off Festiwal 2010, Katowice / fot. Patryk Stanik /
Koncert zespołu The Flaming Lips, Off Festiwal 2010, Katowice / fot. Patryk Stanik /

W sierpniu 1969 r. w Woodstock całkowicie zawiodła organizacja. Pogoda też nie dopisała. Nie zawiedli natomiast ludzie, których przybyło ponad pół miliona. Na festiwalu wystąpili najważniejsi artyści tego okresu, jednak Woodstock pamiętano przede wszystkim z powodu atmosfery przyjaźni, otwarcia i wolności. Sama muzyka został zepchnięta na dalszy plan i nie przypadkiem bohater nakręconego po latach "Zdobyć Woodstock" Anga Lee w ogóle nie dociera na koncerty. To na obrzeżach rodziła się hipisowska legenda.

Jarocin i Open’er

Woodstock nie był wcale najlepszym z ówczesnych festiwali. Niektórzy uważają, że większe znaczenie miała zorganizowana w czerwcu 1967 r. trzydniowa impreza w Monterey: to tam ważne dla swej kariery w Ameryce występy dali Jimi Hendrix, The Who, Janis Joplin czy Otis Redding. Dziś, po latach na dobre ustaliła się lista miejsc, do których należy pojechać w poszukiwaniu dobrej muzyki. Najważniejsze to brytyjski festiwal w Glastonbury. Lista jest jednak dłuższa: jest na niej irlandzki Oxegen Festival, brytyjski V Festival, duński Roskilde, węgierski Sziget Festival, barceloński Primavera Sound.

W Polsce symbolem letnich festiwali stał się Jarocin. Choć jego początki sięgają 1970 r., "prawdziwy" Jarocin zaczął się dekadę później, kiedy to Walter Chełstowski i Jacek Sylwin zorganizowali imprezę rockową, która stała się miejscem spotkań młodego pokolenia i manifestacją niezależnej muzyki. A nawet jednym z najważniejszym wspólnotowych przeżyć dorastającego wówczas pokolenia. To tu rozpoczynała karierę cała grupa ważnych zespołów: T. Love i TSA, Moskwa i Siekiera, Variété, Püdelsi, Ziyo, Proletaryat i Closterkeller, ale sam festiwal źle zniósł zmianę systemu. Ostatnia jego edycja, w 1994 r., zakończyła się klapą. (W roku 2005 nastąpiła reaktywacja, a edycja tegoroczna, wracając do starej formuły przesłuchań młodych zespołów, daje nadzieję na pojawienie się czegoś odmiennego na przewidywalnym polskim rynku muzycznym.)

Nie tylko Jarocin miał kłopot z zaistnieniem w III RP. Przez dekadę z hasłem "festiwal" kojarzyły się przede wszystkim telewizyjne imprezy, które odziedziczyliśmy po PRL-u. Sytuacja zaczęła się zmieniać szybko w nowym stuleciu, zwłaszcza za sprawą Open’era. Jak wspominał jego organizator, Mikołaj Ziółkowski w rozmowie z "Tygodnikiem": "postawiliśmy sobie za cel zrobienie dużego europejskiego festiwalu z największymi wykonawcami, wieloma scenami, którym można by było się pochwalić w Europie". I to się udało. Rocznicowa edycja Open’era ściągnęła Coldplay, The Strokes, The National, Foals, M.I.A. czy Youssou N’Doura. Pojawił się jeden z najważniejszych reprezentantów britpopu, Pulp i symbol sceny lat 80. - Prince. W ciągu dekady istnienia Open’er wyrobił sobie markę wśród artystów, ale też przyczynił się do wytworzenia mody na festiwale. Jak przyznaje Ziółkowski: "Pięć-sześć lat temu powiedzieć, że się jedzie na Open’era, było czymś niezwykle ekscytującym i zakrawającym na awangardę, a teraz jest to pewna norma".

Z roku na rok lista letnich festiwali organizowanych w Polsce robi się coraz dłuższa. Do grona najważniejszych dołączyły w ostatnich latach: krakowski Coke Live Music Festival, poświęcony muzyce elektronicznej i tanecznej Selector Festival, warszawski Orange Warsaw Festival, katowicki Tauron Nowa Muzyka, płocki Audioriver. Mówi się, że powoli odrabiamy zaległości. Polska nie tylko nie odstaje już od zachodniego życia muzycznego, ale dorobiła się festiwali znaczących na europejskim rynku. Istotnie, coraz częściej polskie imprezy są wymieniane w międzynarodowych rankingach i pojawia się na nich zagraniczna publiczność.

Przystanek i Off

W najbliższych dniach odbędą się dwie ważne imprezy. Przystanek Woodstock (4-6 sierpnia) organizowany w Kostrzynie nad Odrą przez Fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka ściąga obecnie największą liczbę gości wśród wszystkich polskich festiwali (przede wszystkich ze względu na swój bezpłatny charakter). Pierwsza jego edycja odbyła się w 1995 r. W tym roku wystąpią m.in. The Prodigy, Arka Noego, Dog Eat Dog, ważnym akcentem będzie projekt "Przystanek Republika", przypominający twórczość Grzegorza Ciechowskiego. Obok byłych członków zespołu zaśpiewają m.in. Ania Dąbrowska, Kasia Kowalska, Jacek Bończyk, Glaca i Tomek Makowiecki.

Przystanek to nie tylko muzyka, ale przede wszystkim okazja spotkania się młodych ludzi zaangażowanych społecznie. Jak za każdym razem podkreśla Jurek Owsiak, festiwal jest podziękowaniem dla woluntariuszy i wszystkich, którzy corocznie wspierają działalność Orkiestry. Zapewne z tego właśnie powodu w przeszłości był często atakowany. Niektórym trudno było się pogodzić z tym, że jakiś społecznik potrafi zachęcić tylu młodych ludzi do zrobienia czegoś razem, i to jeszcze pod hasłem "Róbta co chceta".

Z kolei w Katowicach czeka nas Off Festiwal (5-7 sierpnia). Organizowany przez 5 lat w Mysłowicach zdobył dużą renomę jako ważne miejsce dla muzyki, ale też spotkanie artystów reprezentujących różne gatunki sztuki (i tak np. świetny mural wykonał na zamówienie festiwalu Wilhelm Sasnal). Przed rokiem okazało się - po kłopotach z lokalnymi władzami - że impreza przenosi się do Katowic. Dzięki temu Off stał się największym festiwalem alternatywnym w naszej części Europy, na którym goszczą zarówno gwiazdy, jak i przebijający się twórcy. Można na nim usłyszeć zarówno punk i eksperymentalne poszukiwania, indie, folk i noise, postrock i hip-hop, lo-fi czy progresywny metal. Wspólnym mianownikiem stał się tytułowy "Off". Jak tłumaczy Artur Rojek, lider Myslowitz i twórca festiwalu: "Dzisiaj trudno powiedzieć, gdzie zaczyna się muzyka alternatywna i gdzie się kończy. Dla każdego jest to coś innego i każdy sam zakreśla własne granice. Wiele zależy od edukacji, wrażliwości, życiowego doświadczenia. Dla mnie »off« to wszystko, co znajduje się w opozycji do mainstreamu. Mówiąc bardzo prosto to, co niekoniecznie podnosi słupki słuchalności w stacjach radiowych. To, co nie jest zbyt dosłowne i nie proponuje prostych rozwiązań".

Off potrafi wyłamywać się z festiwalowej sztampy poprzez wprowadzanie pewnych wątków, jak przypomnienie przed rokiem muzycznych lat 80. czy też pomysł, by artyści zamiast typowych składanek najbardziej popularnych utworów zagrali raz jeszcze swoje nagrane przed laty płyty. W tym roku Kury wykonają "P. O. L. O. V. I. R. U. S" (z 1998 r.), Primal Scream zagra "Screamadelica!", wydaną w 1991 r., Bielizna zaś przedstawi debiutancki "Taniec lekkich goryli" (1987 r.).

To wszystko nie oznacza hermetyczności. "Chciałem przełamać schemat myślenia, że jeżeli coś jest »off«, to znaczy, iż nie jest popularne - zaznacza Rojek. - Powiedzieć, że alternatywne nie oznacza gorsze czy mniej sprawne. Wręcz przeciwnie. Czasami jest znacznie bardziej interesujące, tylko wymagające większego wysiłku".

A jednak koniec?

Jeszcze w tym roku czekają nas: ifestival (Gdańsk, 20 sierpnia), Coke Live Music Festival (Kraków, 19-20 sierpnia), Tauron Nowa Muzyka (Katowice, 25-28 sierpnia). Każdy zatem może wybrać własną muzyczną ścieżkę. Nie brakuje ani propozycji, ani chętnych słuchaczy. Jak mówi Zuzanna Wrońska z Ballad i Romansów, festiwale dziś to "porcja muzyki w pigułce. A dla mnie świetna okazja, by zobaczyć różne zespoły »za jednym razem«, bo ciężko w ciągu roku wybrać się na każdy koncert z osobna. Pamiętam, że po powrocie z Off Festival w 2009 r. starczyło mi nowości na cały rok".

Jednak na Zachodzie pojawiają się głosy wieszczące kres festiwalowej mody. Niedawno twórca Glastonbury, Michael Eavis ogłosił, że nie tylko jego legendarny festiwal ma przed sobą tylko 3-4 lata, ale w ogóle popularność takich imprez się skończy. Fani muzyki są coraz bardziej nimi znudzeni - podkreśla Eavis. Jego wypowiedź podchwyciły wszystkie wielkie zachodnie media. Czy słusznie?

Już w tym roku kilka angielskich festiwali miało problem ze sprzedażą biletów, jednak Dannii Leivers na stronie internetowej New Musical Express zauważa, że wypowiedź Eavisa brzmi nieco melodramatycznie. Być może mniejsze zainteresowanie festiwalami jest skutkiem recesji, a także podaży przekraczającej popyt. Warto jednak pamiętać, że festiwale - w szczególności Glastonbury - są już nieomal narodowymi instytucjami. I jak długo trwa pasja do muzyki na żywo, tak długo nie znikną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2011